Małgorzata Wasssermann: Publikacja „wSieci” ma kolosalne znaczenie! Konieczne są nowe ekspertyzy w śledztwie

Fot. wSieci / YouTube
Fot. wSieci / YouTube

Tygodnik „wSieci” ujawnił opinię niezależnych naukowców na temat ekspertyzy fizykochemicznej Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji przygotowaną na zlecenie prokuratury wojskowej prowadzącej smoleńskie śledztwo. Profesorowie chemii wyliczyli cały katalog nieprawidłowości, jaki dopuścili się biegli badający pobrane z wraku TU-154M próbki pod kątem obecności materiałów wybuchowych. Z recenzji prof. Krystyny Kamieńskiej-Treli i prof. Sławomira Szymańskiego wyłania się wniosek, że badania były prowadzone tak, by niczego nie wykryć.

Biegli z CLKP zignorowali bowiem kilkaset sygnałów świadczących o obecności m.in. heksogenu, używanego do produkcji C4, prowadzili analizy rażąco niestarannie i przyjęli metodologię uniemożliwiającą stwierdzenie jakichkolwiek substancji wybuchowych.

CZYTAJ WIĘCEJ: A jednak materiały wybuchowe? Biegli jeszcze przed badaniem próbek z TU-154 wiedzieli, co napiszą w raporcie. Tuskowi to się podoba!

— Prokuratura od samego początku śledztwa popełnia książkowe błędy - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Małgorzata Wassermann, prawnik, córka śp. Zbigniewa Wassermanna.

wPolityce.pl: - Jaką wagę ma dla Pani dokument podpisany przez profesorów chemii, niezwykle krytyczny wobec ekspertyzy CLKP?

Małgorzata Wassermann: - Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że opinia CLKP od samego początku wzbudzała uzasadnione wątpliwości. Niechęć do badania tych próbek, jaką przejawiało policyjne laboratorium, jest niespotykana. Przypomnę niczym nieuzasadnione opóźnienie badań czy niemające żadnego uzasadnienia i całkowicie bez sensu podzielenie próbek na dwie grupy do badań. Pamiętajmy też, że do sporządzonej pierwotnie opinii CLKP prokuratura sformułowała szereg zarzutów. Odpowiedzi laboratorium była niebywała. To tak, jakby policjant odpowiedział prokuratorowi, ze wie, co ma robić, co jest słuszne i śledczy nie mają prawa mówić mu, jak ma się zachowywać.

Przecież CLKP to jednostka policji, która ma wykonywać polecenia prokuratury.

— I nie ma prawa arogancko odpowiadać, że nie będzie robiła tego, co sobie prokuratura życzy. Wreszcie, żeby podsumować przedziwne działania laboratorium, przyjęto w nim metodologię szukania śladów materiałów wybuchowych, która z niczego nie wynika. Na świecie obowiązują pewne standardy. Nie mieści się w nich takie oto postawienie sprawy, że jeżeli wszystkie przyjęte metody potwierdzą obecność materiałów wybuchowych, wtedy dopiero mogę w opinii napisać, że taki materiał jest lub go nie ma. To metodologia z kosmosu! Jeżeli połączymy wszystkie te działania CLKP, konieczna okaże się wystąpienie o nową opinię, do innej jednostki badawczej. I śmiem twierdzić, że powinna ona znajdować się za granicą. Nie mam powodów wierzyć, by udało się wykonać takie badania w Polsce rzetelnie.

A czy można mieć zaufanie do prokuratorów, że z dobrą wolą podejdą do recenzji profesorów, skoro taką wagę przykładali do opinii CLKP i ręczyli za nią?

— Mają teraz szansę zachować się w taki sposób, by można było tę dobrą wolę u nich dostrzec. Zwróćmy uwagę, że ustalenia profesorów nie pierwszy raz zmuszają śledczych do zajęcia pewnego stanowiska. Wiem, że są już wnioski – których niestety nie mogę szerzej omawiać – o kolejne opinie w związku z tym, że badania do tej pory zostały przeprowadzone i ich wnioski końcowe prokuraturę przestały zadowalać. Będzie więc ponawiać te opinie w innych instytucjach. Liczę na to, że również w przypadku ekspertyzy fizykochemicznej też tak się stanie. Tym bardziej, że wiem z rozmów z prokuratorami, iż wcześniej już brali pod uwagę możliwość zlecenia tych badań innej jednostce. Powstaje jednak pytanie, czy jeszcze mamy co badać.

No właśnie. Czy próbki nie zostały w tych nierzetelnych badaniach zmarnotrawione?

— O to chodzi! Trzeba też odpowiedzieć na pytanie, kto wpadł na to, że próbki nie zostały zabezpieczone zaraz po zdarzeniu, ale zabezpieczone dwa lata później. Proszę wskazać inne śledztwo, które byłoby w ten sposób prowadzone.

Podsumowując – czy recenzja profesorów chemii i jej omówienie w tygodniku „wSieci” może prowadzić do jakiegoś przełomu w śledztwie smoleńskim? Wychodzi przecież na jaw, że kluczowa opinia w postępowaniu jest co najmniej zmanipulowana, jeśli nie sfałszowana. Na ile więc można traktować jako wiarygodne dowody w postaci ekspertyz biegłych zebrane przez śledczych?

— Od lat mówię o tym, jak fatalnie jest zbierany materiał w tym śledztwie. Mówię o bardzo daleko idących błędach i zaniedbaniach ze strony organów ścigania. One się zaczęły 10 kwietnia 2010 r. i trwają do dziś. Pierwszą poważną nieprawidłowością było niezabezpieczenie materiałów zaraz po katastrofie a później zlecanie analiz jednostkom, które nie bardzo chcą się tym zajmować. I jeszcze jedna kwestia – jak sobie wyobrażamy wydanie rzetelnej opinii przez CLKP podlegające ministrowi spraw wewnętrznych, kiedy już trzy lata temu inny minister tego rządu obwieścił, że zna przyczynę katastrofy i na pewno nie chodzi o udział osób trzecich. Instytucje podlegające temu rządowi nie dają gwarancji miarodajnego ocenienia materiału dowodowego. Natomiast samo opublikowanie materiału w ostatnim numerze „wSieci” ma kolosalne znaczenie! U większości Polaków niestety wyrobił się już zapewne pogląd, że nie ma znaczenia, co jest podawane przez prokuraturę, skoro szybko okazuje się to niezgodne z rzeczywistością. Szkoda, że z wiadomych względów artykuł o heksogenie nie został dostrzeżony przez opinię publiczną tak, jak powinien. Mam nadzieję, że niebawem wrócimy do tego tematu. Nie wolno go zostawić!

Śledczy nie mogą zlekceważyć naszej publikacji, zresztą wydali komunikat, który o tym świadczy. W przestrzeni publicznej pojawiła się przecież opinia niekwestionowanych autorytetów naukowych przywołujących elementarne zasady prowadzenia badań nad obecnością materiałów wybuchowych. Na potrzeby śledztwa te zasady zostały pogwałcone. To już jest wiedza powszechna. Zignorowanie tego byłoby ostateczną kompromitacją prokuratury

— A czy nie jest kompromitującym dla prokuratorów fakt, iż będąc na miejscu zdarzenia nie zebrali próbek? Czy nie jest kompromitujący dla nich fakt, że nie wykonali sekcji zwłok, a teraz próbują kluczyć tłumacząc, że nie było im to potrzebne? Czy nie jest wreszcie kompromitacją, że pierwsze badania zlecają dwa lata po katastrofie, a nie na początku śledztwa? To są książkowe błędy, popełniane od samego początku.

not. znp

—————————————————————————————————————————

Czytaj w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”:„Cała prawda o trotylu”. Dlaczego prokuratura badała wrak tak, aby nic nie wykryć?. Tygodnik dostępny jest w formatach EPUB, MOBI i PDF, które dopasowują się do urządzeń takich jak telefony, tablety i czytniki e-booków. Szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.