Jeśli znów wejdziemy do koalicji z radykalną lewicą, to będzie to początek końca PSL. Wtedy nie będzie to już moja drużyna – mówi Eugeniusz Kłopotek, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego w rozmowie z Marcinem Fijołkiem dla tygodnika „Sieci”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kosiniak-Kamysz odcina się od Wiosny i stawia „ultimatum” PO: „Czy idzie ze skrajną lewicą, czy wybiera centrum? To czas prawdy”
CZYTAJ TAKŻE: Kosiniak-Kamysz ma twardy orzech do zgryzienia. Zarządy wojewódzkie PSL podzielone w sprawie formuły startu
Łatwiej jest przy gęsiach czy w Sejmie?
Eugeniusz Kłopotek: Powiem tak: tutaj przy gęsiach przynajmniej człowiek widzi konkret. Pewnie, noga może się powinąć, aura nie sprzyjać, ale wiem, na czym siedzę, czym zarządzam i biorę odpowiedzialność na siebie. A w Sejmie…? Tak naprawdę takim zarządzającym jest tam prezes Jarosław Kaczyński. Nie porównuję się, bo on zarządza dużą partią i dużym państwem, a ja zakładem w Kołudzie Wielkiej…
I jest pan tam takim prezesem od gęsi. A w zasadzie doktorem. Pamięta pan jeszcze tytuł doktoratu?
Wpływ postaci fizycznej ziarna owsa na efekty produkcyjne, strawność i jakość tuszek gęsi białych kołudzkich.
Rany boskie, o co chodzi?
Gęś owsiana w ostatnich trzech tygodniach tuczu jest żywiona ziarnem owsa. Skubie sobie tego ziarnka, ile chce, do tego pije wodę.
I pan to obserwował przy swoim doktoracie? Świetna praca.
Proszę poczekać. Nikt do tej pory – od 50 lat – nie sprawdził, jaka forma fizyczna owsa jest najlepsza: ziarno całe, gniecione czy pokruszone (śrutowane).
To jakaś różnica?
Okazuje się, że tak! Ze względu ekonomicznego – biorąc pod uwagę zużycie owsa – najbardziej opłacalne jest pełne ziarno. Ale ze względów jakościowych – śrutowane. Bardzo ważne jest, ile z tego ziarna owsa gęś wyssie do swojego organizmu, jeśli chodzi o białko i aminokwasy. I okazuje się, że gęś najskuteczniej wysysa aminokwasy z tego ziarna śrutowanego. Przy takim pokruszonym ziarnie jest największy dostęp enzymów. Niech mi pan wierzy, zrobiłem też dodatkowe badanie – w jakim czasie przez przewód pokarmowy gąski przepływa dana forma ziarna, od dzioba aż do… steku, kloaki.
Matko…
Przy pełnym ziarnie czekamy aż 130 min, a przy śrutowanym, gdzie i tak najlepiej aminokwasy zostały przyswojone, tylko 55 min!
Czy nasz czytelnik dostrzeże różnicę przy stole?
Jeśli spojrzymy na jakość, to ziarno śrutowane jest najlepsze, ale wtedy produkcja będzie droższa.
Pan o tych gęsiach mówi z większym przejęciem niż o polityce. Skąd się to wzięło?
Jestem z wykształcenia zootechnikiem. Pracę magisterską robiłem z trzody chlewnej, później pracowałem w PGR Wojnowo. W pewnym momencie został ogłoszony konkurs na dyrektora zakładu doświadczalnego w Kołudzie Wielkiej. To był koniec roku 2005. Kandydatów było kilku, do etapu ustnego przeszło dwóch – w tym ja. Prof. Krupiński, ówczesny dyrektor Instytutu Zootechniki w Krakowie, postawił na mnie.
Czyli to nie są pana gęsi?
To gęsi państwowe. Gdy w 2012 r. przerwałem mój bezpłatny urlop i wróciłem do pracy w zakładzie, rezygnując z funkcji posła zawodowego, niektórzy z dziennikarzy zarzucali mi, że promuję własne gęsi. Ato gęsi państwowe i ja tylko ich pilnuję.
A ile ich pan ma?
Gdyby pan przyszedł i policzył jutro, to ponad 10 tys. Ale roczna produkcja dochodzi do 350 tys. piskląt, przy czym od razu mówię, że jesteśmy jedyną hodowlą gęsi kołudzkiej. Sprzedajemy głównie pisklęta – samce i samiczki – jako przyszłych rodziców następnych pokoleń.
Boję się pytać, ale czy ta gęś kołudzka to jakiś specjalny rodzaj gęsi?
To gęś biała kołudzka. Ona się wywodzi od gęsi włoskiej, sprowadzonej z Danii w1962 r. przez ówczesnego dyrektora tego zakładu.
Proszę dać mi się wyśmiać. Wkręca mnie pan.
A skąd. Docent Bieliński sprowadził wtedy stadko gęsi włoskiej, wszystko można sprawdzić. Od tego zaczęła się hodowla – w wyniku prac naszych naukowców w 2012 r. minister rolnictwa uznał, że tamta gęś ma już tak udoskonalony genotyp, że można uznać ją za odrębną rasę gęsi.
Zaaklimatyzowała się? Czym się wyróżnia?
Tak jest. Ówczesna gęś włoska z lat 60. dawała w sezonie średnio 13 piskląt. Dzisiejsza gęś kołudzka daje w sezonie około 45 piskląt.
Może nafaszerowaliście czymś te gęsi, eksploatując je do granic możliwości.
Mamy opracowaną specjalną metodę chowu tej gęsi – również jej żywienia. Wszyscy nasi odbiorcy dostają od nas wytyczne i harmonogram. Gęś musi mieć pastwisko, i to spore: dlatego gdy są chętni do zakupu piskląt i chcieliby rozpocząć produkcję gęsiny, to zawsze pytam: „Ile ma pan łąki?”. Do tego dochodzą pasza, odpady warzywnicze: kalafiory, kapusty, marchew, zioła. Jeśli ktoś przestrzega tych zasad, to gęsina jest smaczna – trzeba ją tylko odpowiednio przyrządzić i przyprawić, bo to trudniejsze niż zwykły kotlet.
Zazdroszczą panu w polityce tej pozycji prezesa polskich gęsi?
Powiem panu szczerze – to była jedna z najlepszych decyzji, gdy przerwałem zawodowstwo poselskie i wróciłem do zawodu. Odzyskuję tutaj psychiczną równowagę po pobycie w Warszawie.
Co to znaczy?
Może się pan domyślić… [śmiech]. Jak wjeżdżam do Warszawy, wchodzę na Wiejskiej do Sejmu i widzę, co się tam dzieje, to zaczynam tracić motywację, by tam siedzieć. W kolejnych wyborach do Sejmu w październiku nie wystartuję, choć pewnie nazwisko Kłopotek na listach się pojawi.
Małżonka?
Jeśli się zgodzi pomóc Stronnictwu, to tak.
Ale mówił pan: trzeba się bić o PSL do końca, wszystkie ręce na pokład. A teraz dezercja.
Do Sejmu nie wystartuję, ale jeśli będzie taka potrzeba i wola kierownictwa, to do Senatu będę kandydował.
A jaka to różnica?
Trzeba dać szansę młodszym, bo aż się palą, by w końcu zająć moje miejsce. Biorąc pod uwagę, że jestem w statecznym wieku, a Senat to podobno izba refleksji, pasowałbym tam bardziej.
Będzie komu wejść do Sejmu z koniczynką w klapie?
Jesteśmy w przededniu podjęcia jednej z najważniejszych decyzji po 1989 r. Ścierają się dwie opcje, jak pan wie. Przed wyborami do PE wygrała opcja wejścia do Koalicji Europejskiej. Tylko ośmiu było nas w radzie naczelnej przeciw.
A dziś?
Jestem przekonany, że wahadełko z lewej strony podnosi się do góry. Rodzi się tylko pytanie: czy przechyli się na prawo, czy jednak nie da rady. Mamy dwa warianty – albo idziemy jako PSL, otwarci na inne osoby, albo wchodzimy do koalicji z Platformą.
A może i szerzej.
No tak. O ile jeszcze dopuszczam jako alternatywę pójście tylko z Platformą, o tyle nie dopuszczam powtórki pójścia z lewicą, a szczególnie radykalną. W ostatniej kampanii spowiadaliśmy się nie z własnych grzechów – musieliśmy się tłumaczyć za LGBT, za Jażdżewskiego, a przy tym rozmywaliśmy swoją tożsamość. Nie ma co kryć. Decyzja jest trudna, ale jestem przekonany na sto procent – jeśli cała pierwsza peeselowska liga da swoje nazwiska na listy wyborcze, to z progiem nie będzie problemu.
Nie chcą dać nazwisk?
Szczerze mówiąc, najbardziej oporni są samorządowcy – wójtowie, burmistrzowie, starostowie. Zaczynają się wymigiwać. Trochę będzie trzeba niektórych postawić do pionu. Albo jesteś ludowcem i pomagasz, albo łaski nie robisz.
Jeśli jednak wahadełko nie odbije?
Platforma chce iść szeroko, wziąć do siebie SLD, nie wiem, co z Wiosną, bo Biedroń ich wykiwał i oszukał, ale nie moja to sprawa. Dla nas wtedy jest dylemat…
Wzdycha pan głęboko.
Wzdycham. Trzeba powiedzieć sobie jasno: wóz albo przewóz, ale pod własnym zielonym sztandarem.
A może to inne PSL niż 10 lat temu? Może warunki są takie, że mamy dwa duże bloki i trzeba walczyć o to, co się da, a nie machać szabelką.
Gdyby lewica przejrzała na oczy i stworzyła własny blok wyborczy, a my poszlibyśmy razem z Platformą, to mielibyśmy naturalny wybór między trzema listami (oczywiście jest jeszcze PiS). Wtedy wszyscy wchodzą do Sejmu i być może trzeba będzie się znaleźć programowo. Natomiast jeśli znów wejdziemy do koalicji z radykalną lewicą, to będzie to początek końca PSL. Ludzie staną się wygodniejsi, zobaczą, że nie trzeba tylu kandydatów, jakieś mandaty będą… Ale wtedy nie będzie to już moja drużyna.
A może trzeba się dogadać z PiS? Wyborcy podobni, programy podobne. Mogę odpowiedzieć za siebie.
Kiedy PiS wygrało wybory w roku 2015, zaczął się bezpardonowy atak na PSL. Wyrugowano nas z ważnych organów sejmowych, mało tego – trudno zapomnieć nawoływania Beaty Mazurek o potrzebie „wyeliminowania PSL z życia publicznego”.
E tam, takie gadki kampanijne.
Wiem. Mam częsty kontakt z kolegami z PiS. W kwestiach światopoglądowych nie jest nam daleko do siebie, w kwestiach gospodarczych też. My nieraz dobre propozycje PiS popieraliśmy i popieramy. Ale jak uwierzyć w szczerość takiego partnera? Widziałem w polityce wiele przez te 20 lat, moja wyobraźnia bardzo się poszerzyła, ale moja ufność jest coraz mniejsza.
Skoro o eliminacji ludowców mowa: nie było próby wykoszenia pana z nadzoru tych gęsi? Skoro to państwowe gęsi, to co robi tam peeselowiec w czasach PiS?
Powiem tak: w każdej chwili mogłem i mogę być odwołany. Ale do tej pory – muszę powiedzieć uczciwie – nie było takiej próby, nigdy nie spotkałem się też ze strony kolegów z PiS z sugestią: musisz iść z nami, jeśli chcesz być dyrektorem.
Widzi pan, co to za eliminacja.
Zakład przynosi zysk każdego roku, przez lata mojego urzędowania sporo zmieniło się na plus. Zapraszam i pana, i czytelników „Sieci” do Kołudy Wielkiej, żeby zobaczyć to na własne oczy. Przyznam jednak, że moi koledzy w PSL mieli do mnie pretensje, że gdy były kolejne wota nieufności wobec Jurgiela i Ardanowskiego, nigdy się nie podpisałem pod takim wnioskiem ani nie głosowałem. Pośrednio minister rolnictwa jest moim przełożonym (bezpośrednim dyrektor z Krakowa). Należę do ludzi honorowych; jeśli miałbym głosować za rezygnacją mojego przełożonego, to sam musiałbym zrezygnować z funkcji dyrektora. A inna rzecz, że minister Ardanowski podjął kilka dobrych decyzji, które usprawniły moje zakłady. Jak ja mam podnieść rękę przeciw czemuś, co z mojego punktu widzenia było dobre?
Ruki pa szwam i głosować, jak trzeba.
Wiem, dlatego czuję, że coraz mniej pasuję. Ale czasem honor jest ważniejszy.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Wywiad ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 25/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/453037-nasz-wywiad-klopotek-koalicja-z-lewica-to-poczatek-konca