TYLKO U NAS. Działania ws. materiałów wybuchowych w cieniu interesów władzy. Badania obciążone polityką

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wSieci
Fot. wSieci

Do 15 grudnia Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji ma czas na przesłanie wojskowej prokuraturze kolejnego już uzupełnienia ekspertyzy dotyczącej obecności materiałów wybuchowych w Smoleńsku. Niestety widząc, co w tej sprawie dzieje się dotychczas, można mieć wątpliwości, czy eksperci rozwieją wszelkie wątpliwości oraz obronią swoją prace przed krytycznymi uwagami naukowców, którzy w pracy CLKP wykryli wiele podstawowych błędów. Niestety nad sprawą materiałów wybuchowych wisi od początku cień polityki, a także podejrzenia o kierowanie się złą wolą prokuratury i CLKP. Widać to na różnorodnych polach działania NPW i CLKP.

Od początku sprawy materiałów wybuchowych widać zaskakującą politykę informacyjną prokuratury w tej sprawie. Gdy we wrześniu 2012 roku Cezary Gmyz po raz pierwszy napisał o odkryciu materiałów wybuchowych na wraku Tupolewa, śledczy rozpoczęli wielomiesięczne tańce w tej sprawie. Dopiero po wielu tygodniach przyznali w ogóle, że detektory do badań przesiewowych kilkaset razy wskazały, iż na wraku wykryto ślady substancji wybuchowych. Od początku jednak przekonywano, że niczego to nie oznacza, ponieważ takie urządzenia się mogły pomylić. Ostateczne wyniki miały dać badania laboratoryjne. Do dziś jednak takich wyników nie ma.

Do ciekawych wniosków prowadzi analiza językowa komunikatów, jakie przedostawały się w sprawie wybuchowej do opinii publicznej.

Biegli powołani przez prokuraturę nie stwierdzili na wraku tupolewa trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego

— mówił szef okręgowej prokuratury wojskowej w Warszawie płk. Ireneusz Szeląg 30 września 2012 roku.

W podobnym tonie prokuratura wypowiadała się kilkakrotnie.

Biegli nie stwierdzili pozostałości materiałów wybuchowych na elementach wraku Tu-154M

— informowała 27 czerwca Naczelna Prokuratura Wojskowa.

Zaś już po wykonaniu przez CLKP ekspertyz NPW wydała 17.01.2014 roku komunikat, w którym czytamy:

Nadmienić jednak należy, że w konkluzji opinii fizykochemicznej biegli z CLKP ustalili m.in., iż w poddanych analizie próbkach pobranych podczas sekcji ekshumowanych zwłok oraz z powierzchni wytypowanych miejsc i elementów szczątków ww. samolotu nie ujawniono śladów pozostałości materiałów wybuchowych oraz substancji będących produktami ich degradacji.

Jak widać prokuratura konsekwentnie informowała, że materiałów wybuchowych nie znaleziono. Przekaz wygląda, jakby eksperci, a zatem i śledczy nie pozostawiali w tej sprawie sobie żadnej furtki, jakby mieli pewność dotyczącą swoich ustaleń. Ta pewność może zaskakiwać, zarówno ze względu na racjonalne podejście do nauki, która zawsze powinna zostawiać furtki, jak i po przeanalizowaniu innego komunikatu prokuratury wojskowej.

W środku listopada NPW informowała o kolejnej ważnej ekspertyzie – tym razem dotyczącej złamanej w Smoleńsku brzozy. Biegli mieli ustalić, czy znalezione w niej fragmenty metalu pochodzą z rządowego Tupolewa, który uległ katastrofie. W tym komunikacie czytamy:

W wyniku przeprowadzonych badań biegli uznali za bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że 10 próbek ujawnionych i zabezpieczonych w brzozie pochodzi z konstrukcji lewego skrzydła samolotu Tu – 154 M nr boczny 101. Jedna próbka nie występuje w materiale porównawczym, ale zdaniem biegłych pochodzi ona z elementu wykonanego ze stopu odlewniczego (aluminium z krzemem) stosownego m.in. w technice lotniczej. W ocenie biegłych, analiza dokumentacji fotograficznej, dostarczonej do badań wskazuje, że wśród elementów konstrukcji skrzydła samolotu Tu – 154 M nr boczny 101, w rejonie uszkodzenia, występują elementy, które mogą być wykonane jako odlewy, ale na tej podstawie nie ma możliwości ustalenia, czy ta konkretna próbka pochodzi z tych elementów.

W tej sprawie prokuratura zabiera głos w zupełnie inny sposób niż przy okazji ekspertyzy wybuchowej. W tym przypadku komunikat stosuje prawdopodobieństwo, iż badane elementy znalezione w brzozie pochodzą z lewego skrzydła Tupolewa. NPW zaznacza również, że jednej z próbek nie udało się zbadać (nie ma możliwości ustalenia), zaś w poprzednich komunikatach do mediów wskazywano, że „nie można wykluczyć”, że ona pochodzi ze skrzydła. Dziwić więc może, że w narracji dotyczącej materiałów wybuchowych NPW odeszła od tego typu przekazu, wskazując za każdym razem, że materiałów wybuchowych nie stwierdzono. Tu już nie ma wykorzystania gradacji prawdopodobieństwa ani wskazania, że czegoś nie można wykluczyć.

Pytana o analizę językową tych komunikatów Naczelna Prokuratura Wojskowa tłumaczy, że przekazuje jedynie ustalenia biegłych, a sprawą używanego języka zdaje się nie przejmować.

Troska o jak najwierniejsze przedstawienie wniosków i konkluzji biegłych spowodowała, że wydając komunikaty w tej sprawie używaliśmy wprost sformułowań, zawartych w opiniach biegłych, które stały się przedmiotem semantycznego zainteresowania Pana Redaktora. Pańskiej ocenie pozostawiam, czy taka praktyka jest przejawem profesjonalizmu, czy też nie

— napisała NPW w odpowiedzi na przesłane jej pytania.

Analizując politykę informacyjną prokuratury wojskowej dziwić jednak może fakt, że narracja w tych dwóch przypadkach opiera się na innych zasadach. Czy biegli mieli, czy mogli mieć, taką pewność dotyczącą materiałów wybuchowych, że byli w stanie wykluczyć ich obecność? Można mieć wątpliwości, skoro w znacznie prostszej materii – identyfikacji kawałków metalu znalezionych w drzewie, nie byli w stanie stawiać z podobną pewnością swoich wniosków.

Sprawa analizy językowej komunikatów NPW jest szalenie ciekawa. Jednak w pracach nad materiałami wybuchowymi są znacznie poważniejsza problemy i znaki zapytania, niż zwykła semantyka. Badania CLKP są miejscami zwyczajnie zaskakujące i nielogiczne.

O procedurze, błędach i zaniechaniach ekspertów CLKP pisali szczegółowo wybitni polscy chemicy, prof. Krystyna Kamieńska-Trela i prof. Sławomir Szymański. Szczegółowe wnioski i obserwacje publikował Marek Pyza w Tygodniku „wSieci”.

CZYTAJ WIĘCEJ: „wSieci”: Cała prawda o trotylu. Dlaczego prokuratura badała wrak tak, aby nic nie wykryć?

Warto jednak zwrócić uwagę na zupełnie niezrozumiałą metodę działania, jaką przyjęło CLKP.

Badania na potrzeby śledztwa wykonało Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji (CLKP). Każdą z 732 próbek zbadano czterema metodami chromatograficznymi: GC/TEA, GC/ECD, GC/MS oraz HPLC/DAD. Założono przy tym – w sposób niezrozumiały dla wspomnianych recenzentów opinii CLKP – że stwierdzenie obecności materiałów wybuchowych będzie możliwe wyłącznie w przypadku wykrycia ich obecności w każdej z podjętych metod. Gdyby więc trzy dały wynik pozytywny, a jedna tylko negatywny – uznano by arbitralnie, że próbka nie zawiera śladów substancji wybuchowych

— pisał Marek Pyza („Ukryty heksogen”m „wSieci”).

Jego słowa potwierdza pismo CLKP, w którym czytamy, że „negatywy wynik analizy uzyskany chociaż jedną metodą analityczną, w granicach jej wykrywalności należy uznać za kategorycznie wykluczający obecność danej substancji w badanej próbce materiału dowodowego”.

Komentując ten sposób działania prof. Szymański mówił tygodnikowi „wSieci”:

To szukanie jakiegoś alibi, nikt nie stosuje takich zasad. Czy chodziło o to, by uchylić się od stwierdzenia, że coś w tych próbkach niestety jest?

I rzeczywiście ten sposób działania CLKP budzi więcej niż zdziwienie. Po pierwsze wydaje się, że biegli CLKP powinni w swojej opinii wskazywać na realny przebieg badań. Jeśli w badanych próbkach trzy metody badawcze wskazały na obecność materiałów wybuchowych, jedna nie, to taki opis badania powinien się znaleźć w ekspertyzie. Biegli powinni opisywać wszystko co dzieje się w czasie badań, a nie wyciągać wnioski i jedynie je przekazywać prokuraturze. Przyjęcie takiego modelu pracy budzi więc zdziwienie. Taka metodyka pracy nakazuje zapytać o podstawy decyzji o jej zastosowaniu. Jest to zupełnie niezrozumiałe np. w kontekście amerykańskich norm dotyczących wiarygodność metod wykrywania materiałów wybuchowych.

W dokumencie TWGFEX Laboratory Explosion Group Standards & Protocols Committee Recommended Guidelines for Forensic Identification of Intact Explosives można przeczytać, jakie standardy obowiązują w tej sprawie w USA. W tym materiale znajduje się wykres wskazujący, jaką wiarygodność mają stosowane powszechnie na świecie metody badawcze. Okazuje się, że trotyl, heksogen oraz pentryt są wykrywane w sposób nie budzący wątpliwości w czasie badania metodą GC/MS. Ona ma w USA moc rozstrzygającą, jeśli wykryje obecność tych trzech substancji. Oczywiście amerykańskie wytyczne nie muszą obowiązywać polskich biegłych, ale one tworzą pewien kanon. Dlaczego więc w Polsce przyjęto inną zasadę? Dlaczego w Polsce przyjęto zasadę zrównującą inne, znacznie mniej pewne metody badania tych substancji wybuchowych? Czyżby rację miał prof. Szymański, wskazując, że ktoś szukał jakiegoś alibi?

Te domniemania są tym bardziej zasadne, gdy zobaczy się ustalenia autorów prywatnej opinii w sprawie wyników badań jedną z wybranych metod. Okazuje się, że eksperci CLKP byli w stanie wykryć w badanych próbkach związek, którego wykryć nie mieli prawa.

Okazało się, że w jednej z nich – tzw. GC/TEA policyjne laboratorium wykryło ftalany i inne substancje niezawierające azotu, tymczasem urządzenie wykorzystane w badaniu takich związków nie powinno odnaleźć, gdyby było poprawnie użyte. Potwierdził to naukowcom producent aparatury

— pisał Marek Pyza („Nie iść po śladach wybuchu”, „wSieci”).

Wydaje się, że przyjęta metoda działania jest wadliwa i wynika z pozamerytorycznych czynników. Co ciekawe, ten sposób działania biegłych pracujących na rzecz prokuratury idzie w poprzek typowej dla prokuratorów tendencji. W świecie prawników istnieją dwa modele zachowań, sofizmat adwokata i sofizmat prokuratora. To dwa przeciwne metody działania, dwie przeciwne strategie interpretacji materiału dowodowego. Zgodnie z sofizmatem prokuratora śledczy powinni przykładać większą wagę do tych dowodów i okoliczności, które wskazują na popełnienie przestępstwa, dają podstawy do dalszych badań, dają szanse na otwarcie kolejnych wątków. Sofizmat adwokata nakazuje działanie dokładnie odwrotne. Adwokat będzie szukał i wyolbrzymiał te aspekty sprawy, które świadczą o niewinności, niezasadności procesu itd.

W przypadku omawianej procedury badawczej CLKP sofizmat prokuratora powinien skłaniać śledczych do uznania, że nawet wykrycie jedynie jedną z czterech metod materiałów wybuchowych oznacza, że one były obecne. Sofizmat adwokatowi podpowie, że jeśli choć jedna z czterech metod nie wykryje śladów poszukiwanych związków wybuchowych, to ich tam nie ma. Te dwa modele działania i interpretowania dowodów i ekspertyz są dopasowane do roli, jaką w procesie pełnią adwokaci i prokuratorzy. Dziwi więc, że w sprawie materiałów wybuchowych CLKP pracując na zlecenie śledczych stosuje sofizmat adwokata, jakby szukając wszelkich sposobów, by działać niczym obrońca a nie oskarżyciel. Pytaniem otwartym jest, czy prokuratura wojskowa uznaje to działanie za błędne. Jeśli nie, można sądzić, że w tej sprawie zarówno CLKP jak i NPW wchodzą w styl działania przypisany raczej do adwokatów i obrońców, a nie oskarżycieli.

Nad opisaną metoda działania CLKP ws. wybuchów w Smoleńsku okładzie się cieniem jeszcze jeden aspekt sprawy. W świetle zasad, jakimi rządzi się kryminalistyka, przyjęty w tej sprawie model procedowania prowadzi do sprzecznych wniosków. Zgodnie z regułami rządzącymi tym opiniowaniem, jeśli w badanej próbce trzy metody badawcze wykryły materiały wybuchowe, a jedna ich nie wykryła, eksperci CLKP uznają, że w próbce nie ma materiałów wybuchowych. Takie wyniki da odpowiedź na pytanie, czy dana próbka zawiera materiały wybuchowe. Jeśli jednak postawimy dokładnie odwrotne pytanie – czy dana próbka nie zawiera materiałów wybuchowych - zastosowana metoda działania da inną odpowiedź, choć dotyczy ona tej samej próbki!! Wtedy okaże się, że w tej próbce, zgodnie z przyjętą procedurą, są materiały wybuchowe (na pytanie, „czy w próbce nie ma materiałów wybuchowych” będą bowiem znów tylko trzy pozytywne pytania, a jedna negatywna, co oznaczało będzie potwierdzenie ich obecności). Tymczasem zgodnie z prawidłami kryminalistyki i opiniowania dla każdej próbki można zadać dwa przeciwstawne pytania. A opiniowanie w każdym przypadku powinno dawać taką samą odpowiedź. Fakt, że przyjęty przez CLKP sposób procedowania prowadzi do dwóch różnych ustaleń wskazuje, że przyjęty model opiniowania jest wadliwy. Prowadzi wręcz do kuriozalnej sytuacji, gdy wynik opiniowania może jednocześnie prowadzić do uznania, że w danej próbce jednocześnie nie ma i są materiały wybuchowe.

W sprawie opiniowania CLKP dot. materiałów wybuchowych widać wiele niezrozumiałych decyzji i działań. Obrazu dopełnia kuriozalne zachowanie CLKP i NPW, które panicznie bały się obecności mec. Piotra Pszczółkowskiego przy procesie badania próbek. Fakt, że odmowę jego udziału w czynnościach laboratoryjnych tłumaczono w sposób absurdalny - groźbą zanieczyszczenia przez niego próbek materiału dowodowego, pokazuje jak wielka jest chęć utrzymania badań w tajemnicy. W sprawie smoleńskiej w ogóle każda próba kontroli spotyka się z niezrozumiałą niechęcią.

Działanie w sprawie opiniowania CLKP sugeruje, że mamy do czynienia z działaniem nie profesjonalnym, które miało spełnić pewne założenia. Począwszy od komunikatów prokuratury, poprzez zaskakującą procedurę badania próbek, chęć ukrycia swoich działań, agresję wobec polskich chemików, którzy skrytykowali procedurę badania, aż po błędy w sposobie prowadzenia badań budują bardzo niedobry dla NPW i CLKP obraz. Wydaje się, że piętno polityki mocno odciska się na próbkach smoleńskich.

Kolejnym testem dla CLKP i prokuratorów będzie wspomniane na wstępie uzupełnienie do opinii wydanej w tej sprawie. Prof. Kamieńska-Trela i prof. Szymański, wskazując, że CLKP da facto wykryło materiał wybuchowy w swoich badaniach, ale go źle zinterpretowało, wskazali kolejny krok. Według nich kolejne proste badanie może postawić kropkę nad i i rozstrzygnąć, czy materiały wybuchowe są. Ton kolejnego pisma ekspertów CLKP, decyzje śledczych pokażą, czy ten krok zostanie wykonany. Niestety widząc dotychczasowe działania w tej sprawie można mieć wątpliwości.

Po 15 grudnia okaże się, czy jedno z najważniejszych badań w najważniejszym w Polsce śledztwie, wciąż pozostaje w cieniu interesów władz. Zgoda na zamknięcie tej sprawy na obecnym poziomie będzie kolejną pozycją na długiej liście smoleńskich skandali III RP.

——————————————————————————————————

Polecamy wSklepiku.pl książkę: „Odpowiedzialność głowy państwa i rządu we współczesnych państwach europejskich”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych