Rządowy ekspert o wybuchu bomby w samolocie: „W takim przypadku zapisy nagle się urywają”. W Smoleńsku także urwały się nagle…

fot. raport PKBWLLP
fot. raport PKBWLLP

Opublikowane 5 stycznia 2015 materiały z konferencji naukowej „Mechanika w Lotnictwie ML-XVI 2014” zawierają kilka referatów odnoszących się do problematyki związanej Katastrofą Smoleńską. Poniżej przedstawiam krótkie omówienie niektórych z nich.

Jan Błaszczyk Wojskowa Akademia Techniczna, Warszawa

PROBLEMY WYTRZYMAŁOŚCIOWE SKRZYDŁA SAMOLOTU W LOCIE W MOMENCIE KONTAKTU Z DRZEWEM

Referat autora jest zbliżony do zaprezentowanego przezeń na I. Konferencji Smoleńskiej. W wyniku analizy statycznej kontaktu skrzydła z pniem drzewa dr Błaszczyk rekonstruuje najbardziej prawdopodobny, jego zdaniem, przebieg wypadków: zniszczenie pierwszego dźwigara w skrzydle wskutek uderzenia, utratę stateczności przez poszycie przedniego kesonu i ścięcie brzozy przez poszycie między pierwszym a drugim dźwigarem. Oznacza to, że w jego modelu skrzydło pozornie wychodzi z konfrontacji z drzewem zwycięsko, ale jest tak osłabione, że już po minięciu brzozy siły zewnętrzne spowodują odłamanie końcówki. W związku z faktem, że górna i dolna część brzozy do siebie pasują, a na górnej części pnia zachowała się długa drzazga, jest dla mnie oczywiste, że wnioski autora nie odnoszą się wprost do sytuacji smoleńskiej, ponieważ nie było możliwości, aby tylny, nieuszkodzony keson przeniknął przez nieuszkodzoną drzazgę.

Praca dr. Błaszczyka w żaden sposób nie potwierdza wniosków tych, którzy postulują oderwanie skrzydła na brzozie.

Bohdan Jancelewicz Emerytowany profesor Politechniki Warszawskiej

SMOLEŃSK’2010 – UWAGI O BEZPOŚREDNICH PRZYCZYNACH WYPADKU ORAZ OSTATNICH SEKUNDACH LOTU SAMOLOTU Tu-154M 101

Autor stara się zrekonstruować ostatnie sekundy lotu, malowniczo uzupełniając techniczne wywody hipotezą zachowania załogi, które niezbyt elegancko nazywa się „szczurem”, czyli zniżeniem wbrew obowiązującym przepisom pod chmury, aby nawiązać kontakt z ziemią i móc wylądować. Zdaniem profesora, ten lot miał miejsce praktycznie na poziomie pasa startowego, czyli ze wskazaniem wysokościomierzy barometrycznych „zero”! Następnie autor opisuje rozpoczęcie wznoszenia w domniemanej reakcji na wyłaniające się z mgły drzewa.

To jest w zasadzie mój największy zarzut do tej pracy, ponieważ autor nie informuje wprost, że mamy do czynienia z hipotezą, na której potwierdzenie nie ma żadnych dowodów, a wydaje się zapominać, że podjęto decyzję o odejściu na drugi krąg jeszcze przed zejściem pod chmury. Profesor, analizując zapisy CVR, musiał mieć tego świadomość. Zaś jego stwierdzenie o tym, że zwiększenie prędkości opadania umożliwiło nawiązanie kontaktu wzrokowego z ziemią (przypomnijmy, że podstawy chmur miały znajdować się ok. 50 m nad poziomem pasa, a może i niżej), budzi niestety zażenowanie.

Nie lepiej autor radzi sobie z próbą dowiedzenia, jakoby nawigator błędnie ustawił częstotliwości radiolatarni na ARK-15, w efekcie czego samolot poruszał się prawie równolegle do pasa od strony południowej, ale niedostatecznie blisko do osi pasa, aby móc wylądować. Profesor traktuje ten rzekomy błąd jako dowiedziony fakt. Nie wspomina jednak o przesłankach, które przeczą jego hipotezie. Po pierwsze o tym, że nawigator meldował o ustawieniu prawidłowych częstotliwości radiolatarni. Po drugie o tym, że częstotliwości, które analizuje Autor, pochodzą z „rekonstrukcji” przyrządów dokonanej przez Rosjan, a nie są ich oryginalnymi ustawieniami, pochodzącymi wprost z wrakowiska. MAK zresztą bez ogródek poinformował, że przyrządy te są „zrekonstruowane”, i takie zapisy znajdujemy w dokumencie, który profesor analizował, pracując nad referatem (Załącznik nr 4 do protokołu wojskowego). Tyle, że w referacie o tym już nie wspomniał, sugerując, że omawiane ustawienia pochodzą jeszcze z wrakowiska.

Po trzecie wreszcie - gdyby autor przygotowując referat skonsultował się z osobami, które eksploatowały radiokompas - czyli pilotami - wiedziałby, że postulowany przez niego błąd w ustawieniach jest tak duży, że ARK nie wskazywałyby kierunku, a sygnał dźwiękowy przelotu nad radiolatarniami (który słyszymy w zapisach CVR) - najprawdopodobniej w ogóle by się nie włączył. Szczególnie dotyczy to dalszej, gdzie różnica pomiędzy meldunkiem nawigatora a „rekonstrukcją” MAK wynosiła 10 kHz.

Wydaje się zatem, że jedyne, co udało się profesorowi w analizie pracy radiokompasu, to nie udowodnienie błędu nawigatora samolotu, ale skuteczne poddanie w wątpliwość jakości wykonanej przez MAK „rekonstrukcji” wskazań tego urządzenia.

Bardzo interesująco wygląda natomiast alternatywna do odcięcia skrzydła przez brzozę hipoteza szybko narastającego obrotu w związku z uszkodzeniem slotów i klap lewego skrzydła.Autor, podobnie jak dr Błaszczyk, postuluje, że uderzenie w drzewo nie spowodowało natychmiastowej separacji końcówki płata, lecz jedynie uszkodzenie przedniego kesonu i późniejsze odpadnięcie skrzydła. Także ta koncepcja nie tłumaczy zachowania na brzozie drzazgi, ale trzeba podkreślić, że profesor szuka innych, dodatkowych przyczyn nierównowagi sił nośnych, niebędących jednak złamanym drzewem na działce Nikołaja Bodina. I to jeszcze przed minięciem przez tupolewa tej brzozy, w miejscu porośniętym niewielkimi drzewkami o średnicach pni do 15 centymetrów. Już tam autor postuluje przeciągnięcie i przepadanie maszyny.

Stanisław Żurkowski Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych

UWAGI DO DYSKUSJI NA TEMAT PRZYCZYN KATASTROFY SAMOLOTU TU-154M W SMOLEŃSKU

Autor, członek KBWLLP, poddał krytycznej analizie koncepcję wybuchu w skrzydle tupolewa. Bazując na wyglądzie szczątków skrzydła, podkreślił brak rozerwanych na zewnątrz i wywiniętych blach, wytopień metalu w miejscu wybuchu, czy wreszcie braki śladów sadzy.

Niestety, z referatu nie dowiemy się, jak autor interpretuje liczne wewnętrzne okopcenia poszycia i ślady rozerwania od wewnątrz, widoczne choćby na częściach wraku badanych na zlecenie Prokuratury Wojskowej, a których zdjęcia możemy oglądać np. oglądać np. tutaj http://www.npw.internetdsl.pl/Dokumenty/01.pdf; fot.16, 22, 33, 75.

Zawężenie analizy dr. Żurkowskiego do części wraku leżących w „obrysie” każe postawić pytanie o jakość wiedzy i rzetelność, było nie było, członka Komisji badającej katastrofę, dla którego istnienie fragmentów wraku, omówionych przez biegłych prokuratury, nie powinno być tajemnicą.

Dalej autor omawia zapisy CVR z wybranych katastrof lotniczych, w których nastąpiły wybuchy w kadłubie lub w zbiornikach paliwa. Analizując zamachy bombowe, stwierdza przy tym, że w takim przypadku zapisy FDR i CVR nagle się urywają, a wybuch bomby, jeśli nawet zostanie zarejestrowany, jest bardzo głośny.

Nie wspomina jednak, że zapisy w Smoleńsku także urwały się nagle, co dla innych członków Komisji Millera było niezaprzeczalnym dowodem na brak eksplozji!

Następnie dr Żurkowski zastanawia się, czy jest możliwe aby dźwięk zinterpretowany przez KBWLLP jako pochodzący od uderzenia w brzozę był odgłosem wybuchu - i dochodzi do wniosku, że nie. W ogóle jednak nie odnosi się do głośnej sekwencji trzech metalicznych, wybrzmiewających huków, które zarejestrowały się na CVR wcześniej, gdy samolot był jeszcze w wiązce bliższej radiolatarni, a w kabinie „krzyczał” TAWS. Odgłosy te omawiała na II Konferencji Smoleńskiej prof. Anna Gruszczyńska-Ziółkowska, nie próbując jednak zinterpretować ich przyczyny.

Moim zdaniem pierwszego wybuchu należy szukać właśnie tam - w miejscu, o którego istnieniu autor referatu w ogóle nie wspomina. W ogóle nie analizuje też problemu, czy „dźwięk przesuwających się przedmiotów” mógł być odgłosem łamania i darcia się poważnie uszkodzonego skrzydła.

Dr Żurkowski konkluduje,że w związku z narastaniem sytuacji kryzysowej w kabinie samolotu zamach bombowy najprawdopodobniej można wykluczyć. Akurat takiego, nie kategorycznego stwierdzenia należałoby się spodziewać, znając niedostatki prac KBWLLP.

Wydaje się jednak, że o ile autor słusznie zauważa sam fakt wystąpienia słyszalnej sytuacji kryzysowej w kabinie tupolewa, to już interpretacja tego faktu, którą podaje (czyli sakramentalne „zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg” ) jest w mojej opinii nieuprawniona. Ale to już temat na inny tekst.

Zaprezentowane w materiałach konferencyjnych referaty o tematyce „smoleńskiej” mają bardzo różny poziom merytoryczny i wydaje się, że wbrew opinii niektórych „ekspertów”, środowisko związane z Konferencją Smoleńską nie powinno mieć w stosunku do referentów z Kazimierza absolutnie żadnych niepotrzebnych kompleksów. Tym bardziej, że niektóre prezentowane tezy nie zostały w materiałach z ML-XVI w ogóle naukowo udokumentowane i noszą znamię luźnych dywagacji, snutych przy nierzadko rażących brakach w wiedzy faktograficznej.

Z całością materiałów konferencyjnych można zapoznać się TUTAJ

Polecam też analizę referatu M. Laska i M. Cona, której autorem jest bloger bbudowniczy

Marek Dąbrowski

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.