Dr Maciej Lasek wciąż ma ogromną chęć zabierania głosu na temat badania katastrofy smoleńskiej, lecz dysponuje krótką pamięcią.
Efekt jest taki, że dopóki trwają ich działania i w taki sposób są prowadzone, Rosjanie nie mają żadnego interesu w tym, by zakończyć własne śledztwo. W innym wypadku jestem przekonany, że oddaliby wrak
– powiedział wczoraj „Gazecie Wyborczej” o pracach podkomisji kierowanej przez dr. Wacława Berczyńskiego.
W skrócie Lasek mówi: dopóki komisja pracuje, o wraku możemy zapomnieć. A zatem stawia on tezę, że gdyby komisja się „zwinęła”, szczątki TU-154M natychmiast zostałyby przetransportowane do Polski. Ten idiotyzm mogą łyknąć tylko fanatyczni czytelnicy „GW”. Tacy, którzy nie postawią sobie pytania: dlaczego więc wrak nie został zwrócony w 2011 r., gdy zakończyła prace komisja Millera? Ta sama, w której zasiadał nasz bohater. Przecież wtedy polskie badanie zostało formalnie zakończone, więc Rosjanie – według Laska – powinni nie mieć nic przeciwko zwrotowi polskiej własności. Gdzie tu logika?
Trudno jej szukać u człowieka, który podpisał się pod dokumentem z lipca 2011 r.
Przypomnijmy mu jednak pewien fakt. W komisji Millera pracował na podstawie 13. załącznika do konwencji chicagowskiej. A ten w punkcie 3.5 stanowi:
Zgodnie z postanowieniami zawartymi w punktach 3.3 i 3.4 Państwo miejsca zdarzenia zwalnia spod nadzoru statek powietrzny, jego zawartość i wszelkie jego części, kiedy tylko przestają być potrzebne do badania i przekazuje je osobie lub osobom wyznaczonym w odpowiednim trybie przez Państwo Rejestracji lub przez Państwo Operatora, stosownie do okoliczności.
To przepis, którego Maciej Lasek, Jerzy Miller, Donald Tusk, Radosław Sikorski i inni zajmujący wówczas odpowiednie stanowiska ludzie powinni się kurczowo chwycić. To przepis, który nakazywał Moskwie oddanie Polsce wraku samolotu już w styczniu 2011 r., gdy MAK ogłosił swój skandaliczny raport.
Gdzie wtedy był Maciej Lasek ze swoimi mądrościami? Dlaczego zamiast naciskać na swojego szefa i rząd, by wyegzekwowali zapisy dokumentu, na podstawie którego prowadził całe badanie tej katastrofy, podkulił ogon i nie bił na alarm, że MAK łamie prawo, bo zamiast oddać wrak Polsce, przekazuje go Komitetowi Śledczemu FR?
Nie ma usprawiedliwienia dla tamtego milczenia ze strony polskiej komisji i rządu.
A że nic nie robiono, wiemy m.in. z tu opisanego dokumentu:
Choć w jednym z Maciejem Laskiem trzeba się dziś jednak zgodzić. Mianowicie ze stawianiem pytania: kiedy przedstawiciele państwa polskiego wybiorą się w związku z badaniem katastrofy do Smoleńska lub do Moskwy? Doprawdy nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie poczyniono żadnych kroków w tym kierunku. To pytanie należy kierować zarówno do podkomisji powołanej przez ministra obrony, prokuratury, jak i polskich władz politycznych.
Komisja Berczyńskiego dotychczas informowała, że pojawił się kontakt z szefową MAK Tatianą Anodiną – przysłała list z zapewnieniem o chęci spotkania. Pismo od pani generał oczywiście niewiele znaczy, bo od siedmiu lat doskonale wiemy, że każdy jej ruch, czy nawet słowo należy czytać w kontekście politycznym i przez pryzmat zaciemniania, a nie rozjaśnienia okoliczności tragedii z 10 kwietnia. Jednak polskiej komisji trudno będzie uciec przed obowiązkiem chociażby obejrzenia miejsca zdarzenia. Co innego z wrakiem – tu zespół Berczyńskiego ma kłopot, bo Rosjanie – jak przypomniałem wyżej – zakpili sobie z prawa międzynarodowego, które sami narzucili, i przekazali szczątki samolotu Komitetu Śledczemu, a zatem prokuraturze.
Dlatego to śledczy z zespołu kierowanego przez prok. Marka Pasionka powinni wystąpić o zwrot dowodów rzeczowych (m.in. wraku i czarnych skrzynek), albo choć ich udostępnienie – zbadanie w Smoleńsku. Jak dotychczas (od kwietnia ub.r., gdy nastąpiły zmiany w prokuraturze) żaden tego typu wniosek o pomoc prawną (bo tylko takim narzędziem na poziomie międzynarodowym dysponuje prokuratura) nie został do Rosji skierowany.
Jest jeszcze jeden niuans. Na początku 2011 r. Komitet Śledczy FR przeszedł pod bezpośredni nadzór prezydenta Rosji. Mamy więc pole do rozmów na innym szczeblu niż Prokuratura Krajowa – politycznym (MSZ, premier, prezydent).
Oczywiście zastrzec należy, że elementarny rozsądek nie pozwala wierzyć, by jakiekolwiek rozmowy na temat zwrotu wraku – czy to ze strony komisji, prokuratury, czy władz państwowych – przyniosły efekt. Jednak taki ruch po prostu trzeba wykonać. Choćby po to, by móc powiedzieć: zrobiliśmy, co tylko mogliśmy, ale Rosjanie wciąż nie chcą współpracować. Dlatego szukamy pomocy w instytucjach międzynarodowych i kierujemy sprawę do Hagi.
MSZ czy prokuratura mogą naturalnie powiedzieć, że śledztwo smoleńskie trwa od blisko siedmiu lat, ciągłość władzy w Polsce jest zachowana, więc wniosek o utrudnianiu badania sprawy przez Rosję opieramy na ścianie, od której odbijali się nasi poprzednicy. W niczym jednak nie zaszkodziłoby wysłanie kilku pism do Moskwy. Choćby dla świętego spokoju i uniknięcia zarzutu niewykorzystywania wszelkich form nacisku.
Niezależnie od tego, co wydarzy się w sprawie Smoleńska na kierunku wschodnim, zapowiedziany przez ministra Witolda Waszczykowskiego ruch na Zachodzie jest jak najbardziej trafiony.
Nie będzie to zapewne ani droga łatwa ani szybka. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, do którego skierujemy skargę na Rosję, działa powoli – jak wszelkie instytucje ONZ-owskie. W dodatku Rosja aktualnie ma w nim swojego stałego przedstawiciela. Kadencja Kiryła Geworgiana (to doświadczony prawnik i dyplomata, a w latach 2009 – 2015 dyrektor departamentu prawnego rosyjskiego MSZ) zakończy się dopiero w 2024 r. Będzie miał on więc mnóstwo czasu na wykorzystanie swoich wpływów i obstrukcję (choć pamiętajmy – jako strona sporu, Polska będzie mogła mianować sędziego ad hoc).
Jednak warto spróbować tej ścieżki. Może okazać się dużo skuteczniejsza niż np. deklaracja wsparcia ws. zwrotu wraku złożona przez Donalda Trumpa w czasie kampanii wyborczej.
Ciekaw jestem, jak w obliczu polskiej skargi do Hagi zachowają się nasi badacze z KBWLLP i obóz odsuniętych od władzy polityków – z Sikorskim i Tuskiem na czele. Czy wesprą polski rząd, czy przyjmą postawę znaną z ujawnionych przed kilkoma miesiącami w tygodniku „wSieci” szyfrogramów z lat 2010-2011, kiedy to władze w Warszawie udawały, że smoleńskie problemy z Moskwą nie istnieją…
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/326164-laska-pamiec-krotka-gdzie-byl-gdy-nalezalo-krzyczec-o-zwrot-wraku-i-gdzie-bedzie-za-chwile-gdy-poskarzymy-sie-na-rosje-do-mts