Bronisław Wildstein w "Bliżej": "Być może Roth stał się kanałem informacyjnym, którym państwo niemieckie daje ostrzeżenie dla Rosji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolityce.pl/TVP Info
wPolityce.pl/TVP Info

Można snuć różne hipotezy. Ale gdy występuje zaognienie stosunków z Rosją, to wypuszcza się takie informacje. Być może Roth stał się takim kanałem informacyjnym, gdzie państwo niemieckie daje ostrzeżenie dla Rosji: wiemy o was dużo. Tego nie wiemy

mówił Bronisław Wildstein w programie „Bliżej” Jana Pospieszalskiego na antenie TVP Info, komentując rewelacje z książki niemieckiego autora.

WIĘCEJ: Jurgen Roth w „Bliżej”: Źródła mówiące o zamachu w Smoleńsku pochodzą z kręgów rządowych w Polsce i z FSB

Wcześniej Janusz Rolicki z „Faktu” przekonywał, że Roth jest osobą niewiarygodną.

Nawet „Fakt” dezawuuje Rotha - on w swojej działalności ma mnóstwo potknięć polegających na tym, że jego książki kończą się procesami. Na Zachodzie istnieje taki rodzaj dziennikarstwa śledczego, który polega na tym, że dla sprzedaży autorzy stawiają tezy mocno kontrowersyjne

— ocenił.

Dodawał, że nie wierzy w wybuch na pokładzie tupolewa.

Gdyby wybuch miał miejsce, to ten samolot inaczej by wyglądał. Nasz tupolew jest z grubsza złożony i poukładany

— ocenił.

Wildstein ripostował:

Fakt” jest córką „Bilda”, a ten niemiecki dziennik poważnie traktuje tezy Rotha. Ale nie w tym rzecz - to nie jest kwestia wiary. Tupolew został rozbity na ponad 60 tysięcy odłamków - został dużo bardziej zniszczony niż samolot nad Lockerbie. (…) Podstawowa rzecz to inny zespół - konferencja smoleńska. Zespół absolutnie działających społecznie naukowców, ponad 100 profesorów, którzy się zebrali za własne pieniądze. Podeszli do tego tak, jak powinno się do tego podejść - zaczęli badać to, co jest dostępne - rozrzucenie szczątków samolotu, sposób odkształcenia

— mówił publicysta „wSieci”.

Jak dodawał, wnioski naukowców wskazują na duże prawdopodobieństwo wybuchu - niezrozumiała, zdaniem Wildsteina, jest za to reakcja instytucji państwa.

Dopóki prokuratura i zespół Laska nie podejmą debaty z nimi, to metodologia każe traktować punkt dojścia naukowców jako punkt obowiązujący. To, co mówi Jurgen Roth - to sprawy w sumie pięciorzędne. Tu mamy do czynienia z czymś, od czego zaczyna się badanie każdej katastrofy i zbrodni

— podkreślał.

Z kolei Andrzej Stankiewicz z „Rzeczpospolitej” dość sceptycznie podchodził do rewelacji niemieckiego dziennikarza:

Byłoby łatwiej komentować, gdyby Jurgen Roth pokazał dokument. Nie chcę deprecjonować tego, co robi, bo to doświadczony dziennikarz. Jest tak, że służby różnych krajów zakładały możliwość zamachu. Tego typu informacje mogą się znaleźć w jakichś dokumentach BND - ja tego nie wykluczam. To normalny raport funkcjonariusza - jeśli ten dokument istnieje - który przekazał informację do centrali. Spójrzmy, jaka wersja się wyłania z tego, co pisze Roth. Wysokiej rangi polski polityk - których było trzech, może pięciu w Polsce - wydaje bezpośrednie polecenie funkcjonariuszowi FSB, który przekazuje to dalej - do jednostki FSB, która działa pod przykryciem na Ukrainie, i ta jednostka przeprowadza operację przy udziale Polaków…

— ocenił.

I dodawał:

Marzec 2014 roku to dokładnie czas, gdy Putin przeprowadza tzw. referendum na Krymie. Nie zarzucam Rothowi złej woli - obawiam się tylko, że może być narzędziem gry, której nikt z nas nie rozumie

— podkreślił.

Wildstein odpowiadał:

Wywiad jest narzędziem państwa - nie decyduje szef wywiadu, ale władze państwowe. Tym władzom nie było na rękę ujawnianie tej sprawy - także dlatego, by władze Platformy dalej były przy sterach. Można snuć różne hipotezy. Ale gdy występuje zaognienie stosunków z Rosją, to wypuszcza się takie informacje. Być może Roth stał się takim kanałem informacyjnym, gdzie państwo niemieckie daje ostrzeżenie dla Rosji: wiemy o was dużo. Tego nie wiemy

— tłumaczył publicysta „wSieci”.

maf, TVP Info

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych