Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że dla jednostek dzikich, ewentualnie zdziczałych lub zdziczenie krzewiących złota myśl Terencjusza: „Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce” jest obca totalnie. Bo wszystko, co ludzkie, jest dzikim obce. Ekshumacje zwłok smoleńskich ofiar to dla nich „profanacje”. Ale nie są nimi szmaty w głowach ofiar, trzecie ręce czy zamiana ciał i chowanie ludzi (jakby mało było nieszczęścia – wybitnych i zasłużonych dla Ojczyzny) w nie swoich grobach.
Rozpylanie przez jednego z prawników, który zdążył potem napluć na Kaczyńskich sto razy, teorii o rozpylanym helu, i w to w czasie, gdy już samo słowo „zamach” budziło przerażenie pożytecznych idiotów, to – według dzikich – jedno z „kłamstw smoleńskich”. Kłamstw – choć rzecz była wyłącznie teorią.
Nie są za to dla dzikich kłamstwami twierdzenia, że istnieje taśma z zapisem kłótni majora Protasiuka z generałem Błasikiem, że padały w kokpicie słowa „Tak lądują debeściaki” oraz „Jak nie wyląduję, to mnie zabiją”. Nie są kłamstwami wrzutki o pijaństwie generała ani sugestie człowieka z gumowym penisem , że „wszyscy na pokładzie tupolewa byli pijani”. Nie jest kłamstwem opowieść Ewy Kopacz o przekopywaniu ziemi smoleńskiej na metr w głąb, chociaż jeszcze pół roku później znajdowano tam fragmenty tupolewa. Nie są kłamstwami ckliwe wyznania Donalda Tuska o wzorowej współpracy z Rosjanami, ani opinia Radosława Sikorskiego, że w rok po katastrofie „wrak już nie jest dowodem”. Bo dla dzikich kłamstwami nie są nawet komunikaty „Jesteś na kursie i na ścieżce” w sytuacji, gdy osoba mówiąca je nie widzi naprowadzanego samolotu lub widzi, ale nie mówi prawdy. Wymieniać dalej? Wspomnieć może jeszcze o „Państwo polskie zdało egzamin” Komorowskiego albo „A może to brat zabił brata?” Saramonowicza? Przemysłu pogardy nie da się zamknąć w kilku cytatach.
Wszak mówimy o dzikich. O tych, którzy rechotali ze śmierci Lecha Kaczyńskiego i 95 osób już w kwadrans po katastrofie. Nawet jeśli słynne „żółwiki” Tuska z Putinem to raczej zdjęcie-symbol niż kadr z ówczesnych emocji premiera rządu, to czy utrzymywanie na pierwszej linii wspomnianego już człowieka z ryjem świni, który powielał wtedy „dowcipy” o „kaczce po smoleńsku” czy „krwawej Mary”, nie było czymś znacznie gorszym?
Jak widać – bycie dzikim nie musi w zjednoczonej Europie oznaczać końca kariery politycznej. Mało tego, w kręgach zbliżonych do lewactwa, dla którego nie ma świętości innych niż prawa gejów i wiewiórek – taki brak orientacji w autentycznych prawach człowieka, polegających m.in. na godnym pochówku, poszukiwaniu prawdy o przyczynach śmierci najbliższych, niewierze w raport ustalony na dyktando podejrzanych o sprawstwo itp.– to wręcz powód do chluby.
Podsumowując - tylko dzicy drwią z cudzej śmierci, tylko dzikim jest wszystko jedno, czy ich zwłoki lub zwłoki ich bliskich spoczną w swoich grobach i tylko dzicy mogą uznać za prawdę objawioną wyniki śledztwa prowadzonego przez pana ministra Millera także we własnej sprawie. Zarówno bowiem Rosjanie (co najmniej przełożeni kontrolerów ze Smoleńska), jak i nasi rządzący z PO - zwłaszcza przełożony BOR, Jerzy Miller - mieli powody, by przemilczeć w smoleńskim śledztwie wiele rzeczy. Dzicy nigdy tego nie dostrzegą.
Cóż, kiedy kosmiczny w swym idiotyzmie brak logiki Jarosławów Kurskich i innych Wrońskich aż kłuje w oczy. Kiedy musieli usprawiedliwiać bezczynność i indolencję swoich przyjaciół z PO, wtedy i Władimir Putin był ich przyjacielem. Po wypadkach na Ukrainie i Krymie nieco im się odmieniło, choć w żaden sposób nie zmienili zdania o postawie Rosjan i rządu Tuska po Smoleńsku. Dziś zapętleni w tchórzostwie i kłamstwie doszli już do takiej paranoi, że sojusznikiem Putina stał się dla nich… Jarosław Kaczyński. Ten sam, który jeszcze przed chwilą chciał według nich wywołać z wojnę z Rosją. Do dziś pamiętam, jak Donald Tusk straszył nią w polskim Sejmie i jaruzelskim hasłem „bo Ruskie wejdą” usprawiedliwiał całkowite oddanie śledztwa stronie rosyjskiej. Czy trzeba przypominać, że kiedy Anodina ogłaszała swój raport, ówczesny szef polskiego rządu szusował sobie na nartkach po włoskich Dolomitach? Tak bardzo to przeżył.
I dlatego nawet dziś nie pochwala organizacji „wiecu” poparcia dla jego nieskromnej osoby w siódmą rocznicę Smoleńska. Kto to chciał zorganizować? Właśnie - dzicy. 10 kwietnia 2017 roku jest ich i tak mniej niż bywało przed laty. Będą dziś, rzecz jasna, wyć jak dzicy, bełkotać jak dzicy i tak jak dzikim goła prawda o ich naturze będzie im wystawać spod wąskich horyzontów.
Ale spokojnie – kiedyś się ucywilizują. A wtedy będzie ich można pokazywać w klatkach na całym świecie. Bo naprawdę rzadko się widzi aż zdziczenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/335143-siedem-lat-po-smolensku-ludzie-i-dzicy-wciaz-musza-zyc-obok-siebie-tylko-dzicy-drwia-z-cudzej-smierci-tylko-dzikim-jest-wszystko-jedno