Nasz gabinet śmiechu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Ryszard Hołubowicz/lublin.com.pl/CC/Wikimedia Commons
Fot. Ryszard Hołubowicz/lublin.com.pl/CC/Wikimedia Commons

„Śmiech to wyraz relatywnej przyjemności”, twierdził nieżyjący od przeszło stu lat Wilhelm Busch. Dobrze, że ten niemiecki pisarz dodał „relatywnej”, bo komu wesoło, temu wesoło…

Polska pokłada się ze śmiechu: minister sportu nie ma pojęcia o sporcie -

pisał nie tak dawno o naszym rządowym gabinecie śmiechu bulwarowy „Bild”.

A dokładniej, napisał o tym jak minister Mucha, „ta córka robotnika budowlanego i krawcowej”, zaczęła swoje przemówienie od czytania kółek olimpijskich: o, o, o, o, o…”. Chodziło oczywiście o brodaty kawał, który my, Polacy, ponoć na nowo odkryliśmy. Poza tym wyliczył, że pani ministra „zrobiła ze swego fryzjera wiceszefa Narodowego Centrum Sportu”, że „wykorzystała uroczych synków w kampanii wyborczej, a potem rzuciła męża i zrzekła się prawa do opieki nad dziećmi”, że można ją było „zobaczyć w uwodzicielskich pozach i skąpym odzieniu w kolorowych magazynach”, itd. Ale, chociaż jedno ten największy niemiecki tabloid (4 mln nakładu) przyznać musiał na korzyść naszej pani ministry: że to „schöne Joanna”/piękna Joanna, co zresztą Niemcy mogli zobaczyć na załączonej doń fotografii.

Widać „Bild” doszedł do wniosku, że skoro nam tam wesoło to i ich rodacy mogą się pośmiać. Autorzy tekstu o Musze i tak byli łaskawi (a może zbyt leniwi?), gdyż mogli posłużyć się cytatami pięknej Joanny, jak np. jej zapewnieniem wobec podstępnych żurnalistów, że ministerstwo sportu na bieżąco zajmuje się sprawami trzecioligowego hokeja, choć takiej ligi u nas nie ma… W każdym razie, „Bild” miał rację, nam, Polakom, doprawdy, ze śmiechu aż łzy się cisną do oczu. Aż dziw bierze, że ów tabloid, aby było jeszcze śmieszniej, nie posłużył się przykładami z innych resortów. A byłoby o czym pisać…

Weźmy takiego wiceministra zdrowia, Aleksander Sopliński się nazywa, który odkrył, że polskich emerytów czeka „piękna perspektywa długiego życia”, bo im więcej nabiegają się po lekarzach, tym są bardziej wysportowani, a im są bardziej wysportowani, tym zdrowsi. Nie śmieszne? Albo taki szef resortu transportu, budownictwa i gospodarki morskiej (mamy jeszcze coś takiego?) Sławomir Nowak, kolekcjoner drogich czasomierzy. Jak przeczytałem niedawno w naszym „Fakcie” - odpowiedniku „Bilda”, tzw. „afera zegarkowa powoli zbliża się do finału”; podobno prokuratorzy umorzą śledztwo i minister uniknie odpowiedzialności, gdyż jeden z jego zegarków wart 35 tys. złotych w międzyczasie… stracił na wartości. Otóż specjalnie powołany biegły wyliczył dokładnie, że po zakupie jego cena spadła o 30 proc., a przez następne lata do dziś po 7 proc. rocznie, co oznacza, że obecnie ma wartość nie przekraczającą 10 tys. zł. Czyli nie ma sprawy, gdyż posłowie i ministrowie mają obowiązek wpisywania do oświadczeń majątkowych tylko rzeczy o wartości przekraczającej tę kwotę. Czyż nie śmieszne…?

Z czego jeszcze zasłynął minister Nowak? Np. z tego, że gdy dziennikarze zahaczyli go rozbabrane i niedokończone autostrady przed piłkarskimi mistrzostwami, ten odparł: „przecież drogi nie grają na Euro”. Pochwalił się natomiast niewątpliwym sukcesem swego resortu, a mianowicie tym, że kolej nie przestała jeździć zimą… Oj-tam, oj-tam, najważniejsze, że Sławomir jest najbardziej atrakcyjny ze wszystkich, co znów orzekł (z uwagi na nieletnich nie posłużę się cytatem) kochający inaczej poseł Robert Biedroń.

Albo taki minister Michał Boni - od administracji i cyfryzacji. Najpierw zaprzeczał, jakoby był donosił Służbie Bezpieczeństwa, później się przyznał, że owszem, podpisał jakieś „kwity” o współpracy, ponieważ go szantażowano, że zdradził żonę… W nagrodę za tę prawdomówność prezydent Bronisław Komorowski powołał go na urząd ministra, a premier Tusk na szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów oraz do Międzyresortowego Zespołu koordynacji działań w związku z wyjaśnianiem naszej narodowej, podsmoleńskiej tragedii lotniczej...

Kogo my tam jeszcze mamy, …aaa, najlepszego gitarzystę w Radzie Ministrów i najlepszego ministra wśród gitarzystów Bartka Arłukowicza; zanim Donald Tusk wyskrobał go dla PO z szeregów lewicy, ów dziś minister zdrowia tak charakteryzował tę partię i samego premiera:

PO jest obła, śliska, taka masa, która się podporządkowuje oczekiwaniom zewnętrznym. Mistrzem plastikowości jest Donald Tusk. Szanuję go jako premiera, ale on jest strasznie miałki poglądowo, nijaki i podobny do nikogo. Donald Tusk jest królem cynizmu. I dobrze się czuje w tej roli.

Po otrzymaniu ministerialnej teki pokochał premiera i teraz dobrze czują się obaj, zwłaszcza, że nie muszą korzystać z opieki medycznej, na jaką są skazani szarzy Polacy, czego notabene nie raz dowiedli wredni dziennikarze.

Wścibskie pismaki napadły także na rzecznika naszego gabinetu śmiechu Pawła Grasia. Poszło o to, że ten od lat mieszka za friko w willi niemieckiego przedsiębiorcy Paula Roglera. Sam Graś wyjaśnił ogólnikowo, iż „opiekuje się jego domem”, czyli sprząta, naprawia, gdy coś się zepsuje, grzeje ściany w zimie i w fufajce odgarnia śnieg z chodnika. Generalnie politycy z wyższych pięter powinni ujawniać darowizny i wyświadczane im przez kogoś nieodpłatne usługi, ale dozorca Graś uznał, że zgłaszać nie ma czego, gdyż to on służył Niemcowi z miotłą, i Komisja Etyki uwzględniła jego wyjaśnienia.

Ministrów ci u nas wielu, ale może na ich rzeczniku skończę, w trosce o zdrowie rodaków właśnie, aby nie skonali ze śmiechu. A propos polityków czytających kółka olimpijskie – dowcip ten znam jeszcze z czasów rządzącego w komunistycznej Rosji Leonida Breżniewa, opowiadali go także niemieccy lewicowcy, nieprzychylni chadeckiej kanclerz. Nawiasem mówiąc, o szefowej rządu RFN kursuje wiele kawałów. Np. „Na pytanie w quizie, ile jest wysp w archipelagu na Morzu Północnym i jak się nazywa, kanclerz odpowiada: wysp jest wiele, a ja nazywam się Angela Merkel”. Prawda jest jednak taka, że Niemcy zarabiają kilka razy więcej od nas, nikt nie musi emigrować z kraju za chlebem, rzeczywiste bezrobocie jest u nich parę razy mniejsze niż u nas, opieka medyczna - wspaniała, emeryci korzystają z wolnego czasu i wygrzewają stare kości w ciepłych krajach, autostrady mają najlepsze na świecie, kolej również, że o osiągnięciach sportowych reprezentantów RFN nie wspomnę. Samą Merkel po ośmiu latach jej rządów dobrze ocenia aż ponad dwie trzecie społeczeństwa, zaś lewicowi żartownisie chętnie oddają się pod jej komendę w formowanym właśnie koalicyjnym gabinecie rządowym.

Co do kpin z naszej Muchy - gdyby tak jak w Niemczech sport leżał w gestii ministra spraw wewnętrznych, któż by śmiał drwić z pięknej pani ministry. No, może z wyjątkiem „Bilda”, który może sobie dworować z „schöne Joanna” i całego gabinetu znad Wisły ile tylko wlezie. W końcu „śmiech to wyraz relatywnej przyjemności”…

Klaser

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych