Dyrektorzy szkół przeciw gender!

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

W Dniu Świętości Życia ruszyła kampania nadawania certyfikatów programu „Szkoła Przyjazna Rodzinie”. Już pierwszych 20 szkół przystąpiło do programu, który stawia tamę propagatorom ideologii gender i seksualizacji, uniemożliwiając im bezkarne, często bez zgody rodziców, indoktrynowanie dzieci na terenie placówek edukacyjnych.

Kampania ma na celu zbudowanie zaufania między rodzicami a szkołą. A certyfikat nadany placówce to gwarancja dla dziecka, że będzie ono wychowywane do wartości, jaką jest rodzina i ochrona życia ludzkiego. Będzie edukowane z pełnym poszanowaniem jego godności, jego praw konstytucyjnych i w duchu patriotyzmu. Jak podaje Naszdziennik.pl, certyfikaty „Szkoły Przyjaznej Rodzinie” przyznaje Fundacja Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny, która zapewnia, przygotowane przez specjalistów, materiały potrzebne do realizacji projektu oraz fachową pomoc ekspertów. Udział w programie zadeklarowało wiele szkół z całej Polski.

Jednak ta inicjatywa nie wszystkim się podoba. Na pomoc genderystom przyszła niezawodna „Gazeta Wyborcza”, publikując tendencyjny artykuł, odnoszący się głównie do sposobu finansowania programu, zapominając o wartości samego projektu.

Sam certyfikat jest niby darmowy, ale trzeba zapłacić za anty-genderowe szkolenia. Ile dokładnie - nie udało nam się potwierdzić-

pisze w „GW” Justyna Suchecka.

Słuszności szkolenia broni Piotr Uściński, starosta wołomiński z PiS.

Certyfikat to zobowiązanie, które bierze na siebie dyrektor, że w szkole realizowane będą programy uwzględniające odmienność płci oraz szanujące rodzinę i małżeństwo rozumiane tak, jak jest to określone w konstytucji - czyli związek kobiety i mężczyzny-

tłumaczy Uściński.

Pomimo że inicjatorzy podają dokładny zakres programu, który ma zabezpieczać dzieci przed samozwańczymi edukatorami i wspomóc nauczycieli w promowaniu wartości moralnych, Suchecka spłaszcza temat i zwraca uwagę na jego anty-genderowe podłoże.

Wyjątkowo szybką reakcją na certyfikaty wykazał się resort edukacji. Ten sam, który przez wiele miesięcy zwodził rodziców, domagających się wyjaśnień w sprawie tzw. równościowych przedszkoli i realizowanych w nich zajęć, polegających na przeprowadzaniu eksperymentów na psychice kilkulatków.

Zaniepokojeni rodzice prosili MEN o pomoc i interwencję, gdyż obawiali się, że ich dzieciom dzieje się krzywda. Wówczas resort edukacji powoływał się na autonomię placówek i dyrektorów. Dziś jednak postanowił sprawdzić, czy nie dzieje się krzywda propagatorom ideologii gender. Minister Joanna Kluzik- Rostkowska zażądała pilnego ustalenia sposobu finansowania przez dyrektorów uczestnictwa w programie. Do tego poddała w wątpliwość świadomość dyrektorów i nakazała sprawdzić tych, którzy podpisali deklarację przystąpienia do programu pod kątem wiedzy o kampanii. Tym razem ważne dla niej okazuje się też to, czy rodzice i uczniowie zostali zapoznani z zasadami projektu. Reakcja resortu jest o tyle dziwna, że wcześniej MEN nie był zainteresowany tym, że rodzice umyślnie są pomijani i nikt nie wymagał ich zgody na udział dziecka w zajęciach promujących ideologię genderową.

Dostępu dzieci do destrukcyjnych programów, prowadzonych przez feministki, bronił również prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz. W grudniu 2013 r. ZNP wydało oficjalny komunikat, w którym wyraziło aprobatę dla edukacji genderowej i obiecało wszechstronną pomoc dla nauczycieli propagujących zasady gender na zajęciach. Teraz także nie pozostaje obojętny na blokadę dla celów, jakie postawili inicjatorzy akcji „Szkoła Przyjazna Rodzinie”.

Jestem zdumiony postawą dyrektorów szkół, którzy się do tego zapisali. Czy zapomnieli, że polska szkoła ma być świecka? -

powiedział Broniarz w „Gazecie Wyborczej”.

Wydaje się, że prezes ZNP myli pojęcia świeckość z poszanowaniem Konstytucji RP. Cały program, propagowany przez Fundację Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny, jest oparty na zapisach konstytucyjnych, które jednoznacznie określają prawa do wychowania dzieci w wartościach wynikających z przekonań rodziców.

A co na to sami dyrektorzy podpisujący deklaracje przystąpienia do „Szkoły Przyjaznej Rodzinie”?

Dla naszej szkoły przystąpienie do tego programu było czymś naturalnym. Bo to jest coś, co na co dzień realizujemy i chętnie popieramy. Mamy wspaniałych nauczycieli, którzy właśnie w tym kierunku promocji rodziny działają –

powiedziała w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Bożena Czapkiewicz, dyrektor Zespołu Szkół Ekonomicznych im. Stanisława Staszica w Wołominie.

Dyrektor Zespołu Szkół im. Prezydenta Ignacego Mościckiego w Zielonce, Anna Nowińska-Mróz zapewnia, że grono pedagogiczne w jej placówce jest świadome zagrożeń, które próbują wdrażać rozmaici „edukatorzy”.

Na przykład są to działania jakichś fundacji, stowarzyszeń, które pod pozorem promocji zdrowia czy profilaktyki próbują sprzedać jakąś ideologię. Nauczyciele muszą być bardzo ostrożni -

ostrzega Nowińska-Mróz.

Uważa, że certyfikat stanowi uwieńczenie tego, co w zakresie promocji rodziny, ochrony życia ludzkiego i wychowania patriotycznego robią nauczyciele w jej placówce.

Trudno zatem uwierzyć w troskę minister edukacji o to, że przystępujący do programu dyrektorzy są nieświadomi jego zasad.

Chcemy, aby rodzice byli pewni, że ich dziecko będzie dobrze wychowywane i uczone, a nie deprawowane. Oferta edukacyjna musi być pewna i bezpieczna –

podkreśla Jacek Sapa, prezes Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny.

Gdyby resortowi edukacji czy ZNP zależało na dobru naszych dzieci, edukowaniu ich i wychowywaniu z poszanowaniem Konstytucji RP i ogólnie przyjętych norm moralnych, to wspólnie z inicjatorami propagowaliby program „Szkoła Przyjazna Rodzinie”. Niestety, zamiast tego swoją reakcją kolejny raz udowadniają przychylność dla ideologów gender i indoktrynacji dzieci.

Katarzyna Kawlewska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.