Koledzy mówią na Mariana Janickiego „Maniek”, albo „Maniuś”. „Maniek” był dobry, bo ze wszystkimi żył dobrze. Przełożonym wszystko obiecał, dla swoich podwładnych niczego nie chciał. Byle się utrzymać na stołeczku szefa Biura. Układy i układziki, załatwiactwo, przymykanie oka na drobne łamanie procedur - jak w spółdzielni mieszkaniowej z serialu „Alternatywy 4”. Z wierzchu papierowa tapeta, nawet dosyć ładna, ale pod nią tylko tektura. Tekturowa służba, państwo z dykty. Państwo teoretyczne - jak mawiał klasyk.
O tym, co wiemy na temat raportu BOR ws. lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku trzeba mówić głośno. Piszemy o tym szerzej z Markiem Pyzą w bieżącym numerze tygodnika „wSieci”. Aż trudno uwierzyć, że generał Marian Janicki, pupilek władzy PO tak bardzo potrafił mieć w… poważaniu procedury, gdy chodziło o ochronę nielubianego VIP-a. Bo tak należy mówić o prezydencie Lechu Kaczyńskim, którego wyprawa do Rosji została zabezpieczona właściwie tylko teoretycznie.
Przykłady? Proszę bardzo. Przed wylotem trzeba sprawdzić samolot. Tak się dzieje zawsze, robią to pirotechnicy. Przed 10/04 Janicki wyznacza do tej czynności - dodajmy, że wymagającej sporej sprawności fizycznej - magazyniera po wylewie. Człowiek ten magazynierem w dziale pirotechniki został właśnie ze względu na stan zdrowia. Lekarze zabronili mu jakiegokolwiek wysiłku, a przy sprawdzeniu trzeba podciągnąć się, wejść do luku bagażowego, niejednokrotnie schylić. Skąd on się tam zatem wziął? „Maniek” poszedł mu na rękę. Zaliczenie iluś takich sprawdzeń - traktowanych (i słusznie) jako praca niebezpieczna ma wpływ i na dodatki służbowe i potem na wysokość emerytury. Ot, takie załatwiactwo. Może na nic nie miało wpływu, ale czy w przypadku ochrony najważniejszych osób w państwie można o czymś takim w ogóle pomyśleć? Niby nie. Chyba, że… nie ma się presji, by wszystko było na tip top. Jakoś to będzie. Tektura. Tylko, że tym razem się zawaliło…
W obszernym tekście piszemy o kilkunastu innych, także drobnych „niedopatrzeniach”. Nawet pojedynczo nie powinny mieć miejsca, a co dopiero, gdy na siebie nachodzą? Taka operacja jak ochrona prezydenta jest sumą dobrze wykonanych drobnych, rutynowych czynności. Rutyna nie jest tu przeszkodą, o ile każda czynność jest dopilnowana. 10 kwietnia zawiodło wiele rzeczy, ale wniosek płynie z tego jeden. Stało się tak, bo była na to przyzwolenie szefa BOR. Marian Janicki osobiście wielokrotnie przyznawał, że wszystko działo się za jego wiedzą i zgodą.
Wisienką na tym torcie absurdów jest jego awans na generała dywizji. Odebrał go z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Dziadostwo. Aż mdli.
CZYTAJ TAKŻE: Druzgocący wynik audytu w BOR: Zlekceważono zabezpieczenie wizyty śp. Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 roku
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/317195-sklejanie-tektury-slina-czyli-solidnosc-w-bor-za-czasow-janickiego-raport-o-przygotowaniu-lotu-prezydenta-1004-wywoluje-mdlosci