Postawa Donalda Tuska w sprawie paktu migracyjnego jest cyniczną grą. Jego aktualny sprzeciw to jedynie polityczna kreacja, obliczona na zapotrzebowanie kampanii wyborczej. Dobrze zna nastroje społeczne w tej kwestii, dlatego jego obóz polityczny tak bardzo bał się referendum. W czasie, gdy w Parlamencie Europejskim toczyła się debata o kształcie polityki migracyjnej, nie podejmował realnych działań, mogących zablokować szkodliwe rozwiązania. Dlaczego? Bo jeszcze nigdy w żadnej kluczowej sprawie nie sprzeciwił się Niemcom.
Klamka zapadła!
Pakt migracyjny stał się faktem. Został przegłosowany przy sprzeciwie Polski, Węgier i Słowacji. I choć Koalicja Obywatelska gra dziś bohatera, wiadomo było z góry, że ten głos nie zdoła już zatrzymać mechanizmu „przymusowej solidarności”. Niemiecki pomysł został przeforsowany już w grudniu i zostanie wdrożony w 2026 roku. Do tego czasu musimy na własny koszt zbudować infrastrukturę i wyłożyć własne środki na przygotowanie warunków do życia ludziom, którzy zostaną do nas przymusowo zwiezieni z innych krajów. Za dwa lata do rozdzielenia między wszystkie państwa UE będzie rocznie 4,5 mln migrantów. Mamy obowiązek ich przyjęcia. Jeśli tego nie zrobimy, za każdego nieprzyjętego zapłacimy karę wynoszącą ok. 20 tys. euro. Trzeciej opcji nie ma.
Nie obroni nas przed tym argumentacja, że znalazło u nas schronienie 2 miliony uchodźców z Ukrainy. Niemcy już kilka tygodni temu kolportują raport, według której najliczniejsza grupa Ukraińców, licząca ok. miliona osób, przebywa aktualnie w Niemczech. Jasne jest więc, że argument którym próbowali uspokajać nas przedstawiciele rządu, upada. Co więcej, ta sprawność, z którą przyjmowaliśmy wojennych uchodźców, może zostać wykorzystana przeciwko nam, ponieważ świadczy o tym, że posiadamy wciąż możliwości absorpcyjne. W przeciwieństwie do Niemiec, które ogłosiły swoją ostateczną niewydolność już w ubiegłym roku. Media opisywały, że migranci upychani są w szkołach, namiotach, a nawet garażach podziemnych. Prezydent Frank-Walter Steinmeier wprost, że jego kraj jest w stanie przyjąć więcej ubiegających się o azyl. „Niemcy, podobnie jak Włochy, osiągnęły granicę swoich możliwości” – powiedział Steinmeier w rozmowie z „Corriere della Sera” we wrześniu 2023 r. Nie dziwi więc, że przyspieszono prace nad paktem migracyjnym, a Donald Tusk nie zabrał zdecydowanego głosu sprzeciwu w grudniu, gdy kwestie te ostatecznie się rozstrzygały.
Wszyscy zapłacimy za błędy Niemiec
Dlaczego wszystkie kraje UE mają płacić za błędy Niemiec? Entuzjastyczne „herzlich willkommen” Angeli Merkel z 2015 roku sprowadziło potężną falę migrantów. Liczono na lekarzy i inżynierów, przyjechała wielka gromada ludzi oczekujących sutego życia na państwowych zasiłkach. Poprawność polityczna kneblowała polityków przewidujących zgubne skutki tego szaleństwa, a kolejni migranci napierali coraz śmielej. Niemieckie „damy radę” szybko przerodziło się w szukanie rozwiązań przymusowych. Gdy zabrakło miejsc w „obozach dla uchodźców”, postanowiono podzielić pulę na inne kraje UE. Ale dopływu nie odcięto. A przecież jasne jest, że tylko całkowite zamknięcie granic UE może powstrzymać ten nieopanowany napływ nielegalnych migrantów. Takich rozwiązań UE nie przewiduje. Przeciwnie, Niemcy sponsorują milionami euro statki organizacji pozarządowych, które przywożą nielegalnych imigrantów do włoskich portów. Sprzeciwiają się także push-backom na granicach, co jeszcze bardziej zachęca przemytników, doskonale zarabiających na ideologicznej bezsilności władz Unii Europejskiej. Ten ideologiczny beton jest tak silny, że nawet szef Frontexu musiał pożegnać się ze stanowiskiem, ponieważ nie mógł skutecznie chronić granic Unii.
Trzy cele ściągania migrantów do Europy
Pochylając się dziś nad potężnym problemem Europy zalanej przez nielegalnych migrantów z Afryki, należy pamiętać o przyczynach. Ta główna ma podłoże ideologiczne. Chodziło o stworzenie multikulturowej Europy, wykorzenionej cywilizacyjnie, zbudowanej na nowych, zideologizowanych fundamentach, w której państwa narodowe zostaną zapędzone w niepamięć przeszłości. Chodziło o Europę w pełni sterowalną, podporządkowaną hegemonicznej sile Niemiec. W tym aspekcie jawią się także dwie kolejne przyczyny – ekonomiczne wzmocnienie Niemiec, które potrzebowały taniej siły roboczej, pracującej na rozwój niemieckiej gospodarki oraz zdobycie nowego, silnego elektoratu popierającego ideologiczne rozwiązania. Czy plany się powiodły? Multi-kulti wprawdzie zaistniało, ale skutki są chyba dalekie od oczekiwań. Nie dość, że kraje UE nasyciły się ludźmi mentalnie niezdolnymi do pracy, to jeszcze nie widać perspektyw na ich integrację.
Przemoc i wymuszanie zasiłków
W sierpniu 2023 roku tygodnik „Focus” donosił, że tzw. zasiłek obywatelski otrzymuje w Niemczech obecnie 587 tysięcy migrantów z m.in. Syrii, Afganistanu i Iraku, którzy są zdolni do pracy, ale nie pracują. Miesięczny koszt to ok. 436 milionów euro. „Większość beneficjentów zasiłku obywatelskiego przybyła w ostatnich latach do Niemiec i otrzymała azyl; każdy ma co najmniej tymczasowe prawo pobytu i spełnia wymogi prawne, aby otrzymać zasiłek” – czytamy.
Ale nie jest to tylko problem Niemiec. Niezwykle ciekawych informacji dostarcza holenderski raport pt. „Bezgraniczne państwo dobrobytu. Konsekwencje imigracji dla finansów publicznych”. W latach 1995–2019 holenderski sektor publiczny wydawał na imigrację średnio 17 miliardów euro rocznie, włączając w to koszty utrzymania drugiego pokolenia migrantów. To w sumie ponad 400 mld euro na przestrzeni 25 lat. Według autorów raportu, migranci z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej nigdy nie osiągają dodatniego wkładu fiskalnego w holenderską gospodarkę. Oznacza to, że otrzymują z budżetu państwa więcej, niż do niego wpłacają w formie podatków. Co więcej, są większymi beneficjentami pomocy społecznej niż rdzenna ludność holenderska. Odrębną kwestią jest zagrożenie, jakie stanowią niezintegrowani społecznie migranci, żyjący w swoich własnych środowiskach, przenoszący do Europy napięcia polityczne z własnych krajów. Przemoc rośnie i nie ma dnia bez kryminalnych doniesień o napaściach, gwałtach, strzelaninach i atakach.
Co dalej?
To tylko fragment wielkiej mapy problemów, z jakimi borykają się bogate kraje UE, które zdecydowały się na szerokie otwarcie drzwi migrantom. Teraz te problemy staną się naszym udziałem i to bez naszej zgody. Czy jest jakiś ratunek? Gdyby rząd naprawdę chciał zatrzymać pakt migracyjny, mógłby skorzystać ze ścieżki prawnej, którą wskazuje prof. Genowefa Grabowska, podkreślając że „powinniśmy zanegować tryb, w jakim zostały przyjęte te rozporządzenia”. Czy można w tym zakresie liczyć na Donalda Tuska? Istnieje uzasadniona obawa, że nie podejmie żadnych konstruktywnych kroków, mogących realnie zablokować ten stan. Jedyna szansa to zmiana politycznej struktury Parlamentu Europejskiego. Dlatego tak ważne są najbliższe wybory! Jeśli oburzenie społeczne na destrukcyjne rozwiązania Zielonego Ładu, polityki migracyjnej, zmian traktatowych odbierających nam suwerenność znajdą odzwierciedlenie w głosowaniach milionów obywateli we wszystkich krajach UE, to zaistnieje wówczas możliwość zablokowania chorej, zideologizowanej polityki, która ma z nas uczynić poddanych Niemieckiemu hegemonowi, tworzącemu na wspólnej strukturze własne superpaństwo. Na ten moment chcą podporządkować sobie decyzje o wszystkim. Będą nam narzucać decyzje dotyczące nie tylko polityki migracyjnej. Mamy utracić suwerenność także w obszarze klimatu, bezpieczeństwa, polityki zagranicznej, obrony, infrastruktury granicznej, przemysłu, a nawet edukacji i zdrowia. Te wybory naprawdę rozstrzygną o wszystkim.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/691888-co-oznacza-przebiegla-gra-tuska-paktem-migracyjnym