Jürgen Roth o 10/04: "Szybko dostrzegłem pewną prawidłowość. Kto nie wierzył w błąd pilota, ten natychmiast był stygmatyzowany jako zwolennik teorii spiskowej"

fot.Zysk
fot.Zysk

W trakcie pracy nad książką „Tajne akta S. Smoleńsk, MH-17 i wojna Putina na Ukrainie” nawet nie przypuszczałem, jaką polityczną burzę wywoła ona w Polsce, chociaż od samego początku było dla mnie jasne, iż panujący w tym kraju klimat polityczno-medialny nie sprzyja rzeczowej dyskusji na temat katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku

— napisał na portalu „resonanzboden.com” Jürgen Roth, niemiecki dziennikarz śledczy, autor książki „Tajne akta S.”

Moja publikacja powstawała jednak głównie z myślą o czytelnikach niemieckich, znających tylko oficjalną wersję przyczyn katastrofy i nieświadomych wielu otwartych kwestii oraz uzasadnionych wątpliwości związanych z tą tragedią. Miała ona przerwać milczenie na temat Smoleńska poza granicami Polski. Tymczasem po jej wydaniu w Republice Federalnej zapadła głucha cisza.

Podobnie jest z pytaniami i sprzecznościami pojawiającymi się w związku z zestrzeleniem w lipcu 2014 roku nad Ukrainą malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH-17. Obie katastrofy – abstrahując od głęboko sięgającej dezinformacji – łączy bardzo dużo. Wielorakie polityczne interesy uniemożliwiają wyciągnięcie na światło dzienne ich prawdziwych przyczyn. I tu, i tu istotną rolę odgrywa niemiecka Federalna Służba Wywiadowcza (BND). W dodatku świat nie chce dochodzić prawdy o nietransparentnej roli rosyjskiego rządu w wydarzeniach, do których doszło w Smoleńsku i na Ukrainie.

W przypadku Smoleńska szybko dostrzegłem pewną prawidłowość. Kto nie wierzył w błąd pilota, ten natychmiast był stygmatyzowany jako zwolennik teorii spiskowej. W obliczu tak wielu sprzeczności występujących w oficjalnych raportach rosyjskim i polskim takie stawianie sprawy wydało mi się nad wyraz uproszczone.

Podobnie postrzegał to Andreas Schockenhoff, zmarły niedawno koordynator rządu Republiki Federalnej do spraw Niemiecko-Rosyjskiej Współpracy Międzyspołecznej, który mówił w lutym 2013 roku, podczas Monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa:

Wiadomo, że istnieją najprzeróżniejsze spekulacje dotyczące przyczyn oraz odpowiedzialności za katastrofę polskiego samolotu w Smoleńsku. Ale jasne jest, że spekulacje te można wyjaśnić tylko dzięki otwartości i przejrzystości. Postawa Moskwy jest niezrozumiała. Rosjanie otaczają całą sprawę tajemnicą, co skłania do pytań o motywy takiego działania.

Od lat rozgrywany w Polsce konflikt, koncentrujący się wokół pytania, czy do katastrofy doszło z winy pilota (jak twierdzą rządy rosyjski i polski oraz prezydent Bronisław Komorowski), czy też mogła ona być skutkiem zamachu (jak uważa opozycja pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego), po opublikowaniu „Tajnych akt S” zyskał nową dynamikę. W swojej książce cytuję raport źródłowy funkcjonariusza BND, który powołując się na dwa wysoce wiarygodne źródła, donosił do centrali w Pullach, że na pokładzie Tu-154M miały znajdować się materiały wybuchowe. Informacje te utwierdziły wielu Polaków w ich głębokim przekonaniu, że dochodzenie w sprawie katastrofy nie było prowadzone w należyty sposób, a rządy Polski i Rosji ukrywają prawdziwe okoliczności tragedii.

Polski minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna oświadczył:

Ani oficjalnie, ani nieoficjalnie nie słyszałem nic o istnieniu takich dokumentów [BND].

Jak jednak mógł o nich słyszeć, skoro o wspomnianym raporcie być może nie wiedziało nawet kierownictwo BND? Nieczęsto zdarza się, by rzecznik niemieckiego wywiadu udzielał mediom wyczerpujących informacji. Jednak wobec polskich dziennikarzy był nad wyraz wylewny:

BND w żadnym momencie nie wychodziła z założenia, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu. I nigdy nie informowaliśmy rządu o takiej teorii.

Tymczasem w mojej publikacji nie ma mowy o tym, że „BND wychodziła z założenia, iż w Smoleńsku mogło dojść do zamachu”. Niestety, zabrakło pogłębionych analiz – także ze strony niemieckich dziennikarzy, którzy potraktowali dementi BND jako prawdę objawioną, nie przeczytawszy nawet książki. A przecież cytuję w niej raport źródłowy, który mówi:

Możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych przeprowadzony przez funkcjonariuszy wydziału FSB działających pod przykryciem w ukraińskiej Połtawie, pod dowództwem generała Jurija D. z Moskwy. Pozostałego przebiegu zdarzeń dotyczącego realizacji, pozyskania materiałów wybuchowych czy komunikacji – mimo podjęcia intensywnych działań – nie udało się wyjaśnić, ponieważ nie można wykluczyć poważnego zagrożenia dla działających na miejscu źródeł.

Skomentowałem to w następujący sposób:

Jak to bywa ze wszystkimi informacjami wywiadowczymi BND, można im wierzyć lub nie. Te jednak pasują do układanki z faktów i poszlak, co pozwala sądzić, że nie zostały wyssane z palca.

Co ciekawe, nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech oficjalna wersja rosyjska i polska przyczyn katastrofy smoleńskiej jawi się jako bezdyskusyjna. Być może wynika to z faktu, że Prawo i Sprawiedliwość jest przedstawiane jako partia wsteczna, a nieżyjący prezydent Lech Kaczyński i jego brat Jarosław jako konserwatywni, zacofani politycy.

Ów wypaczony obraz ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale to właśnie on uniemożliwia poważną debatę choćby na temat obecności materiałów wybuchowych na pokładzie Tu-154M. Należy przy tym wspomnieć, że ta „awanturnicza teza” jest rozważana przez wielu wybitnych polskich naukowców. Czy to wszystko może być jedynie teorią spiskową?

Zastanawia również fakt, że polska prokuratura wojskowa tuż przed publikacją „Tajnych akt S” ujawniła kolejną wersję zapisu rejestratora rozmów w kokpicie, zgodnie z którym dowódca sił powietrznych miał zmuszać pilotów do lądowania w Smoleńsku mimo złych warunków atmosferycznych. Tymczasem już w styczniu 2012 roku renomowany krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna  po wielomiesięcznych analizach wykluczył obecność generała Błasika w kabinie pilotów. Dlaczego zatem niemieckie media informowały jedynie o doniesieniach prokuratury wojskowej, nie wspominając ani słowem o całkowicie odmiennej ekspertyzie Instytutu Sehna? Sprzeczność goni sprzeczność.

„Tajne akta S” to publikacja, która traktuje o katastrofie smoleńskiej w szerszej perspektywie systemowych kłamstw dawnego sowieckiego i obecnego rosyjskiego aparatu władzy. Katastrofa smoleńska stanowi niewątpliwie ważny przyczynek do analizy tej polityki – podobnie jak rosyjska agresja na Ukrainie czy zestrzelenie MH-17. Najwyraźniej wielu współczesnym dziennikarzom brakuje czasu na czytanie książek do końca. Stare sycylijskie przysłowie mówi:

Kto jest głuchy, ślepy i milczy, ten żyje sto lat w spokoju.

Pasuje ono doskonale do obecnej sytuacji w Niemczech czy Austrii. Bo w związku z katastrofą smoleńską wydaje się, że maksymę tę przyswoili sobie nie tylko wierni rządowi polscy komentatorzy.

Opracowanie i tłumaczenie: Ewa Stefańska, tłumaczka książki „Tajne akta S.”, która wkrótce ukaże się w Polsce.


Już dziś zamów książkę w przedsprzedaży! Szczegóły TUTAJ!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.