„Polityka nie powinna określać kultury, ale kultura politykę jak najbardziej”, pisał pierwszy powojenny prezydent Zachodnich Niemiec Theodor Heuss. Ciekawe, jak zareagowałby dzisiaj ten historyk z wykształcenia i dziennikarz o liberalnych poglądach, na wieść o wstrzymaniu projekcji filmu „Smoleńsk” w Berlinie…
Przed niemiecką premierą obrazu Antoniego Krauzego wszystko już było - jak mawiają Niemcy - „unter Dach und Fach” - zaproszenia na projekcję w kinie „Delphi” wydrukowane i rozesłane, powitalne wystąpienie polskiego ambasadora przygotowane, ale z projekcji wyszły nici. Co się stało, filmu nie dowieźli…? Kino zapadło się pod ziemię…? A może w Berlinie wybuchła epidemia cholery…? Nic z tych rzeczy. Nad gośćmi, którzy chcieliby obejrzeć ów dramat nawiązujący do największej tragedii współczesnej Polski, w której zginęło dwóch prezydentów, senatorowie, posłowie, przedstawiciele ministerstw, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, szefowie różnorakich instytucji państwowych, organizacji społecznych, duchowni itd., też …zawisła groźba utraty życia lub trwałego kalectwa.
„Film jest tak kontrowersyjny, że ze względów bezpieczeństwa i dla ochrony gości oraz obiektu rezygnujemy z pokazu”,
przekazał stołeczny dziennik „Der Tagesspiegel”, a za nim różne inne niemieckie i polskie media. Ot, taka nowa forma dialogu. Taki obrót sprawy był jakoby… „kompromitujący przede wszystkim dla polskiej ambasady” i „zrozumiały” z punktu widzenia drugiej strony, znaczy tej niemieckiej, skomentował ów dziennik. Kierownictwo kina nie dało się przekonać do zmiany tej decyzji, ale w akcie dobrej woli zaproponowało, że:
„chętnie zgodzi się na projekcję jakiegoś innego filmu”.
No, prawdziwi łaskawcy, Gott sei Dank/Bogu niech będą dzięki…! Niemcy dbają o to, żeby nie dopuścić do żadnego wrednego przekazu, który mógłby jeszcze bardziej skłócić nas, Polaków między sobą, a może i namieszać w głowach obywatelom republiki. Im stressigen Alltag fällt es schwer, die Ruhe zu bewahren/ciężko zachować spokój w takiej stresującej codzienności, ale cóż, muss to muss. Jak wyjaśniła za stołeczną gazetą redakcja Deutsche Welle na swym portalu po polsku, na wypadek, gdyby ktoś nie znał niemieckiego, chodzi o to, że:
„Film o katastrofie smoleńskiej oddaje dokładnie stanowisko konserwatywnego rządu PiS, uważającego katastrofę za zamach, co stoi w sprzeczności ze szczegółowymi wynikami badań polskiej i rosyjskiej strony”.
Cóż za brednie/Quatsch…! Jak można coś podważać, skoro stoi. Było zresztą o tym czarno na białym/schwarz auf weiss w…
„analizie renomowanego tygodnika >>Newsweek Polska<<, który doniósł o planie Jarosława Kaczyńskiego, aby zemścić się za Smoleńsk i wyeliminować Donalda Tuska z polskiej polityki”,
przypomniała gazeta, Deutsche Welle i inne. Takie gierki Krauzego to nie z kierownictwem kina „Delphi”, po ich trupie… A ja zachodzę tylko w głowę, dlaczego w Niemczech nie wycofano żadnego, nawet najbardziej absurdalnego filmu amerykańskiego, np. o zamachach na prezydenta USA i wyssanych z palca aferach w Białym Domu? Ba, dlaczego w Niemczech, że o Polsce nie wspomnę, nie została odwołana emisja tak kontrowersyjnego filmu jak „Nazi-matki, nazi-ojcowie”, pardon, „Nasze matki, nasi ojcowie”, znaczy, ich matki i ojcowie, o w sumie dobrych Niemcach, którzy podczas wojny pomagali żydom, w przeciwieństwie do tych parszywych, polskich antysemitów i złodziei z AK. Albo weźmy hollywoodzką, „historyczną” produkcję pt. „Walkiria” z Tomem Cruisem w roli Clausa von Stauffenberga - nazisty-bohatera, który chciał zabić Hitlera, ale mu nie wyszło, więc sam zginął z okrzykiem na ustach „Za święte Niemcy!”. Tego samego nazisty-bohatera, który pisał w liście do żony o nas, Polakach:
„Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje bata. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”/„Die Bevölkerung ist ein unglaublicher Pöbel, sehr viele Juden und sehr viel Mischvolk. Ein Volk, welches sich nur unter der Knute wohl fühlt. Die Tausenden von Gefangenen werden unserer Landwirtschaft recht gut tun. In Deutschland sind sie sicher gut zu gebrauchen, arbeitsam, willig und genügsam”.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Polityka nie powinna określać kultury, ale kultura politykę jak najbardziej”, pisał pierwszy powojenny prezydent Zachodnich Niemiec Theodor Heuss. Ciekawe, jak zareagowałby dzisiaj ten historyk z wykształcenia i dziennikarz o liberalnych poglądach, na wieść o wstrzymaniu projekcji filmu „Smoleńsk” w Berlinie…
Przed niemiecką premierą obrazu Antoniego Krauzego wszystko już było - jak mawiają Niemcy - „unter Dach und Fach” - zaproszenia na projekcję w kinie „Delphi” wydrukowane i rozesłane, powitalne wystąpienie polskiego ambasadora przygotowane, ale z projekcji wyszły nici. Co się stało, filmu nie dowieźli…? Kino zapadło się pod ziemię…? A może w Berlinie wybuchła epidemia cholery…? Nic z tych rzeczy. Nad gośćmi, którzy chcieliby obejrzeć ów dramat nawiązujący do największej tragedii współczesnej Polski, w której zginęło dwóch prezydentów, senatorowie, posłowie, przedstawiciele ministerstw, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, szefowie różnorakich instytucji państwowych, organizacji społecznych, duchowni itd., też …zawisła groźba utraty życia lub trwałego kalectwa.
„Film jest tak kontrowersyjny, że ze względów bezpieczeństwa i dla ochrony gości oraz obiektu rezygnujemy z pokazu”,
przekazał stołeczny dziennik „Der Tagesspiegel”, a za nim różne inne niemieckie i polskie media. Ot, taka nowa forma dialogu. Taki obrót sprawy był jakoby… „kompromitujący przede wszystkim dla polskiej ambasady” i „zrozumiały” z punktu widzenia drugiej strony, znaczy tej niemieckiej, skomentował ów dziennik. Kierownictwo kina nie dało się przekonać do zmiany tej decyzji, ale w akcie dobrej woli zaproponowało, że:
„chętnie zgodzi się na projekcję jakiegoś innego filmu”.
No, prawdziwi łaskawcy, Gott sei Dank/Bogu niech będą dzięki…! Niemcy dbają o to, żeby nie dopuścić do żadnego wrednego przekazu, który mógłby jeszcze bardziej skłócić nas, Polaków między sobą, a może i namieszać w głowach obywatelom republiki. Im stressigen Alltag fällt es schwer, die Ruhe zu bewahren/ciężko zachować spokój w takiej stresującej codzienności, ale cóż, muss to muss. Jak wyjaśniła za stołeczną gazetą redakcja Deutsche Welle na swym portalu po polsku, na wypadek, gdyby ktoś nie znał niemieckiego, chodzi o to, że:
„Film o katastrofie smoleńskiej oddaje dokładnie stanowisko konserwatywnego rządu PiS, uważającego katastrofę za zamach, co stoi w sprzeczności ze szczegółowymi wynikami badań polskiej i rosyjskiej strony”.
Cóż za brednie/Quatsch…! Jak można coś podważać, skoro stoi. Było zresztą o tym czarno na białym/schwarz auf weiss w…
„analizie renomowanego tygodnika >>Newsweek Polska<<, który doniósł o planie Jarosława Kaczyńskiego, aby zemścić się za Smoleńsk i wyeliminować Donalda Tuska z polskiej polityki”,
przypomniała gazeta, Deutsche Welle i inne. Takie gierki Krauzego to nie z kierownictwem kina „Delphi”, po ich trupie… A ja zachodzę tylko w głowę, dlaczego w Niemczech nie wycofano żadnego, nawet najbardziej absurdalnego filmu amerykańskiego, np. o zamachach na prezydenta USA i wyssanych z palca aferach w Białym Domu? Ba, dlaczego w Niemczech, że o Polsce nie wspomnę, nie została odwołana emisja tak kontrowersyjnego filmu jak „Nazi-matki, nazi-ojcowie”, pardon, „Nasze matki, nasi ojcowie”, znaczy, ich matki i ojcowie, o w sumie dobrych Niemcach, którzy podczas wojny pomagali żydom, w przeciwieństwie do tych parszywych, polskich antysemitów i złodziei z AK. Albo weźmy hollywoodzką, „historyczną” produkcję pt. „Walkiria” z Tomem Cruisem w roli Clausa von Stauffenberga - nazisty-bohatera, który chciał zabić Hitlera, ale mu nie wyszło, więc sam zginął z okrzykiem na ustach „Za święte Niemcy!”. Tego samego nazisty-bohatera, który pisał w liście do żony o nas, Polakach:
„Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje bata. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”/„Die Bevölkerung ist ein unglaublicher Pöbel, sehr viele Juden und sehr viel Mischvolk. Ein Volk, welches sich nur unter der Knute wohl fühlt. Die Tausenden von Gefangenen werden unserer Landwirtschaft recht gut tun. In Deutschland sind sie sicher gut zu gebrauchen, arbeitsam, willig und genügsam”.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/313716-krotka-lekcja-niemieckiego-o-zemscie-kaczynskiego-i-niewiarygodnym-motlochu-ktory-potrzebuje-bata
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.