Prof. Binienda: „Gdyby nie było wybuchu, większość pasażerów powinna przeżyć”

fot. blogpress
fot. blogpress

Fragment lewego skrzydła nie mógł urwać się na skutek uderzenia w brzozę, wielka ilość drobnych odłamków i rozrzut wraku oraz brak krateru świadczą o rozpadzie samolotu w powietrzu, otwarcie ścian kadłuba na zewnątrz świadczy o wybuchu, gdyby nie było wybuchu tylna część kadłuba oraz prawe skrzydło powinno być w całości, większość pasażerów w środkowej i tylnej części samolotu powinna przeżyć

— podsumował prof. Wiesław Binienda w czasie spotkania związanego ze sprawą tragedii smoleńskiej.

7 sierpnia 2014 roku w Domu Dziennikarza odbyło się spotkanie z prof. Wiesławem Biniendą, ekspertem zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, a od niedawna doradcą prezydenta USA Baracka Obamy. W drugiej części spotkania zorganizowanego przez klub Ronina oraz Solidarnych 2010 po projekcji filmu Marii Dłużewskiej „Polacy” udział wzięli także Maria Szonert-Binienda i Stanisław Zdziech.

fot. blogpress
fot. blogpress

Profesor został niedawno doradcą powołanej przez Baracka Obamę Prezydenckiej Rady Ekspertów ds. Nauki i Techniki, której zadaniem jest przygotowanie strategii rozwoju wysokich technologii w najważniejszych dziedzinach przemysłu amerykańskiego. Ekspert został konsultantem zespołu opracowującego strategię rozwoju w dwóch bardzo ważnych dziedzinach, którymi naukowo się zajmuje: analizy wielkich baz danych oraz ich wizualizacji oraz w wielkiej prędkości obliczeń i symulacji komputerowych najbardziej zaawansowanych technologii. Naukowiec wyjaśnił, jak to się stało, że został wybrany do tego ciała i czym dokładnie się ono zajmuje.

Odnosząc się do tragedii smoleńskiej, prof. Wiesław Binienda przywołał postać Anny Walentynowicz, której ciało, zdaniem jej syna, dotąd nie zostało odnalezione w żadnym grobie, mimo tego, że w Moskwie je rozpoznał.

Ekspert zespołu parlamentarnego mówił o eksperymentach naukowych związanych ze sprawą smoleńską, które w swoim laboratorium przeprowadzał. W ich wyniku stwierdził, że materiał, z którego zbudowany był samolot Tu-154M nie jest materiałem kruchym, nawet przy prędkości czterokrotnie większej od prędkości samolotu w Smoleńsku. Dlaczego więc na miejscu katastrofy znajduje się aż tyle drobnych fragmentów? Powołał się tu na słowa dr. Szuladzińskiego:

Jeśli są fragmenty, to znaczy, że był wybuch.

Zwrócił uwagę też na inną kwestię: przed „pancerną” brzozą znajdują się fragmenty samolotu.

fot. blogpress
fot. blogpress

Jak to się dzieje, że fragmenty, które lecą z prędkością samolotu, 80 m/s znajdują się 40 m przed brzozą? Dotąd pan Lasek nie odpowiedział na to pytanie. (..) Prof. Obrębski, którego pani Kublik starała się ośmieszyć razem ze mną i profesorem Rońdą, pokazał taką część, która ma wyrwane nity, jej kształt jest zmieniony od ciśnienia wewnętrznego, widoczne są osmalenia wewnętrzne. To jest typowy dowód na to, że był wybuch. (..) Fachowcy to widzą i od razu wiedzą. (..) Glenn Jorgensen zrobił obliczenia zupełnie innego typu, aerodynamiczne (..): czy jest możliwe, żeby z pięciu metrów samolot mógł stracić 6m skrzydła i poderwać się, żeby obrócić się dookoła swojej osi, aby upaść w tym miejscu, gdzie upadł.

fot. blogpress
fot. blogpress

Obliczenia duńskiego naukowca nie potwierdziły tej wersji wydarzeń. Z kolei Grzegorz Kowaleczko, fizyk z Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie zrobił swoje obliczenia,starając się udowodnić, że Jorgensen się myli, jego błędy skorygował później Jorgensen.

Zgodnie ze wzorami i metodologią, którą pan Kowaleczko zastosował, wyszło mu, że samolot w miejscu, gdzie znajdowała się brzoza, musiał lecieć na wysokości co najmniej ok. 14 m.

— podkreślił prof.. Binienda.

A ta brzoza miała 12 m. Czyli samolot nie mógł jej dotknąć, zgodnie z obliczeniami pana Kowaleczki. (..) żeby zakręt w lewo zmieścić w tej koncepcji, którą znamy z trajektorii poziomej, ten samolot musiał być na wysokości pomiędzy 27 a 33 m w tym miejscu, w którym rośnie brzoza. To nawet wyżej niż pan Kowaleczko wyliczył.

Ekspert mówił także o TAWS 38, na który zwrócił uwagę dr Kazimierz Nowaczyk. Ten teren zupełnie zmienił się po katastrofie, została stamtąd wywieziona wierzchnia warstwa ziemi.

Do tej pory nie wiemy, dlaczego oni [Rosjanie] to zrobili.

— powiedział profesor.

To jest pytanie, które powinna im zadać prokuratura. Mówił także o przeprowadzonych przez siebie badaniach parametrycznych.

Aluminium jest wielokrotnie mocniejsze niż drzewo - brzoza

— zaznaczył.

Konsultant smoleńskiego zespołu parlamentarnego przypomniał sprawę zeznań, które złożył w prokuraturze, wraz profesorami: Obrębskim i Rońdą, które stały się podstawą artykułu opublikowanego w Gazecie Wyborczej pt. „Sklejałem modele, „Widziałem wybuch w szopie”. Prokuratura opublikowała później te zeznania, bez podania nazwisk, ale nietrudno było zgadnąć, kim jest np. profesor z Akron.

Moje zeznanie było trzecie w kolejności, ale moje zdjęcie było pierwsze w kolejności. (..) Za tę akcję pani Kublik dostała nagrodę od wysokiego jury. (..) Nie dostałem żadnej informacji od tego jury, ani od pani Kublik, co ona na to, że ja jestem w tej chwili wybrany przez Obamę do jego grupy ekspertów

— żartował prof. Binienda.

Wspomniał także o pobranych przez prokuraturę próbkach (na wacikach) ze szczątków samolotu, które „przeleżakowały w Moskwie kilka miesięcy”, a potem przyjechały do Polski.

Prof. Binienda mówił o symulacjach przeprowadzonych przez dr. Szuladzińskiego dotyczących wież World Trade Center, gdzie dur-aluminiowe skrzydło samolotu przecięło stalowe kolumny tego budynku.

Jest to zjawisko dynamiczne. Nawet przy takich prędkościach materiał słabszy jest w stanie przeciąć materiał mocniejszy, a stal jest trzykrotnie mocniejsza od aluminium, a brzoza była wielokrotnie, 20-krotnie słabsza od aluminium

— podkreślił naukowiec.

To tylko w Rosji może tak być, żeby samolot nie mógł się przebić przez drzewo 20-krotnie słabsze.

Ekspert przypomniał symulacje przez siebie przeprowadzone:

Za każdym razem mamy takie same wyniki. Samolot przecina brzozę, krawędź przednia zostaje zniszczona, a górna część spada zawsze wzdłuż lotu samolotu. W Smoleńsku leżała prostopadle do lotu samolotu.

fot. blogpress
fot. blogpress

Z kolei prof. Chris Cieszewski, który był gościem ostatniej konferencji smoleńskiej (najbliższa konferencja odbędzie się 20 października b.r.), przeanalizował zdjęcia satelitarne rejonu brzozy smoleńskiej z 26 stycznia, 5, 11 i 12 kwietnia 2010 roku.

To drzewo było złamane przynajmniej 5 kwietnia

— stwierdził prof. Binienda, powołując się na wyniki prof. Ciszewskiego. Na to wskazuje jeszcze fakt, że drzewa złamane wydają dużo soków, a u smoleńskiej brzozy nie były one widoczne.

Prof. Binienda zademonstrował przeanalizowane przez ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza zdjęcie lewego zniszczonego skrzydła samolotu TU-154 oraz symulację dr Szuladzińskiego, z której wynika, że umiejętne rozmieszczenie ładunku wybuchowego może spowodować zniszczenie górnego poszycia skrzydła. Rekonstrukcja skrzydła (z tych części, które się zachowały) wskazuje, że „zostało ono urwane za pomocą eksplozji” w tym miejscu, gdzie materiał się nie zachował - w środku. Tymczasem krawędź przednia, która miałaby kontakt z drzewem, zachowała się.

Prof. Binienda powołał się także na prace Sandia National Lab, związane z zachowaniem się samolotu pod wpływem wybuchu, (kadłub „otwiera się na zewnątrz”) oraz przeprowadzone przez dr Szuladzińskiego symulacje wybuchu w kadłubie, zaprezentował zdjęcie szczątków Tu-154M w Smoleńsku.

W żadnym razie tak nie mogło się ułożyć, gdyby on miałby się rozbić od uderzenia w ziemię

— stwierdził.

To musiało się zdarzyć w powietrzu. A jeśli się zdarzyło w powietrzu, to pasażerowie, którzy tam w środku byli, musieli zginąć, bo nic ich nie chroniło, nawet gdyby przeżyli sam wybuch, co też nie jest możliwe.

Ekspert odniósł się także do kwestii rozrzutu szczątków salonki prezydenckiej, które są rozsiane prostopadle do lotu samolotu.

Nie znam takiego Laska, który by mógł to wytłumaczyć

— zaznaczył. Pokazał także osmalenia salonki.

Prof. Wiesław powołał się na eksperyment z Boeingiem 727 i swoje symulacje i stwierdził:

Czy samolot upada kołami do góry, czy upada kołami na dół, przynajmniej połowa pasażerów powinna przeżyć. (..) On wyżłabia krater na głębokość 1-2 m. To jest 80 ton, które spada z prędkością 80m/s czyli 270 km/h. To ogromna prędkość, ta energia musi być gdzieś skonsumowana. (..) Kadłub nie roztrzaskuje się na 60 tysięcy fragmentów, gniecie się, jak powinien się gnieść, bo to dur-aluminium. (…) Nie ma takiego przypadku, kiedy wszyscy pasażerowie by zginęli, przy tak małej prędkości nad ziemią, przy upadku na miękką ziemię i w dodatku stracili całe ubranie.

Prof. Binienda wymienił wnioski końcowe:

— fragment lewego skrzydła nie mógł urwać się na skutek uderzenia w brzozę,

— wielka ilość drobnych odłamków i rozrzut wraku oraz brak krateru świadczą o rozpadzie samolotu w powietrzu,

— przy uderzeniu z prędkością 80 m/s poszycie samolotu nie rozbija się jak szkło na odłamki,

— otwarcie ścian kadłuba na zewnątrz świadczy o wybuchu,

— gdyby nie było wybuchu tylna część kadłuba oraz prawe skrzydło powinno być w całości, większość pasażerów w środkowej i tylnej części samolotu powinna przeżyć,

— uderzenie kołami do góry jest lepiej amortyzowane więc daje większą szansę przeżycia.

Prof. Wiesław Binienda odpowiadał także na pytania uczestników spotkania, dotyczyły m.in. otrzymywanych przez niego maili dotyczących jego badań związanych z tragedią smoleńską.

fot. blogpress
fot. blogpress

Muszę przyznać, że moja uczelnia bardzo o mnie dba. Nie tylko zbudowali dla mnie laboratorium, ale w momencie, gdy wystąpiłem tu w Polsce, to założyli cały system, który chroni mnie w moim miejscu pracy. FBI wzięło niektóre z tych maili, sprawdzili tracing i stwierdzili, że chociaż one są po polsku, to wychodzą z adresu, gdzie jest ambasada rosyjska. Odnosząc się do pytania o zdjęcia satelitarne, profesor powiedział:

Może coś wycieknie jak będzie polityczny interes pewnych krajów.

Józef Orzeł dodał:

Patrząc na to, ile jest amerykańskich zdjęć satelitarnych tego malezyjskiego samolotu i sytuacji przed i po i trafienia, to wiadomo, że tych zdjęć mogą być setki. Problem jest tylko w jakich warunkach one mogą przyjść. W drugiej części spotkania po projekcji filmu „Polacy”, których bohaterami są naukowcy współpracujący z zespołem parlamentarnym Antoniego Macierewicza, odbyła się dyskusja z udziałem obecnych na sali, prócz profesora Biniendy, mec. Marii Szonert-Biniendy i Stanisława Zdziecha z Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. O rajdzie mówił też jego komandor Wiktor Węgrzyn.

Obejrzałam ten film z perspektywy czasu

— powiedziała mec. Maria Szonert-Binienda.

i mam nowe refleksje i nowe spojrzenie po roku czasu. Tam nawiązuję do Katynia, do zbrodni i kłamstwa, i to słowo: zamach było tak zwalczane w kraju, słowo: wybuch było wyśmiewane, piętnowane. Nikt z nas nawet nie mógł użyć takiego słowa. mówiono: eksplozja, ale żaden z ekspertów nie mówił o zamachu, bo taka była presja, że to świętokradztwo, żeby w tym kierunku myśleć. Wypowiedzi na filmie są bardzo ostrożne. Muszę powiedzieć, że zrobiliśmy progres w ciągu tego roku, w naszej świadomości polskiego społeczeństwa. Jest to zasługa tej historii, która się toczy ponad naszymi głowami, która jednoznacznie przyznaje nam rację na każdym kroku. To powoduje, że osoby, które nas atakowały za użycie słowa: zamach czy wybuch, w tej chwili umilkły. W ciągu tego roku dużo się zmieniło.

Zapis wideo ze spotkania:

Blogpress.pl

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.