Kwiat paproci HGW

Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Kawa serwowana za darmo na peronie warszawskiego metra przed szóstą rano. I prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz w pociągu metra – ku zdumieniu zaspanych jeszcze ludzi. A wszystko po to, żeby otworzyć oczy niedowiarkom i pokazać im, iż miasto ma gospodynię, która sama testuje wykonane przed terminem połączenie rozłączonej pierwszej linii metra.

I ta jej odkrywcza odpowiedź na pytanie reportera, który w towarzystwie dwóch tuzinów kolegów z innych mediów towarzyszył niesamowitej przejażdżce. Pytanie brzmiało, czy pani prezydent często jeździ metrem. A odpowiedź była wstrząsająca: „Czasem jeżdżę na trasie Młociny – Kabaty”. Akurat innej trasy na razie nie ma, ale żeby od razu całą pokonywać, to jednak ekstrawagancja.

Kiedy się obserwuje poświęcenie Hanny Gronkiewicz-Waltz można by uwierzyć, że to wszystko z jej własnej i nieprzymuszonej woli, a nie dlatego, że 13 października będzie referendum o jej odwołanie. Można by, ale raczej przychodzi na myśl postać ojca (grana przez Zdzisława Maklakiewicza) z końcówki filmu Stanisława Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. Mówi on do kilkuletniego syna, zdziwionego, że po ulicy biega świnia, która w dodatku mówi ludzkim głosem: - Widzisz synku, w noc świętojańską kwitnie kwiat paproci, który normalnie nie kwitnie, gdyż ma zarodniki. Gadają ludzkim głosem krowy, konie i świnie”. - To chyba tylko w Wigilię – mówi dzieciak z niedowierzaniem. – W Wigilię? To te wierzące! - odpowiada ojciec.

Kilka razy w roku, od wielkiego dzwonu i równie wielkiego święta prezydent Warszawy „kwitnie jak kwiat paproci”. To oczywiście bardzo rzuca się w oczy, bo wszystko wygląda niezwykle sztucznie, a wręcz pretensjonalnie. Czyli mamy inną scenę z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. W filmie Barei odbywa się ustawiony turniej medyczny z udziałem nie tylko stron rywalizacji, ale i zasłużonych pracowników. Scena jest symboliczna, bo pokazuje wszechobecny fałsz tzw. społecznego zaangażowania w czasach komuny. I pod koniec sierpnia 2013 r. mamy wrażenie, że ten fałsz znowu wrócił, w formie szopek urządzanych m.in. z udziałem Hanny Gronkiewicz-Waltz.

W filmie Barei, w pewnym momencie prowadzący imprezę zapowiadacz-wodzirej chce jednej z weteranek pracy zrobić przyjemność, więc podchodzi do niej z mikrofonem. - Każdy w życiu ma jakieś marzenie, czegoś pragnie, o czymś myśli, coś co lubi, co chciałby jeszcze raz zobaczyć, usłyszeć... Pani Walentyna Wnuk jest salową od wielu, wielu lat. Co pani chciałaby najbardziej usłyszeć? – pyta usłużnie. I pani Walentyna mówi to, co jej wcześniej napisano, a czego z przejęcia nie jest w stanie płynnie wyrecytować: - Piosenkę pana Kor... Koracza „O Zdrowiu” bym chciała najbardziej usłyszeć”. Prowadzący jest rozanielony: - Tak się szczęśliwie składa, że mamy Pana Koracza na sali!”. I pan Koracz śpiewa na życzenie pani Walentyny. Zupełnie jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, która szczęśliwie znalazła się w wagonie metra, a jej ludzie równie szczęśliwie z kawą na peronie.

Można udawać, że prezydent Warszawy jest blisko mieszkańców, bo 3-4 razy w roku ze świtą i w towarzystwie kamer przesiądzie się z limuzyny do metra. Można urządzać podobne pokazuchy i udawać, iż to prawdziwe życie, tyle tylko, że nikt już się na to nie nabiera. I widać jak na dłoni, że to nowa wersja akademii ku czci z czasów komuny. Bo obecna władza ma bardzo wiele wspólnego z tą starą, co w połączeniu z nową formą daje piękną groteskę. Czyli „w noc świętojańską kwitnie kwiat paproci, który normalnie nie kwitnie, gdyż ma zarodniki. Gadają ludzkim głosem krowy, konie i świnie”. I prezydent Warszawy.

Stanisław Janecki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.