Lata mijają, ale ból rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej pozostaje ten sam. Prawda, Panie Maćku?

Fot. wPolityce.pl/TVP
Fot. wPolityce.pl/TVP

Nie lubię bigoterii i często uprawianego na prawicy świętego oburzenia. Są jednak kwestie, którymi nie powinno się wycierać gęby.

Jestem daleki od stawiania śmiałych tez na temat katastrofy smoleńskiej, bez sprawdzenia faktów. Staram się nie stawiać pochopnych opinii, bo wciąż nie dysponujemy precyzyjnymi informacjami na temat tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, a poza tym nie czuję się ekspertem w dziedzinie lotnictwa czy nauk ścisłych. Pozostawiam to mądrzejszym od siebie.

Co do jednego jestem natomiast pewien – należy zachować szacunek do tajemnicy śmierci. Bez względu na wiarę w określoną wersję wydarzeń, bez względu na przekonania polityczne czy światopogląd. To nie jest kwestia deklaracji ideowej, ale naturalnej honorowej postawy. Gdy dochodzi do tragedii, o pewnych rzeczach się nie mówi.

Spędziłem kilka godzin na konferencji poświęconej katastrofie smoleńskiej organizowanej między innymi przez UKSW i WSKSiM. Można powiedzieć, że wydarzenie, jak wiele innych w tym temacie – trochę z nauk ścisłych, trochę z filmoznawstwa, sporo uwagi poświęcono również mediom. Standard. Był jednak taki moment, gdy trudno było zachować obojętność – wspomnienia rodzin ofiar: Magdaleny Merty, Ewy Błasik i Andrzeja Melaka.

Szczególnie wspomnienia wdowy po gen. Błasiku sprawiały, że wszyscy obecni na sali przenieśli się w czasie do pewnego sobotniego poranka… Łzy, żal, niewyobrażalny ból, który nawet po latach odciska swoje piętno na zmartwionej twarzy, ale również pragnienie wyjaśnienia sprawy – to wszystko przemknęło jak w kalejdoskopie podczas kilkuminutowego wystąpienia generałowej.

Trudno też przejść do porządku dziennego nad wspomnieniami Andrzeja Melaka, który mimo wieloletniej batalii o wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej, dalej z trudem wspomina 10 kwietnia 2010 roku, dzień który na zawsze odmienił jego życie. Podobno nic nie ma takiej siły autentyzmu jak łzy mężczyzny. Jeśli przyjmiemy to kryterium, łatwiej będzie nam zrozumieć, co przeżywa przewodniczący Komitetu Katyńskiego.

Dla nas rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej są bardzo często tylko medialnymi fantomami, gadającymi głowami, które powtarzają identyczne frazy, ciągle na ten sam temat. W istocie, za każdą z 96 ofiar tragedii kryje się inny dramat, inna tęsknota, zupełnie inny sposób odczuwania bólu…

Dlaczego o tym piszę? Bo patrząc na łzy rodzin ofiar przypomniałem sobie żarciki Macieja Stuhra, który ku uciesze rozbawione gawiedzi, gaworzył, że publiczność ma „tu polew” nawiązując do rządowego samolotu.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.