Mec. Wassermann: mam zerowe zaufanie do pobranego trzy lata po zdarzeniu materiału. Zaufanie spada poniżej zera, gdy jest on przechowywany w Rosji. NASZ WYWIAD

Fot.Youtube.pl
Fot.Youtube.pl

wPolityce.pl: Jak pani ocenia konferencję prasową prokuratury wojskowej oraz jej główny przekaz: w rządowym tupolewie nie doszło do wybuchu? Ma pani taką pewność?

Mec. Małgorzata Wassermann: Nie przywiązuję już wagi do informacji podawanych przez prokuraturę na konferencjach prasowych. Dla mnie prokuratura zdyskwalifikowała się w tym zakresie w 2011 roku, gdy prokurator generalny ogłosił na konferencji, że już wykluczono wybuch. Wiem natomiast, że do 2011 roku nie przeprowadzono żadnego badania na okoliczność stwierdzenia bądź wykluczenia eksplozji. Tamta konferencja prasowa zapoczątkowała to, z czym mamy do czynienia od trzech lat. Informacje podawane przez prokuratora wojskowego na konferencji prasowej to informacje cząstkowe i nie mówiące całej prawdy.

Obecnie też tak było? W jakim wątku nie powiedziano całej prawdy?

Słyszeliśmy na konferencji prasowej, że badano szczątki ekshumowanych ofiar na okoliczność obecności materiałów wybuchowych. To nie jest prawda. Nie pobrano materiału ze zwłok mojego ojca do badań na obecność materiałów wybuchowych. Gdy o to pytałam, powiedziano mi wprost, że na tamtym etapie nikt nie brał pod uwagę, że takie ekspertyzy będą wykonywane. To świadczy najlepiej, jaka jest wartość tych badań, a także jakie jest nastawienie organów ścigania do sprawdzania udziału osób trzecich w tej katastrofie. Nie znam drugiego postępowania, nawet w błahej sprawie, w którym materiał do badań pobiera się trzy lata po zdarzeniu. Chciałabym zadać pytanie prokuratorom, którzy byli na miejscu zdarzenia, co spowodowało, że nie przeprowadzili własnych oględzin miejsca tragedii? Co spowodowało, że nie pobrali własnych materiałów do badań? Czy nie byli dobrze przygotowani? Czy też nie przyszło im to do głowy?

Prokuratorzy tłumaczyli wiele razy, że zrobili co mogli.

Ależ oni mogli zebrać własny materiał, mogli dokonać oględzin. I mogę to udowodnić. Prokuratura zresztą o tym wie, ponieważ konieczny materiał dowodowy w tym zakresie złożyłam u śledczych. Jeśli ktoś jedzie trzy lata po katastrofie po próbki, które następnie zostawia w Moskwie na kilka miesięcy i potem chce je badać, to tym samym naraża się na to, że nikt tej opinii nie potraktuje jako wiarygodnej. Sądzę, że prokuratura miała tego świadomość. Na ostatniej konferencji prasowej wiele razy używano sformułowań „prawdopodobnie”, „istnieje prawdopodobieństwo”. Po  raz kolejny prokuratura wypuszcza hasło przewodnie, że śledczy wykluczyli wybuch, wykluczyli zamach, a zaraz mówi jednak, że w zasadzie to badania trwają, opinie nie są kategoryczne, że jeszcze może się wiele wydarzyć.

Czym to skutkuje?

To bardzo zła praktyka, która powoduje utratę zaufania do tego, co przekazuje prokuratura. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy przekaz, który poszedł wczoraj, który wcześniej był już formułowany, ma odzwierciedlenie w materiale dowodowym? Moim zdaniem nie do końca.

Prokurator Andrzej Seremet przyznał, że po opinii biegłych prokuratura wyklucza wątek wybuchu w Smoleńsku. Czy śledczy zajmowali się nim w ogóle na poważnie? Z Pani słów wynika, że nie…

Prokuratura nigdy do tego wątku w sposób poważny nie podeszła. Nie wiem, z jakiego powodu. Jednak warto zaznaczyć, że prokuratorom zostaną kiedyś zadane pytania: „gdzie byli 10 kwietnia? Dlaczego nie pobrali materiałów do własnych badań? Z jakich przyczyn złamali naczelną zasadę bezpośredniości i nie wykonali sekcji w Polsce? Z jakiego powodu odstąpili od pobrania próbek z ciał po ich przylocie do Polski?” Sądzę, że prokuratorzy tak niechętnie traktują wątek dot. wybuchu właśnie dlatego, że prokuratura nie dopełniła obowiązków w pierwszej fazie śledztwa.

I teraz to próbuje ukryć.

Prokuratura zdaje sobie sprawę, że popełniła błędy, których już naprawić się nie da. Osobiście mam zerowe zaufanie do pobranego trzy lata po zdarzeniu materiału. Gdy ten materiał jest przechowywany przez kilka miesięcy w Rosji, moje zaufanie spada nawet poniżej zera. Oświadczenia dot. udziału osób trzecich są powtarzane od lat, ale nie ma odpowiednich badań i ekspertyz. To żenujące.

Wiele głosów krytycznych dotyczyło samej procedury badania pobranych w Smoleńsku próbek. To również ważny aspekt sprawy?

Warto wskazać, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne robiło ogromne problemy, by podjąć się tych badań oraz, by wykonać je w sposób, którego domagała się prokuratura. Dodatkowo te badania trwały bardzo długo. Wiele razy słyszałam informacje, że z jakichś przyczyn CLK nie rozpoczęło jeszcze swoich analiz. Co więcej, laboratorium uznało, że będzie badać te próbki etapami. Nie wiadomo dlaczego. Nie ma do tego żadnego uzasadnienia. Dziwi również stanowisko CLK dotyczące uzupełnienia pierwotnej opinii ws. materiałów wybuchowych. Prokurator referent w grudniu 2013 roku uznał, że opinia jest wewnętrznie sprzeczna i nielogiczna, więc wystąpił z wnioskiem o uzupełnienie. Kilka dni później CLK wystosowało pismo, którego przekaz brzmiał: „panowie, nie znacie się, to my będziemy decydować, co będziemy badali i jak”. Pracuję ponad 10 lat i czegoś podobnego nie widziałam. Mimo wszystko jednak badania zostały w CLK, a ta jednostka będąca częścią policji podlega szefowi MSW. Dodajmy do tego wypowiedź ministra sprawiedliwości, który mówi o konieczności szybkiego zamknięcia śledztwa, dodajmy słowa Donalda Tuska powtarzane od czterech lat i w zasadzie sprawa staje się jasna. Stoimy w punkcie wyjścia. Ktoś powinien wziąć to śledztwo i prowadzić je od początku, zrobić archiwizację dowodów i ocenić ich przydatność. Należy rozpocząć rzetelne i uczciwe badania.

Jednak członkowie komisji badającej wypadki lotnicze do dziś uznają, że nie ma niczego nowego ws. smoleńskiej, więc nie ma powodów do wznowienia badań. Jak pani to ocenia?

W ostatnim czasie powtarzane są opinie, że prof. Chris Cieszewski pomylił się w swoich badaniach i płot wziął za brzozę. Padają pytania, jak my się czujemy w tej sytuacji? Jaka jest wiarygodność Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych niech świadczy fakt, że profesorowie uczestniczący w Konferencji Smoleńskiej nieustannie poszerzają swoje badania, spierają się i wzajemnie kontrolują. A pan Lasek mówi, że na zdjęciach prof. Cieszewski znalazł worki ze śmieciami. Tymczasem to pan Lasek jest po pomiarach, badaniach itd. To on pomylił brzozę czy płot z workami ze śmieciami. To najlepiej świadczy o jego przygotowaniu do tej sprawy.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.