PÓŁ PORCJI MAZURKA. Nowe stenogramy to zabawa w przekonywanie przekonanych. Ale wyjątkowo paskudna zabawa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. staszewski, PRS Team.net/CC/Wikimedia Commons
Fot. staszewski, PRS Team.net/CC/Wikimedia Commons

Z jednej strony wiemy, że nowe odczyty nikogo nie przekonają, bo w sprawie Smoleńska linie poddziałów utwardzono już tak bardzo, że żadne doniesienia (rewelacje o tym, że niemiecki BND wierzy w rosyjski zamach z jednej i potwierdzenie wersji Anodiny o naciskach gen. Błasika z drugiej strony) ich nie zmienią. Nie przybliży nas to też do żadnej niewygodnej prawdy.

Raczej owe „nowe odczyty” każą mnożyć wątpliwości. Wyrażają je zresztą ludzie skądinąd dalecy od PiS, jak Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców kpiący na Twitterze: ‏

Germanwings odczytał skrzynki po 5 godz. RP po 5 latach. Dobre i to choc ich slaba strona jest brak tel Dudy do pilota z nakazem lądowania

Nawet jeśli uciekniemy od kpin, to pytanie jakim cudem nowe, wywracające wszystko stenogramy znalazły się właśnie teraz, pięć lat po katastrofie, za to miesiąc przed wyborami prezydenckimi jest zasadne. Zastanówmy się również cóż nam właściwie dano? Oto dziennikarze RMF dotarli (czytaj: dostali od kogoś, bo raczej nie włamali się do sejfu) do „odczytanych na nowo fragmentów stenogramów” z kokpitu. Powtórzmy: obszernych, ale jednak fragmentów stenogramów – bo przecież nie zaprezentowano ich w całości. No i kto je odczytał? Jacyś biegli – tu znów brak nazwisk i konkretów.

Czytamy, że owi biegli odczytali je dokładniej, bo mieli własną kopię nagrań z czarnej skrzynki. Bo, przypomnijmy, czarną skrzynkę wciąż mają Rosjanie i ani myślą ją oddać. Polacy nie są w stanie zweryfikować czy w tej skrzynce nikt nie gmerał, nie mogą jej dokładnie przebadać. Ciągle – w pięć lat po rozpoczęciu śledztwa – poruszamy się wśród dowodów, które wydzielają nam Rosjanie.

Doświadczeni dziennikarze zastanowiliby się w tej sytuacji pięć razy jaką wartość mają takie dokumenty. Historyków – a co najmniej jedna z gwiazd RMF jest z wykształcenia historykiem – uczą na studiach krytycznego podejścia do źródeł. No cóż, gorączka kampanii wyborczej każe zawiesić takie wątpliwości. Szkoda.

Jest jednak jeszcze jeden, nie polityczny, prokuratorski czy międzynarodowy aspekt tej publikacji o popijaniu piwka i zmuszaniu pilotów do samobójstwa. To realna krzywda wyrządzona rodzinom ofiar. Wdowa po gen. Błasiku znów słyszy, że to jej mąż siedział w kokpicie i naciskał by szli w pewną katastrofę, rodzina Mariusza Kazany przeżywa to samo.

Kto weźmie odpowiedzialność za to oplucie ofiar na dwa dni przed rocznicą ich śmierci?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych