To niebywałe! Lasek znów atakuje generałów. Sugeruje presję na pilotów TU-154M

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl / tvn24
Fot. wPolityce.pl / tvn24

Maciej Lasek wygląda na bardziej zdeterminowanego w szkalowaniu ofiar katastrofy smoleńskiej niż moskiewska propaganda.

W rozmowie ze swoją ulubioną redaktorką Agnieszką Kublik z „Gazety Wyborczej”, ignoruje ujawnioną niedawno przez prokuraturę ekspertyzę dowodzącą, że na pokładzie TU-154M wszyscy byli trzeźwi. Dla niego ta wiadomość nie ma wielkiego znaczenia. Wraca za to do obecności generałów w kokpicie i zdecydowanie oskarża ich o nakazywanie pilotom lądowania na smoleńskim lotnisku.

Informacja krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, że generał był trzeźwy, nie zmienia też kwestii jego obecności w kokpicie tuż przed katastrofą. W naszym raporcie napisaliśmy: „Najprawdopodobniej w tym momencie wszedł do kabiny Dowódca Sił Powietrznych”. Była godzina 8.36.

Przypomnijmy, że według oficjalnego stanowiska prokuratury (sprzed ponad roku!) Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika nie było w momencie katastrofy w kokpicie.

Kublik swobodnie dywaguje jednak na temat komunikacji między załogą a rzekomymi osobami postronnymi:

O godzinie 8.36,51 (czyli niecałe pięć minut przed katastrofą) anonim mówi: „Generałowie”, a zaraz potem członkowie załogi powtarzają: „Witam” i „Dzień dobry”, co oznacza, że ktoś wszedł do kokpitu. Po minucie, o 8.37,51, męski niezidentyfikowany głos zachęca: „Siadajcie, siadaj”. O 8.39,02: „Tadek, proszę”. Czy załoga mogła zwrócić się do generałów per ty?

A Lasek odpowiada:

Nie sądzę, aby załoga tak zwracała się do starszego stopniem oficera. Te cytaty pochodzą z krakowskiej ekspertyzy, nasza analiza nie zawiera tych fraz. Trudno więc się do tego odnieść bez dodatkowych badań. Zresztą wojskowi prokuratorzy nie traktują wersji Instytutu Ekspertyz Sądowych jako ostatecznej, o czym świadczy to, że zamówili u biegłych kolejny odczyt rejestratora głosów z kokpitu.

Podkreślmy, co mówi Lasek: analiza komisji, w której pracował tych zdań nie odnotowuje, a wersja IES, która jest kluczem do stawiania śmiałych tez w tym wywiadzie, nie jest ostateczna, a zatem nie musi być wiarygodna – to jasna sugestia Laska.

Jednak zapytany, co może oznaczać słowo „siadajcie”, puszcza wodze fantazji:

Trudno sobie wyobrazić, by załoga podnosiła się z foteli w trakcie lotu, bo do kokpitu zajrzał dowódca - tym bardziej, że była do foteli przypięta pasami. W lotnictwie „siadajcie” często rozumiane jest jako „lądujcie”. Obecnie nie sposób jednak przesądzać w stu procentach o treści, sensie i kontekście tej wypowiedzi.

„Nie sposób przesądzać”, ale Maciej Lasek głupi nie jest. Powyższa interpretacja, na która pozwolił sobie tydzień przed rocznicą katastrofy swoje zrobi. Znów wracamy więc do zarzucania nieodpowiedzialnym ważnym pasażerom ryzykownych rozkazów wydawanych pilotom.

Lasek wie, co mówi. I wie, jaki przyniesie to efekt. Zamieszać, rzucić kompletnie nieusprawiedliwione oskarżenia. On dowodów nie potrzebuje. Jest dobry (podobnie jak jego rozmówczyni) w taniej propagandzie.

Jak ulał pasuje tu fragment wywiadu z dr inż. Wacławem Berczyńskim, konstruktorem samolotów, niezależnym ekspertem uczestniczącym w badaniu katastrofy smoleńskiej, który w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „wSieci” zapytany o to, dlaczego Lasek wielokrotnie mija się z prawdą, odpowiada:

Dr Berczyński: - Dziwię się panu Laskowi. Włączył się w to na etapie komisji Millera, był lojalny wobec tej grupy ludzi, po czym nagle stał się najważniejszą osobą, niemal celebrytą. Jest w sytuacji bez wyjścia. To dla niego sprawa życia. Jak z księdzem, który zaczyna mieć wątpliwości co do wiary. Gdyby je wyraził, musiałby całkowicie zmienić życie. A nie każdy jest do tego zdolny.

„wSieci”: - To w takim razie każdego dnia musi godzić się na autokompromitację.

Dr Berczyński: - Nie za darmo.

znp, „Gazeta Wyborcza”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych