Dziś, w czwartek 15 września nie brakuje ważnych tematów. Jest pierwsza dymisja w rządzie Beaty Szydło. Za rogiem ważny szczyt Unii Europejskiej w Bratysławie. Za nami nagonka na Polskę w europarlamencie.
Ale to wszystko drobiazgi w porównaniu z tym, co ujawniła podkomisja badająca przyczyny katastrofy smoleńskiej, którą kieruje dr Wacław Berczyński.
Chodzi oczywiście o nagranie z wypowiedzią Jerzego Millera, ówczesnego szefa rządowej komisji badającej wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. A właściwie powinniśmy już zawsze i konsekwentnie pisać „badającej…”.
Oto słowa, których wagi nie sposób przecenić:
Żądamy konwencji chicagowskiej, załącznika 13. i to nie przeszkadza nam. Akceptujemy i nie podpowiadamy polskiemu premierowi, że powinien zmienić swoje stanowisko w tej sprawie. Ostateczna decyzja należy do premiera [Donalda Tuska], bo to premier zastrzegł sobie prawo osobistego nadzoru, może to niedobre słowo, ale bieżącego przypatrywania się naszym poczynaniom.
My działamy, po uzyskaniu pierwotnie zgody premiera. Nasze ustalenia zostaną zderzone z ustaleniami rosyjskimi. Nieformalnie, w odbiorze społecznym.
Jeżeli te raporty będą różne, to będzie do tego cała teoria budowana w społeczeństwie, że albo ten ukrył, albo tamten ukrył, ale na pewno prawda jest gdzieś jeszcze indziej. I w związku z tym oczekiwałbym, że nasze działanie będzie o tyle niestandardowe, że musi uwzględniać wymogi postępowania cywilnego i wewnętrzne dalsze ustalenia metodologiczne oraz dokumentów kończących muszą być zweryfikowane, z punktu widzenia tych okoliczności. Co do tego jestem przekonany.
Państwo zdają sobie sprawę, że to nie jest tylko i wyłącznie dla ministrów, dla generałów, dla komisji przy ministrze infrastruktury. To będzie potężna dyskusja publiczna z różnymi, nieprzyjemnymi dla nas, sugestiami.
Zaczynamy dotykać istoty problemu. Ja zacząłem od tego, że nie przeszkadza nam fakt, że zgodziliśmy się, że wypadek ma charakter wypadku cywilnego. To jest konsekwencja tego przyjęcia. Jeżeli ten raport będzie według norm wojskowych i nie będzie przystawał do raportów ICAO-wskich, to będzie właśnie ten dysonans, o którym wspomniałem. W związku z tym po pierwsze: ja bym poprosił, żeby przedyskutować zmianę raportu końcowego, albo wyprodukowanie dwóch raportów końcowych. Może to drugie jest lepsze, aczkolwiek czasochłonne… ( przez kogo? – pytanie z sali)… przez tę komisję naszą. My mamy tutaj cztery podmioty, które będą publikowały coś: komisję rosyjską, prokuratora rosyjskiego, komisję polską, prokuratora polskiego. Wszystkie te cztery podmioty są wzajemnie od siebie niezależne. W związku z tym albo zadbamy o spójność dialogu ze społeczeństwami – zwłaszcza ze społeczeństwem polskim, bo rosyjskie społeczeństwo, powiedzmy sobie szczerze, przez dwa tygodnie żyło również jakimś tam współczuciem, a po następnych dwóch miesiącach, oprócz garstki – w ogóle nie będą zainteresowani.
Albo zadbamy o jednolity przekaz, który nie sprzyja budowaniu mitów i podejrzeń, albo sami sobie ukręcimy bicz na własne plecy.
Nie znamy dokładnej daty nagrania, nie wiemy, kto był obecny na spotkaniu. Wiemy jednak jedno: te cytaty potwierdzają, że powołana przez rząd Donalda Tuska komisja rządowa nie dążyła do ustalenia prawdy. Jej co najmniej pierwszą, a sądząc po powyższym cytacie jedyną troską, była „spójność” z raportem rosyjskim. By nie powstał „dysonans”, by nikt nie mógł postawić trudnych pytań.
To nie było więc badanie katastrofy. To była operacja propagandowa, działanie z zakresu public relations. Celem było manipulowanie opinią publiczną, osiągnięcie celów politycznych. Prawda - jeśli nie pasowała to tego założenia- nie miała znaczenia.
Dziś widać jasno, jak bardzo mieliśmy rację. Dziś widać, że intuicja nie zawiodła milionów Polaków. Niestety, wielu zawiodła.
Co więcej, Jerzy Miller wyraźnie sugeruje, że wybór konwencji chicagowskiej - a więc całkowicie nieuzasadnione potraktowanie lotu rządowego samolotu jako lotu cywilnego - podyktowany był chęcią maksymalnego upodobnienia polskiego raportu do raportu rosyjskiego. W każdym szczególe. A więc wszystko, każdy krok, także ruchy prawne, miał służyć wymiarowi propagandowemu.
I jeszcze jedno pytanie: czy „prawo do ostatecznego nadzoru”, które zastrzegł sobie Donald Tusk, obejmowało także decyzje dotyczące tego, jak ma wyglądać ostateczna wersja wydarzeń? Czy to ówczesny premier decydował, w ilu elementach, i w których, można odejść od wersji ogłoszonej w Moskwie?
Na to wygląda. To jest - cytując Jerzego Millera - „istota sprawy”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/308463-intuicja-nie-zawiodla-milionow-polakow-komisja-millera-niczego-nie-badala-to-byla-wylacznie-operacja-propagandowa