Zdaję sobie w pełni sprawę z kontekstu, w którym ten tekst się pojawia. Zdaję sobie sprawę z ryzyka, jakie on niesie, z możliwości kolejnego rozlania się fali hejtu. Ale ponieważ wierzyłem i próbuję wierzyć w zasadę, że plus ratio quam vis („Więcej znaczy rozum, niż siła”, także siła emocji), kreślę tych kilka słów.
Amsterdam 2002-2004-2005
W roku 2002 ginie w Holandii popularny w tamtym czasie polityk Pim Fortuyn. Zyskał popularność w części holenderskiego społeczeństwa na fali antyimigranckich nastrojów. Zwalczał konkretnie islam za brak jego otwartości na proces asymilacji społecznej, ale nie ukrywał, że silnie emocjonalnym powodem jego awersji do systemu islamskiego był brak tolerancji ze strony islamu wobec mniejszości seksualnych. Pim Fortuyn otwarcie manifestował swoje gejostwo. Balansując między tymi dwoma ideologiami – islamską a homoseksualną, został ugodzony ze strony trzeciej, innej. W czasie wyborów parlamentarnych w 2002 roku został zastrzelony przez aktywistę na rzecz praw zwierząt Volkerta van der Graafa. W tej sytuacji nie można było oskarżyć islamistów, nie można było też wykreować homoseksualistów jako męczenników. Wszystko przez radykalny odłam „ekologów”, zoopersonalistów.
Po jego śmierci znany reżyser dokumentalista Theo van Gogh, autor krytycznego względem islamu filmu „Submission” o podległości kobiety w islamie kręcił film o zamordowanym rodaku. W roku 2004 został zarżnięty rytualnym nożem na ulicy Amsterdamu przez islamskiego fanatyka, Holendra pochodzenia marokańskiego Mohammeda Bouyera. Sądzony w czasie procesu wyznał, że nie kierował się nienawiścią, ani innymi emocjami. Był narzędziem w ręku Allaha.
Obie śmierci dzieliło 911 dni. Ta przestrzeń tworzy skomplikowaną siatkę treści i pytań. Nie ośmielam się ich w tym miejscu podejmować. To temat na bardzo wnikliwą analizę. Podobnie, jak na analizę zasługuje reakcja władz miasta i reakcje ludności. Ludność po śmierci van Gogha zgromadziła się na centralnym placu miasta i… waliła w bębny, krzyczała, hałasowała, trąbiła… Ten „oddech wolności”, bo tak zatytułowano ów happening był odpowiedzią w stylu „Amsterdam nie da się uciszyć”. A potem, bo w roku 2005 władze miasta postanowiły w odpowiedzi na owe wydarzenia z lat 2002 i 2004 odpowiedzieć instytucjonalnie. Nie – jakby można było się spodziewać – na przykład podejmując jakieś ograniczenia w napływie islamistów do kraju, nie poprzez wyraźnie rozgraniczenie co jest prawem człowieka, co obowiązkiem, a co roszczeniem bezpodstawnym, nie poprzez podkreślenie, że jedynie racjonalnym i realnym podmiotem praw jest osoba ludzka a nie byt zwierzęcy. Nie, reakcja była inna. Władze miejskie Amsterdamu postanowiły, że kto będzie szykanował w jakikolwiek sposób gejów i lesbijki, zostanie przymusowo umieszczony w kontenerowym getcie na obrzeżach miasta.
Czy to adekwatna żałoba i adekwatna prewencja?
Paryż 2011
7 stycznia 2015 roku około godziny 11:30 dwóch uzbrojonych napastników wykrzykując „Allahu Akbar” otworzyło ogień w paryskiej redakcji „Charlie Hebdo” zabijając 12 osób, w tym dwóch policjantów i raniąc 11, w tym cztery osoby ciężko.
„Charlie Hebdo” czyli „Tygodnik Karolciu” powstał w wyniku rewolucji 1968 r. Tytuł był nawiązaniem prześmiewczym do Charlesa de Gaulle’a i wyznawanych przez niego wartości – najogólniej konserwatywnych i religijnych. Przywołując Wikipedię: „Cytując Charba, dyrektora wydawnictwa, redakcja gazety reprezentuje <wszelkie odłamy szeroko rozumianej lewicy, a nawet absenteistów>” [ludzi, którzy uchylają się od obowiązków społecznych]. No cóż, wszak 1968 rozpoczął się od „zabrania się zabraniać” i zniósł jakiekolwiek zobowiązania społeczne. A potem ta sama rewolta krzyknęła: „nie ma nauczyciela, ani Boga, ty sam jesteś bogiem”. Wikipedia podaje: „Tytuł znany jest z ciągłego publikowania zjadliwych karykatur, nieoszczędzających żadnego wyznania religijnego, kpiących z religijnych i politycznych ekstremizmów”. Nieprawda, „Charlie Hebdo” nie kpiło z judaizmu, nie oszczędzało natomiast przede wszystkim chrześcijaństwa. I nie krytykowało ekstremizmu, ale szydziło w sposób obłąkańczy, perwersyjny z podstaw wiary katolickiej. Nie zachęcam, ale można to zweryfikować. Kiedy w tym krytykowaniu dotknęło islamu spotkało się faktycznie z fanatyczną, sprowokowaną odpowiedzią. Akt mordu i zbrodni był odpowiedzią na bluźnierczy terror (warto nadmienić, że wedle zgodnej opinii wielu medioznawców „Charlie Hebdo” nie ostało by się nawet miesiąca w dbającej o wolność religijną Ameryce).
Reakcją Paryża i Europy było osławione „Je suis Charlie Hebdo”. Jeśli przyjąć to literalnie, reakcją było utożsamienie się z linią perwersyjnej, obleśnej i bluźnierczej formy bełkotu, prowadzonej od lat przez „Charlie Hebdo”. Jeśli przyjąć to literalnie, milion ludzi wyszedł na ulice Paryża, by zejść do poziomu ludzi przebijających szambo. „W imieniu zabitych rysowników będziemy nadal bronić przesłania wolności” - powiedział w orędziu do narodu prezydent Francois Hollande. Podobną narrację podjęli inni przywódcy europejscy Donald Tusk, Joachim Gauck, i wielu innych powtarzających jak mantrę: wartości europejskie – wolność – demokracja. Niestety, ale w całym tragicznym zamachu nie chodziło o bliżej nieokreślone wartości europejskie, nie szło o demokrację, która winna być szacunkiem dla prawa (także prawa do wolności religii) i nie szło o wolność (chyba, że w rozumieniu róbta co chceta). Nie podjęto żadnej refleksji, żadnej debaty nad wolnością słowa, jej granicami, nad wolnością religii, nad tym, czy można, czy godzi się kpić z wiary innych ludzi… Debatę i namysł racjonalny zastąpiła emocjonalna siła tłumu, niekoniecznie racjonalnie myślącego. Czy to adekwatna żałoba i adekwatna prewencja?
Gdańsk 2019
W czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ginie na oczach tłumu prezydent miasta Gdańska. Sprawcą czynu jest notowany i już kiedyś skazany przestępca, sprawny w swoim zbrodniczym fachu, a zarazem dotknięty chorobą psychiczną. Czyn dokonuje się przy całkowicie biernej postawie tzw. ochrony, napastnik ma czas 40 sekund na wygłoszenie swojej oracji, w której skarżył się na swoje skazanie i uwięzienia za czasów Platformy Obywatelskiej. Szef WOŚP nie przerywa w Polsce finału Orkiestry, może dlatego, że show must go on, po czym podaje się do dymisji, po czym staje się kandydatem do pokojowej nagrody Nobla.
A w Polsce rozpoczyna się żałoba. Jej wyrazem jest w Teatrze im. Hubnera w Warszawie minuta ciszy i wyjaśnienie, że wyjątkowo ten jeden raz w spektaklu „Klątwa” pominięty zostanie fragment fikcyjnej zbiórki na pieniądze dla zabójcy Jarosława Kaczyńskiego. Ale potem „Klątwa” wróci do swojej pełnej scenicznej formy. Wyrazem zupełnie innej kategorii staje się decyzja Prezydenta RP o ustanowieniu „żałoby narodowej”. Jest to decyzja, która wielu ludzi zaskakuje, wszak prezydent „wolnego miasta” Gdańska podkreślał wielokrotnie niekoniecznie bliski związek z całą aktualną Polską, a niezależnie od tego zginął, w przeciwieństwie do np. Macieja Płażyńskiego, nie pełniąc misji publicznej czy państwowej. Na prośbę m.in. rodziny urna z prochami zmarłego zostaje osadzona w Bazylice Mariackiej, choć Zmarły swoimi poglądami wypowiadanymi publicznie zdecydowanie nie osadzał się w przestrzeni żywej wspólnoty Kościoła katolickiego.
Jednak największym fenomenem stają się dwa fakty – okrzyknięcie gdańskiej tragedii mianem „mordu politycznego” oraz wskazanie jako winowajcy „mowy nienawiści”. Na jakiej podstawie dokonuje się, także w publicystyce katolickiej, zrównania mordu na prezydencie Gdańska z mordem na Marku Rosiaku nie jestem w stanie pojąć. Przypomnę, 19 października 2010 r. do biura PiS w Łodzi wtargnął Ryszard Cyba. Krzycząc, że chce zabić Jarosława Kaczyńskiego, zastrzelił Marka Rosiaka i ranił nożem Pawła Kowalskiego.
Na temat „mowy/języka nienawiści” jako przyczyny sprawczej tego gdańskiego mordu mają do powiedzenia przede wszystkim ci, którzy językiem „miłości inaczej” chcieliby dorżnąć watahę czy zrzucić z siebie szarańczę.
Obawiam się, że ta droga prowadzi donikąd. Jest różnica między szacunkiem dla zmarłego a cyniczną kanonizacją. Jest różnica między pospolitym, choćby najbardziej spektakularnym mordem publicznym, a mordem politycznym. Jest różnica między krytyką „języka nienawiści” jako narzędziem w walce o pozyskanie swojego pola a realnym językiem szacunku w debacie publicznej.
Czy to adekwatna żałoba i adekwatna prewencja?
Albo podejmie się zasadę plus ratio quam vis albo zaczniemy budować getta, uprawiać „dziennikarstwo” na poziomie „Charlie Hebdo”, toczyć pianę z ust przy „mowie miłości inaczej”. Chciałbym wierzyć w to, że sięgniemy po rozum.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/430312-tryptyk-zalobny-czy-to-adekwatna-zaloba-i-prewencja