Dr Łuczewski: "Nie zakończyliśmy żałoby po Smoleńsku. Ona cały czas trwa. Wobec Lecha Kaczyńskiego wykorzystano cały szereg dehumanizujących strategii"

Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański

Konflikt w polskim społeczeństwie, który pojawił się niedługo po katastrofie smoleńskiej, sprawił, że nie zakończyliśmy żałoby po Smoleńsku. Ona cały czas trwa. Spór o Trybunał Konstytucyjny to jedna z konsekwencji takiego stanu

— mówi PAP Michał Łuczewski, socjolog z UW.

Mija sześć lat od katastrofy smoleńskiej. Czy we współczesnych, różnorodnych społeczeństwach możliwe jest wspólne przeżywanie żałoby?

dr Michał Łuczewski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektor programowy Centrum Myśli Jana Pawła II: Polacy to nigdy nie był jeden naród. Od zawsze mieliśmy wiele narodów, które walczą o to, który jest prawdziwie polski. Wydawało się, że po tej nieustannej, wyczerpującej, trwającej stulecia walce nastał nareszcie czas pokoju. We wspólnej żałobie połączyli się dotychczasowi wrogowie: liberałowie i konserwatyści, prawicowcy i lewicowcy, postkomuniści i antykomuniści. Połączyła ich katastrofa, bo to była ich wspólna katastrofa. Zginęli w niej ich bliscy, przyjaciele, współpracownicy. Każdy z nas znał kogoś z pasażerów. To była żałoba nie tylko nad tymi, którzy zginęli. Ale przede wszystkim nad nami samymi.

Dziś trudno odtworzyć tę atmosferę jedności. Ludzie, którzy się nie znali, nagle zaczynali ze sobą rozmawiać. Wspólne modlitwy. Wielokilometrowa kolejka przed Pałacem Prezydenckim. Palące się znicze w całej Warszawie i w całej Polsce.

Po 10 kwietnia byliśmy wspólnotą?

Obok duchowego przeżywania żałoby jednocześnie toczyła się kampania wyborcza, pojawiały się pytania o to, kto jest odpowiedzialny za katastrofę i kto przejmie władzę. Trudno było rozgraniczyć, gdzie kończy się żałoba, która jednoczy, a gdzie rozpoczyna polityka, która dzieli. A potem przeszliśmy do jeszcze silniejszej polaryzacji, do jeszcze bardziej brutalnej walki wszystkich ze wszystkimi, która trwa do dzisiaj. Żałoba powinna doprowadzić do odzyskania pokoju: wewnętrznego i zewnętrznego, ale wzbierający konflikt między nami sprawił, że jej nie zakończyliśmy. Ona cały czas trwa.

To co, wobec tego, przeżyliśmy jako społeczeństwo?

Po katastrofie przed Pałacem Prezydenckim gromadzili się ludzie, którym nikt nie powiedział, że mają tam pójść. To był impuls silniejszy od nich. Następowała jakaś przedziwna transformacja, która sprawiała, że Prawo i Sprawiedliwość wezwało do narodowej zgody, a ci, którzy Lecha Kaczyńskiego nie darzyli szacunkiem, naraz zaczęli składać mu hołdy. Pojawił się nawet pomysł wyboru wspólnego prezydenta ponad podziałami. Tak nagła i tak powszechna jedność nie następuje w żadnym nowoczesnym społeczeństwie. Przez lata uczyłem moich studentów teorii Rene Girarda, jednego z najwybitniejszych współczesnych antropologów, który zajmował się początkami ludzkiej kultury. Po 10 kwietnia zrozumiałem, że na wielką skalę przeżywamy opisany przez niego pierwotny rytuał. Zrozumiałem, że teoria, która dotyczy społeczeństw archaicznych, w rzeczywistości opisuje nas samych.

Co jest w nas z tych dawnych społeczeństw?

Cały czas walczymy wszyscy ze wszystkimi, tak jak robiły to społeczeństwa pierwotne, tyle że zamiast kamieni i dzid używamy mediów, symboli, ironii i żartów. I cały czas wyszukujemy winnych za nasze własne winy, tzn. szukamy kozłów ofiarnych. Uważam, że rolę takiego kozła ofiarnego odegrał Lech Kaczyński.

Jednak społeczeństwa nowoczesne, inaczej niż archaiczne, nie sakralizują kozłów ofiarnych. W tym sensie nie należymy do nowoczesności. Nie ma nic dziwnego w tym, że opłakujemy kogoś, kogo podziwialiśmy i kochaliśmy. Tak działo się po śmierci Jana Pawła II. Zaskakujące było jednak to, że zjednoczyliśmy się po śmierci Lecha Kaczyńskiego, który jeszcze chwilę wcześniej był wyszydzany i atakowany - jeszcze w marcu 2010 r. u niemal trzech czwartych Polaków budził więcej negatywnych niż pozytywnych emocji.

Ten zaskakujący mechanizm, który rządził społeczeństwami archaicznymi i który rządzi naszym społeczeństwem, Girard tłumaczył w następujący sposób: kozioł ofiarny pozwala wspólnocie się połączyć w niechęci wobec niego; kiedy ginie, wspólnota odzyskuje spokój - nie ma już tego, który przeszkadzał, ale następnie zasługę za to wyjątkowe, niezrozumiałe wydarzenie wspólnota zaczyna przypisywać tej osobie, która zginęła. W ten sposób demonizowany wróg wspólnoty zamienia się w jej boga. Ale w istocie wspólnota w swym bogu wielbi samą siebie. Wywyższenie kozła ofiarnego służy celebrowaniu jedności społecznej, ale nie własnemu nawróceniu.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.