Tę kobietę, która w nim spoczywa widziałem po raz pierwszy w życiu na stole sekcyjnym. Prokuratura wojskowa żeby mieć porządek w papierach poświadczyła, że jest to Anna Walentynowicz, ale ja wiem, że tak nie jest. Mam nadzieję, że jej ciało się odnajdzie i będę mógł spełnić obietnicę, którą dałem jej za życia, że pochowam ja obok ukochanego męża
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Walentynowicz, syn Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Śledztwo smoleńskie przybliża nas, Pana zdaniem, do poznania przyczyn katastrofy?
Janusz Walentynowicz: Byłem już zniecierpliwiony długotrwałą ciszą, choć nie mówiłem tego głośno i nie artykułowałem tego specjalnie na zewnątrz. Zdaję sobie jednak sprawę z ogromu materiału, z którym musiała zapoznać się i prokuratura i Komisja dr. Berczyńskiego. Sprawa jest arcypoważna i nie można do tego podchodzić w ten sposób, że pogania się kogokolwiek. To wszystko musi odbywać się swoim czasie i tempie. Nie można bowiem przeskoczyć technologii, czy techniki w przeprowadzaniu badań i eksperymentów. To wszystko wymaga skupienia, uwagi i powagi podejścia do problemu. Mam bardzo dużą nadzieję, ona znowu odżyła, posilam się emocjonalnie tym, co słyszę z Prokuratury Krajowej. Wiążę także nadzieję z poniedziałkową konferencją dr. Berczyńskiego. Myślę, że dowiemy się więcej. Generalnie bardzo mnie ucieszyło podejście prokuratury, która w końcu postanowiła umiędzynarodowić to śledztwo i wysłać materiały do badań poza granice Polski. Utnie to wszelkie spekulacje, że to „pisiory” zrobiły, czy ktokolwiek inny. To są niezależne, bardzo poważne instytucje naukowo- badawcze.
Do tej pory tyko mówiono o umiędzynarodowieniu, w końcu staje się to faktem. To duża zmiana.
Oby tak było. Tym bardziej ma to usprawiedliwienie moralne czy nawet pewien bat moralny po tym, co usłyszeliśmy ostatnio z programu Anity Gargas, jak Jerzy Miller wyrażał się o swojej komisji. Mówił, że ona tak naprawdę w ogóle nie istnieje, stąd pytanie, po co w ogóle cokolwiek robili, dla kogo i w jakim celu i ile to kosztowało, bo skoro z tym nikt się nie liczył było to marnotrawienie pieniędzy publicznych. Przede wszystkim chciałbym dowiedzieć się, co się naprawdę wydarzyło w Smoleńsku, jak to wyglądało i dlaczego nasi bliscy zginęli. I nie jest dla mnie istotne, jaki będzie wynik, on ma być prawdziwy. Czy to będzie zamach, niesubordynacja, awaria, czy cokolwiek innego ja chce wiedzieć, jak było naprawdę.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tę kobietę, która w nim spoczywa widziałem po raz pierwszy w życiu na stole sekcyjnym. Prokuratura wojskowa żeby mieć porządek w papierach poświadczyła, że jest to Anna Walentynowicz, ale ja wiem, że tak nie jest. Mam nadzieję, że jej ciało się odnajdzie i będę mógł spełnić obietnicę, którą dałem jej za życia, że pochowam ja obok ukochanego męża
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Janusz Walentynowicz, syn Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.
wPolityce.pl: Śledztwo smoleńskie przybliża nas, Pana zdaniem, do poznania przyczyn katastrofy?
Janusz Walentynowicz: Byłem już zniecierpliwiony długotrwałą ciszą, choć nie mówiłem tego głośno i nie artykułowałem tego specjalnie na zewnątrz. Zdaję sobie jednak sprawę z ogromu materiału, z którym musiała zapoznać się i prokuratura i Komisja dr. Berczyńskiego. Sprawa jest arcypoważna i nie można do tego podchodzić w ten sposób, że pogania się kogokolwiek. To wszystko musi odbywać się swoim czasie i tempie. Nie można bowiem przeskoczyć technologii, czy techniki w przeprowadzaniu badań i eksperymentów. To wszystko wymaga skupienia, uwagi i powagi podejścia do problemu. Mam bardzo dużą nadzieję, ona znowu odżyła, posilam się emocjonalnie tym, co słyszę z Prokuratury Krajowej. Wiążę także nadzieję z poniedziałkową konferencją dr. Berczyńskiego. Myślę, że dowiemy się więcej. Generalnie bardzo mnie ucieszyło podejście prokuratury, która w końcu postanowiła umiędzynarodowić to śledztwo i wysłać materiały do badań poza granice Polski. Utnie to wszelkie spekulacje, że to „pisiory” zrobiły, czy ktokolwiek inny. To są niezależne, bardzo poważne instytucje naukowo- badawcze.
Do tej pory tyko mówiono o umiędzynarodowieniu, w końcu staje się to faktem. To duża zmiana.
Oby tak było. Tym bardziej ma to usprawiedliwienie moralne czy nawet pewien bat moralny po tym, co usłyszeliśmy ostatnio z programu Anity Gargas, jak Jerzy Miller wyrażał się o swojej komisji. Mówił, że ona tak naprawdę w ogóle nie istnieje, stąd pytanie, po co w ogóle cokolwiek robili, dla kogo i w jakim celu i ile to kosztowało, bo skoro z tym nikt się nie liczył było to marnotrawienie pieniędzy publicznych. Przede wszystkim chciałbym dowiedzieć się, co się naprawdę wydarzyło w Smoleńsku, jak to wyglądało i dlaczego nasi bliscy zginęli. I nie jest dla mnie istotne, jaki będzie wynik, on ma być prawdziwy. Czy to będzie zamach, niesubordynacja, awaria, czy cokolwiek innego ja chce wiedzieć, jak było naprawdę.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/335006-trzy-pytania-dojanusza-walentynowicza-mam-nadzieje-ze-odnajdzie-sie-cialo-mojej-mamy-bo-nie-wiem-kto-lezy-u-nas-w-grobie