Wieprzki kwiczą, karawana idzie dalej. Przemysł pogardy nie zagłuszy prawdy o Smoleńsku

fot. wikipedia/ CC BY-SA 2.5
fot. wikipedia/ CC BY-SA 2.5

Wznowienie, a może raczej rozpoczęcie od zera prawdziwego śledztwa w sprawie przyczyn tragedii w Smoleńsku, oznacza wznowienie także, i to ze wzmożoną siłą tego wszystkiego, co normalni, wrażliwi i kulturalni ludzie nazywają „przemysłem pogardy”, wspomniane zaś w tytule wieprzki – słusznym „dorzynaniem watahy”.

Nie mam złudzeń – wiele jeszcze przed nami opluwań, wymiocin i wszelkich innych płynów ustrojowych, jakie będą chcieli dolewać do posmoleńskiego błota ludzie bez kręgosłupów, serc i mózgów, jakże chętnie zapraszani do TVN, a wcześniej i do TVP. Nie ma słów, do których by się posunęli, nie ma rzeczy, jakiej by nie zrobili i nie ma granicy, za którą powiedzieliby sobie „stop, wystarczy, przecież ci ludzie nie żyją”. Wszelkie baśnie prawicowej braci o tym, że z funkcjonariuszami przemysłu pogardy można dziś jeszcze rozmawiać o Polsce, godności, uczciwości, ba, nawet wywijać figury na tanecznym parkiecie, budzą mój sprzeciw. A może inaczej – niech każdy rozmawia i bawi się, z kim chce, ale proszę się nie dziwić, że są ludzie, jak niżej podpisany, którzy mieliby wielkie problemy już z samym podaniem ręki posmoleńskim chamom obojga płci, dla których śmierć 96 osób oznaczała nie smutek, żal czy współczucie dla bliskich ofiar, ale wyłącznie – strach przed utratą pozycji i społecznego statusu.

Najpierw Palikot z Tuskiem, potem reszta ferajny aż po najniższe szeregi władzy PO-PSL, pełzające od studia do studia w poszukiwaniu najtańszego rozgłosu – wszyscy oni podporządkowali wszystko po Smoleńsku jednej tylko Sprawie: aby społeczeństwo nie odwróciło się od władzy tak nieodpowiedzialnej i przepełnionej nienawiścią, która przyniosła straszne owoce. I by nie poparło, choćby ze współczucia, tak okrutnie i krwawo doświadczonej opozycji. Nie ma większego dowodu na to, że przez ostatnie lata rządzili nami politycy złego sortu – nastawieni niemal wyłącznie na trwanie przy korycie, dojenie państwa i urządzanie polowań na opozycję.

Ryba psuła się od głowy, ale i wtedy, i dziś, dolne partie szybko pojęły, w czym mają uczestniczyć. Niektórzy poszli w ów taniec na grobach tak daleko, że stempel ohydy będą nosić na czole do końca swoich dni. Bliżej nieznany kmiotek, mający wielkie problemy z własnym wizerunkiem, a pewnie i orientacją nie tylko w terenie, lider grupy Video – na branżowy bankiet niedługo po Smoleńsku założył T-shirt ze zdjęciem prezesa PiS i podpisem „Kaczyński jest tylko jeden!”. Na salonach i w mainstreamie: zero oburzenia, choć sprawa w prasie kolorowej była dość głośna. Inny człowiek kultury – reżyser Andrzej Saramonowicz pytał na Facebooku, i to zupełnie poważnie: „A może to brat zabił brata”? Wojciech Czuchnowski pławił się w opisach rozczłonkowanych zwłok Prezydenta na łamach „GW”. Były prezydent Lech Wałęsa przekonywał, że winnym tragedii jest brat Prezydenta, bo… kazał pilotom i bratu lądować. W lot chwytał tę opowieść Tomasz Nałęcz, drwiąc cynicznie, że „prezydent Komorowski jakoś nie ma w zwyczaju niczego sugerować pilotom…”.

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.