Zniszczone dokumenty z 10 kwietnia 2010 roku. Generał Pacek: „Nie kierowałem działaniami Sztabu Generalnego w dniu katastrofy”

Fot. mon.gov.pl/materiał prasowy
Fot. mon.gov.pl/materiał prasowy

Były doradca ministra obrony Bogdana Klicha odpiera zarzuty obecnego kierownictwa MON. „Nie kierowałem działaniami Sztabu Generalnego w dniu katastrofy” - mówi w rozmowie z RMF FM generał Bogusław Pacek.

Rzecznik resortu Bartłomiej Misiewicz w oświadczeniu przesłanym mediom stwierdził, że to generał Pacek pełnił dyżur kierownictwa Sztabu Generalnego w dniach 10 i 11 kwietnia 2010 roku. To właśnie wtedy powstał Dziennik Działań Dyżurnej Służby Operacyjnej, który w lutym 2012 roku —według MON - miał zostać niszczony.

Zdaniem szefa resortu obrony Antoniego Macierewicza zniszczenie ponad czterystu stron meldunków miało „na celu utrudnienie, albo wręcz uniemożliwienie w niektórych aspektach dojście do prawdy w sprawie tragedii smoleńskiej”.

Zaraz po katastrofie smoleńskiej nadzór nad działaniami Sztabu przejął najpierw telefonicznie, a potem osobiście pierwszy zastępca Dowódcy Sztabu Generalnego generał Mieczysław Stachowiak

—powiedział generał Bogusław Pacek „RMF FM”. Były doradca Bogdana Klicha odmówił w rozmowie z rozgłośnia skomentowania treści Dziennika Działań.

Nie zajmowałem się dokumentacją – stwierdził. Generał dodał, że jego dyżur 10 kwietnia polegał tylko na przyjęciu telefonicznego meldunku od oficera dyżurnego, a potem całość działań Sztabu nadzorował już generał Mieczysław Stachowiak.

Generał Pacek nie chciał też skomentować doniesień podpułkownika Sławomira Komisarczyka na temat zawartości Dziennika. Podpułkownik Komisarczyk w liście do „Wirtualnej Polski” informuje, co zawierały dokumenty, których protokół zniszczenia opublikował wcześniej portal „tvp.info”. Czytamy w nim m.in.

W dniu katastrofy zapisy dotyczyły głównie chronologicznych sentencji powiadamiania przełożonych i przedstawicieli władzy o katastrofie w ramach istniejącego schematu powiadamiania. Cała Służba Dyżurna wiadomości na temat katastrofy zdobywała głównie z mediów i nic szczególnego w zniszczonym dokumencie nie było, bo być nie mogło. Żadne tajne, czy mniej tajne służby nie informowały nas o katastrofie, bo nie miały takiego obowiązku

W końcowym uzasadnieniu ppłk. rez. Komisarczyk tłumaczy, że chciał tym listem „choć trochę przybliżyć znaczenie i wartość zniszczonego dokumentu, a przede wszystkim przekonać tych nieprzekonanych, że oficerowie Wojska Polskiego nie mieli i nie mają nic do ukrycia”.

Ryb, rmf24.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.