"Podjęcie tematu przez tak znanego autora jest cenne, bo milczenie uwłacza nam i pamięci ofiar." Prof. Krasnodębski o książce Rotha dot. 10/04. NASZ WYWIAD

fot. Facebook/profil Zdzisława Krasnodębskiego
fot. Facebook/profil Zdzisława Krasnodębskiego

wPolityce.pl: Czego spodziewa się pan po lekturze książki Jürgena Rotha dot. tragedii smoleńskiej?

Prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS: Słyszałem, że pan Roth starannie i od dłuższego czasu zbierał materiały na temat Smoleńska. Wiem też, że będzie ujawniał pewne dokumenty. Myślę, że będzie to pierwsza książka poważnego zachodniego autora, wydana przez poważne wydawnictwo. Już teraz będąca bestsellerem w niemieckiej wersji Amazon. Nie znam treści, więc oczywiście nie mogę powiedzieć, co w szczegółach będzie zawierała, ale sam fakt pojawienia się jej jest ważny, ponieważ może to pomóc w przełamaniu bariery milczenia. Przez pięć lat nikt się tą katastrofą na dobrą sprawę nie zajmował w Niemczech i w ogóle w Europie. Żaden tygodnik, zwykle łasych na sensację, w rodzaju „Der Spiegel”czy „Der Stern” nie próbował zweryfikować faktów. Dużo rzeczy pojawiało się w internecie, ale to był jednak margines. Rozmawiałem ostatnio z angielskim kolegą, który po naszym wysłuchaniu w Parlamencie Europejskim, był bardzo zaciekawiony i też czeka na tę książkę, bo też już o niej słyszał w PE. Sam fakt podjęcia tego ważnego dla Polaków tematu przez tak znanego autora jak Jürgen Roth jest bardzo cenny, bo milczenie uwłacza nam i pamięci ofiar. Gdy niezależni eksperci mają szansę przedstawić swojej argumenty, robią one duże wrażenie. Pod ich wpływem również mój angielski rozmówca doszedł do przekonania, że sprawa wcale nie jest jasna i powinno zostać przeprowadzone międzynarodowe śledztwo.

Przemilczanie sprawy smoleńskiej, spychanie jej w niepamięć, jest stałą taktyką polskich władz, stosowaną niemal tuż po katastrofie. Czy nie sądzi pan, że podobnie będzie się działo wokół tej książki?

Nie, raczej nie będzie ona zamilczana. Raczej będą atakowane tezy w niej zawarte jako skrajne i bez pokrycia. Autor będzie atakowany. Sądzę jednak, że książki nie uda się przemilczeć, tak jak to próbuje się z sukcesem przemilczać polskie publikacje. Już to, co Jürgen Roth ujawnił - że istnieje dokument BND wskazujący na zamach - oznacza, że niemieckie kręgi rządowe już dawno musiały brać pod uwagę hipotezę zamachu. Ale jej już dalej nie sprawdzano, natomiast robiono wszystko, aby ludzie, którzy publicznie zgłaszali wątpliwości względem oficjalnych wyjaśnień, byli piętnowani i marginalizowani. To też świadczy o tym, jak silny był interes polityczny.

Czy nie uważa pan, że można mieć pewne obawy co do tego, że Jürgen Roth - przy całym szacunku do jego warsztatu - może być zmanipulowany, wprowadzony w błąd przez służby?

Oczywiście niczego nie można wykluczyć. Choć trzeba podkreślić, że niemieckie społeczeństwo i niemieckie elity nie jest aż takim monolitem, jak to się często w Polsce wydaje. Owszem, nie są oni podzieleni jak Polacy, ale jednak różnią się często w ważnych kwestiach. Nie sądzę więc, że Jürgen Roth padł ofiarą manipulacji służb. Nie wiadomo też, po co miałaby być ona przeprowadzona. Po pierwsze, trudno sobie wyobrazić, aby Polacy w tym stanie, w jaki się znajdują, pod wpływem nowych informacji podjęli jakieś ostre, gorące działania w sprawie Smoleńska. Mogłoby chodzić raczej zmniejszenie szans wyborczych Andrzeja Dudy i PIS. Ale to przecież tym razem teza o zamachu przychodzi z Niemiec. Jürgen Roth robi to wyłącznie na własne ryzyko. My książkę przeczytamy, zapoznamy się z argumentami.

Tę publikację Polska powinna jakoś wykorzystać?

Niewątpliwie powinniśmy dążyć do powołania ciała złożonego z międzynarodowych ekspertów, którzy zajęliby się sprawą katastrofy. Bez przesądzania oczywiście, czy pan Roth ma rację, czy pan Lasek i polscy prokuratorzy. Ale do rozstrzygnięcia tego potrzebne jest uczciwe śledztwo, a nie ataki i dezawuowanie osób, które niezależnie od rządu pracują nad wyjaśnienie tej tragedii. Książka Jürgena Rotha jest ważna dlatego, że w przekonaniu przeciętnego Europejczyka sprawa jest, jeśli w ogóle się nad nią zastanawia, jasna – piloci pod przymusem i pod naciskiem lądowali wbrew zakazowi kontrolerów. Propagandowa moskiewska wersja z pierwszych dni wryła się umysły. Teraz pojawia się szansa, żeby ten stan rzeczy zmienić.

Obserwując kolegów-europarlamentarzystów z Platformy Obywatelskiej widzi pan u nich jakieś oznaki zaniepokojenia książką Rotha? Jakieś rozbiegane oczy, czoła zlane potem?

Nie, ale podczas słynnego posiedzenia podkomisji polityki obronności i bezpieczeństwa widziałem u niemieckich eurodeputowanych z Europejskiej Partii Ludowej, chęć obrony oficjalnych ustaleń z wszelką cenę. Oni będą bronić PO do końca. Bo w tej obronie jest ich interes polityczny – bronią siebie przecież, swoich kolegów partyjnych, w jakiś sensie także Merkel…

…Kremla też bronią. Tamtych tez kremlowskich…

No tak, ale sytuacja się dziś zmieniła i przypomniano sobie Putina sprzed Smoleńska, a więc z czasów zabójstwa Politkowskiej, Estemirowej, Litwinienki  itd. Nie już dziś nie ma złudzeń co do Władimira Putina. To okoliczność sprzyjająca wyjaśnieniu sprawy. Wracając do sytuacji ciszy wokół Smoleńska, to trzeba przypomnieć kontekst międzynarodowy. To był czas „resetu” i w wielu stolicach europejskich obawiano się, by katastrofa smoleńska nie doprowadziła ostrego konfliktu Warszawy z Moskwą. Wpływano zapewne na Donalda Tuska, aby wyciszał sprawę, aby się zachowywał, tak jak się zachowywał, choć prawdopodobnie miał własne powody, aby sprzeniewierzyć się roli premiera RP. Dziś jest inaczej. Istnieje nawet pewne zapotrzebowanie na to, aby Putina pokazać w złym świetle. Przypominają się czy, gdy świat zajął się Katyniem w latach 50, gdy zimna wojna sprawiła, że pojawiło się zapotrzebowanie polityczne na pokazanie prawdziwego oblicza Związku Sowieckiego, Stalina. Dziś może wchodzimy w podobną fazę.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.