Nie było chyba w historii polskiego kina filmu trudniejszego do realizacji. „Smoleńsk” został przeklęty przez mainstream zanim ktokolwiek zaczął mówić o konkretach. Szczuto, judzono, wykpiwano, próbując zdławić entuzjazm twórczy już na etapie pierwszego pomysłu. Antoni Krauze nie dał się zastraszyć. Nareszcie mamy film, na który od lat czekały miliony Polaków. To przejmujące wołanie o prawdę!
Praca nad „Smoleńskiem” była niewątpliwie trudna z wielu powodów. Ciężar tak potężnej narodowej tragedii trudno byłoby unieść w wielotomowych dziełach, a co dopiero w dwugodzinnej fabule. Ogrom faktów, zdarzeń, manipulacji, dezinformacji, przez którą trzeba było się przebić, by stworzyć spójną opowieść, wydawała się czymś niemożliwym. Ale udało się. Zawiła historia katastrofy smoleńskiej i późniejszego śledztwa opowiedziana jest dosyć sprawnie, choć w niektórych momentach widać, że autorów scenariusza było aż czterech. Sama historia jest ewidentnie najtrudniejszym elementem, który wpływał na trudność realizacji, ale nie jedynym. Brak wystarczających środków finansowych, rwany proces produkcyjny trwający wiele lat, zmaganie się z czarnym PR-em i ciągła presja z pewnością nie sprzyjają pracy twórczej. Reżyser pracujący nad zobrazowaniem największej katastrofy we współczesnych dziejach Polski zasługuje na wyjątkowy komfort pracy. Antoni Krauze nie mógł na to liczyć. Z góry było wiadomo, że bez względu na efekt ostateczny, zostanie zlinczowany przez polityczne, dziennikarskie i artystyczne elity poprzedniego układu. Dziś wiadomo, że lincz będzie bolesny. Dlaczego? Ponieważ Antoni Krauze obnażył dogłębnie kulisy manipulacji mediów i świata polityki, którymi przez lata karmiono Polaków.
Wielu z nas w ciągu tych ponad 6 lat wyrzuciło z pamięci część bolesnych faktów, jakie miały miejsce po Smoleńsku. Siłą rzeczy zatarła się ostrość wydarzeń, o niektórych zapomnieliśmy całkowicie. „Smoleńsk” Antoniego Krauze przywołuje je na nowo i układa w całość. Dokumentalne zdjęcia z Krakowskiego Przedmieścia, gdzie pijane „bojówki Palikociarzy” atakowały modlących się pod krzyżem ludzi, bluźnierczo naigrawały się z wiary, krzyżowały pluszowego misia, sikały na znicze, wstrząsają. Patrzy się dziś na nie świeżym wzrokiem, z dystansem i mądrością nowego etapu. Doskonale pokazują, kto siał dzikie podziały społeczne, kto rozdzierał naród nienawiścią i komu do dziś zależy na pogłębianiu przepaści pomiędzy dwiema Polskami.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie było chyba w historii polskiego kina filmu trudniejszego do realizacji. „Smoleńsk” został przeklęty przez mainstream zanim ktokolwiek zaczął mówić o konkretach. Szczuto, judzono, wykpiwano, próbując zdławić entuzjazm twórczy już na etapie pierwszego pomysłu. Antoni Krauze nie dał się zastraszyć. Nareszcie mamy film, na który od lat czekały miliony Polaków. To przejmujące wołanie o prawdę!
Praca nad „Smoleńskiem” była niewątpliwie trudna z wielu powodów. Ciężar tak potężnej narodowej tragedii trudno byłoby unieść w wielotomowych dziełach, a co dopiero w dwugodzinnej fabule. Ogrom faktów, zdarzeń, manipulacji, dezinformacji, przez którą trzeba było się przebić, by stworzyć spójną opowieść, wydawała się czymś niemożliwym. Ale udało się. Zawiła historia katastrofy smoleńskiej i późniejszego śledztwa opowiedziana jest dosyć sprawnie, choć w niektórych momentach widać, że autorów scenariusza było aż czterech. Sama historia jest ewidentnie najtrudniejszym elementem, który wpływał na trudność realizacji, ale nie jedynym. Brak wystarczających środków finansowych, rwany proces produkcyjny trwający wiele lat, zmaganie się z czarnym PR-em i ciągła presja z pewnością nie sprzyjają pracy twórczej. Reżyser pracujący nad zobrazowaniem największej katastrofy we współczesnych dziejach Polski zasługuje na wyjątkowy komfort pracy. Antoni Krauze nie mógł na to liczyć. Z góry było wiadomo, że bez względu na efekt ostateczny, zostanie zlinczowany przez polityczne, dziennikarskie i artystyczne elity poprzedniego układu. Dziś wiadomo, że lincz będzie bolesny. Dlaczego? Ponieważ Antoni Krauze obnażył dogłębnie kulisy manipulacji mediów i świata polityki, którymi przez lata karmiono Polaków.
Wielu z nas w ciągu tych ponad 6 lat wyrzuciło z pamięci część bolesnych faktów, jakie miały miejsce po Smoleńsku. Siłą rzeczy zatarła się ostrość wydarzeń, o niektórych zapomnieliśmy całkowicie. „Smoleńsk” Antoniego Krauze przywołuje je na nowo i układa w całość. Dokumentalne zdjęcia z Krakowskiego Przedmieścia, gdzie pijane „bojówki Palikociarzy” atakowały modlących się pod krzyżem ludzi, bluźnierczo naigrawały się z wiary, krzyżowały pluszowego misia, sikały na znicze, wstrząsają. Patrzy się dziś na nie świeżym wzrokiem, z dystansem i mądrością nowego etapu. Doskonale pokazują, kto siał dzikie podziały społeczne, kto rozdzierał naród nienawiścią i komu do dziś zależy na pogłębianiu przepaści pomiędzy dwiema Polskami.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/307368-smolensk-glosne-wolanie-o-prawde-antoni-krauze-obnazyl-kulisy-manipulacji-mediow-i-polityki-ktorymi-przez-lata-faszerowano-polakow