Polska Ambasada dopięła jednak swego. Czasami drogi, którymi podąża prawda są zawiłe. Próba ośmieszenia filmu „Smoleńsk” skończyła się porażką organizatorów, czyli „Klubu Polskich Nieudaczników” w Berlinie.
Starania o projekcję, ze strony Ambasady Polskiej i Instytut Polskiego skończyły się odwołaniem emisji z powodu absurdalnych, ale to zmusiło tych, którzy nie chcieli emisji pod patronatem Ambasady, do znalezienia sposobu, aby przykre wrażenie istnienia cenzury w stolicy europejskiej wolności, zatrzeć. Dodatkowym aspektem tej operacji miało być wyszydzenie filmu. Ale publiczność niemiecka przyjęła go nad wyraz spokojnie a próby ośmieszenia skończyły się niepowodzeniem. Reklama zrobiona nolens volens filmowi przez Ambasadę, czyli walka o jego emisję, zrobiła swoje. 6 stycznia o godz. 20, film zgromadził w kinie „Babylon” tłumy, dawno w tym kinie niewidziane w takiej skali, które przyszły na film, nie po to, by go wyszydzić, ale by go zobaczyć. „Nieudacznicy”, czyli polskojęzyczni pracownicy niemieckich mediów, okazali się, mimo ogromnych wysiłków i wsparcia określonych czynników, nieudacznikami. Po prostu film broni się zarówno jako dzieło artystyczne i jako paradokument.
Prezentacja filmu, co w jakimś głębszym sensie jest symboliczne, odbyła się w kinie „Babylon” znajdującym się we wschodniej części Berlina, należącej niegdyś do NRD, niedaleko placu imienia Róży Luxemburg, działaczki komunistycznej, marksistki, zabitej w Berlinie podczas Powstania Spartakusa w 1919 roku. Pamięć po komunizmie ma się w Berlinie dobrze.
Atmosfera przed kasą była normalna, jak w każdym kinie. Było opóźnienie wynikające z dużego zainteresowania i konieczności dostawiania składanych krzeseł. W pewnym momencie kasa przestała sprzedawać bilety. Nie było demonstracji z żadnej ze stron. Niektórzy spodziewali się berlińskich kodziarzy albo niemieckich lub polskich lewaków. Jak pamiętamy, to miało być podstawą odwołania seansów przez managerów dwóch kin, z którymi wcześniej Polska Ambasada zawarła porozumienie co do terminu emisji.
Powtórzę to jeszcze raz. Film się swoją treścią i formą zdecydowanie się obronił. Cel jaki sobie wyznaczyli WDR (West Deutsche Rundfunk – czytaj: etatowi pracownicy Klubu Polskich Nieudaczników) na pewno nie został osiągnięty. Na balkonie i w sali kina siedziało ok. 500 osób. Generalnie dominowała atmosfera spokoju i ciszy, tak jak to ma miejsce podczas każdego seansu filmowego, gdy film nie jest komedią.
Dosłownie w kilku momentach sala reagowała śmiechem, co współgrało z sytuacją humorystycznej pojedynczej sceny jaka znajdowała się w filmie. W innych przypadkach wynikało to z braku zrozumienia treści, bo napisy były po angielsku, a tłumaczenie nie było doskonałe.
Oczywiście, dały o sobie znać osoby wyraźnie głośno śmiejące się w najmniej odpowiednich do tego momentach, padały też krótkie komentarze, ale wyraźnie było słychać ciągle te same osoby, z tych samych miejsc. Co charakterystyczne: wyraźnie było słychać, że są to osoby raczej mówiące po polsku. Sprzyjało temu zapewne to, że pomimo zakazu na sali pito napoje alkoholowe.
Aktywiści KOD-u, mniej lub bardziej formalni, próbowali od czasu do czasu porwać salę głośnym rechotem w trakcie seansu. To się jednak nie udawało, a nawet wyzwalało odwrotną reakcje. Wyraźnie słychać było uwagi w języku niemieckim z prośbą o ciszę. W pokrzykiwaniu wyróżniał się Jacek Tyblewski, z niemieckiego radia „COSMO” nadającego po polsku. (dawniej EUROPAFUNK). Tyblewski drukuje artykuły na łamach „Kontaktów”, periodyku polonijnego, którego właścicielem jest Andrzej Klon. „Kontakty” to pismo wydawane dla Polonii, formatowane w duchu „europejskiego kosmopolityzmu”.
W trakcie pokazu można było także usłyszeć charakterystyczny głos prezesa oddziału berlińskiego Towarzystwa Polsko-Niemieckiego ChristianaSchrötera, uczestnika wielu KOD-owskich spędów. Schröter odegrał także rolę detektywa. W trakcie seansu i dyskusji ktoś rozrzucił ulotki z informacją o książce Jürgena Rotha „SMOLENSK 2010. Spisek który zmienił świat”. Ponieważ ulotki spadały z balkonu, pan prezes Schröter wpadł na balkon po seansie i rozpytywał siedzących czy widzieli osobę, która te ulotki rozrzucała.
Gdy film dobiegł końca, rozległ się histeryczny okrzyk „propaganda!”, wydany przez kobietę mówiącą z wyraźnie polskim akcentem. Ale nikt nie zareagował, nie wsparł niezadowolenia „miłośniczki” kina. Sala chciała bowiem obejrzeć film, a nawet o nim dyskutować. „Dyskusja” trwała prawie 90 minut, zostało na niej na początku 95% widzów. Dominowała młodzież i osoby w średnim wieku. Trudno ocenić ilu było Polaków a ilu Niemców. Większość, jak można przypuszczać, stanowili Niemcy. Na podium rozsiedli się:
Adam Gusowski, jako inicjator pokazu i moderator, który przedstawił się tylko jako członek Klubu Polskich Nieudaczników. Nic nie powiedział o etatowej pracy w WDR. Usiłował wprowadził ton niepowagi, odpowiedni jego zdaniem do filmu, ale ta jego satyryczna poza raczej skłaniała do zniecierpliwienia, niż rechotliwego śmiechu, który chciał wywołać na widowni. Drugim panelistą był Philipp Fritz, niemiecki dziennikarz, który sam przyznał na wstępie, że nie jest krytykiem filmowym, ale mimo tego spróbuje coś powiedzieć. Trzecim uczestnikiem był dr Piotr Olszówka, mieszkający od wielu lat w Berlinie historyk sztuki, piszący czasami do Tagesspiegel, znający dobrze środowisko berlińskiego KOD-u, pracujący też dla radio COSMO.
„Dyskusja” jednak kompletnie się nie kleiła. Moderator Gusowski chciał prowokującymi pytaniami w stylu dadaistycznym wywoływać aurę surrealizmu wokół tego filmu, ale kompletnie mu to nie wychodziło. Ponieważ nie wychodziło mu w stylu chichotliwo-rechotliwym, próbował poważnie. Rzucał ratunkowe pytania panelistom w rodzaju „Czy jest to dobry film propagandowy?” Philip Fritz coś bąknął i przyrównał „Smoleńsk” do „Pancernika Potiomkim” Sergiusza Eisensteina, co nie jest złym odniesieniem, jeśli patrzymy na „Smoleńsk” tylko pod kątem wartości artystycznych. W końcu Antoni Krauze, to twórca z z bardzo wysokiej półki. Piotr Olszówka zaatakował rząd w Polsce uwagą: „mają pełnie władzy, po co im jeszcze ten film?” Philip Fritz, zapewne chyba mimo woli, powiedział komplement, zwracając uwagę na główną bohaterkę, widząc w niej osobę dynamiczną, szukającą prawdy.
Widać było, że film wywarł wrażenie. Wyzwolił zainteresowanie większej części widowni tematem Smoleńska. Ale także inne wydarzenia pokazane w filmie przykuły jej uwagę, jak choćby wojna w Gruzji w 2008 roku, wystąpienie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z innymi szefami państw w Tbilisi w obronie Gruzji. Podczas tych scen można było odczuć w kinie intensywniejszą ciszę. Być może wynikało to z tego, że widzowie o tych wydarzeniach dowiedzieli się dopiero teraz. Podczas „dyskusji”, która ograniczyła się do rozważań trzech „znawców tematu”, nie padło ani jedno zdanie na temat tego, o jakim wydarzeniu mówi ten film. Na ustach żadnego z panelistów i prowadzącego, ani raz nie zagościło słowo „Rosja, Gruzja, wojna na Ukrainie”. Ważniejszym był problem czy „Smoleńsk” to dobry film propagandowy? To tak jakby mówiąc o utworze muzycznym, skoncentrować się tylko na nutach i udawać, że nie ma poza nimi nic więcej. I że to cała prawda o tym dziele.
Unikanie pewnych tematów, kłopotliwych dla obecnego niemieckiego establishmentu, to już specjalność niemieckich mediów. Problem autocenzury wydaje się być u naszego zachodniego sąsiada coraz poważniejszym problemem. Autocenzura staje się nawykiem-narkotykiem niemieckich dziennikarzy. Podobno wg niektórych badań ok.50% Niemców nie ufa mediom głównego nurtu. Zatem - czy niezasadne jest pytanie czy Niemcy nie mają poważnego problemu z demokracja? A jednocześnie innych pragną uczyć jej przestrzegania.
Wracając do filmu. Pomimo ponad godzinnej dyskusji i próby dyskredytacji „Smoleńska”, film się obronił. Z całą pewnością wiemy jedynie, że nie podobał się trzem starannie wybranym panelistom. Nie wiemy nic o odczuciach publiczności. Organizatorzy zadbali, żeby nie było dyskusji. Publiczność nie mogła zadawać pytań, choć o to prosiła. Deutsche Welle i inne niemieckie media zapewne stworzą narrację, że film się nikomu nie spodobał, bo przecież „wszyscy” „eksperci” jednomyślnie to wyrazili w Berlinie w kinie „Babylon”, a polskie media, wiadomo które, to powtórzą.
http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2017-01-07/smolensk-w-berlinie-uznany-za-dzielo-propagandowe/
http://www.dw.com/pl/z%C5%82e-noty-dla-smole%C5%84ska-w-berlinie/a-37045539
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/322485-pokaz-smolenska-w-berlinie-pomimo-ponad-godzinnej-dyskusji-i-proby-dyskredytacji-film-sie-obronil