Transmisja telewizyjna z procesu Lecha Wałęsy przeraża katastrofalnym stanem naszego sądownictwa
Na sali sądowej trudno się było zorientować kto jest pozwanym, a kto powodem.
Pytanie do Jarosława Kaczyńskiego: „Dlaczego pan uważa, że ta wypowiedź narusza pana dobra osobiste?”, z jednej strony ośmiesza zadającą go sędzinę, a z drugiej strony jest świadectwem swego rodzaju odczłowieczenia niektórych przedstawicieli kasty.
Czy można mieć jakiekolwiek wątpliwości, że bezwstydna insynuacja Lecha Wałęsy jakoby prezes Kaczyński telefoniczną rozmową przyczynił się śmierci własnego brata i 95 osób, w tym wielu sobie bliskich, jest niezwykle dotkliwa dla bezpodstawnie pomówionego?
Tej rozmowy nigdy nie opublikowano, więc nie wiadomo co było jej przedmiotem i wszelkie dywagacje na jej temat osób trzecich są pozbawione racjonalnych podstaw. W tym przypadku wina Wałęsy nie wymaga żadnych długich działań procesowych. Potwarz z premedytacją i nic więcej.
Lech Wałęsa ironizujący że on zna relacje pomiędzy braćmi Kaczyńskimi, i wie, że nie rozmawiali przez telefon „o kotkach” sięga moralnego dna. Przecież mówi to w kontekście jednej z najtragiczniejszej katastrof w naszej historii, oczerniając niewinnego człowieka.
Nie było żadnej reakcji sądu na te knajackie brednie.
Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego było jednym wielkim oskarżeniem jego i jego brata Lecha o wszelkie występki, łącznie ze spreparowaniem teczki TW Bolek.
Przesłuchanie Lecha Wałęsy to był dalszy ciąg oskarżania braci Kaczyńskich.
Lech Wałęsa na sali sądowej swobodnie przypisał sprawstwo katastrofy smoleńskiej Jarosławowi Kaczyńskiemu, a sąd wpisał do protokołu, że prezes PiS ma „tyle ludzi na sumieniu”.
„Kaczyński może narobić krzywdy przez chorobę albo nawiedzenie”, cytuje Lecha Wałęsę pani sędzia i prosi, żeby pozwany się do tego odniósł. Ten opowiada, że Kaczyńskiego należałoby przebadać, a sąd słucha tych prostackich insynuacji z rozdziawionymi fizjonomiami.
Pozwany czyli Lech Wałęsa był przepytywany w miłej atmosferze pół godziny i ucinał wątki, kiedy chciał, a powód czyli Jarosław Kaczyński był maglowany prawie trzy godziny i zagadywany o wiele okoliczności, nie zawsze mających cokolwiek wspólnego z przedmiotem procesu.
Wielka wdzięczność telewizjom za relację z sali sądowej. Obraz nie kłamie, chociaż przeraża poziomem prowadzenia sprawy, a momentami zadziwia bezradnością pani sędziny z orłem na piersi. Z takim stopniem rozgarnięcia trudno by było się utrzymać na kasie w supermarkecie.
W tym przypadku sprawa jest zupełnie jasna. Atak na dobra osobiste Jarosława Kaczyńskiego ewidentny.
Bez dokończenia reformy sądów cały czas będziemy żyć w bananowej republice, gdzie polityczni kacykowie będą się czuć ponad prawem.
Ta sprawa akurat wypadła symbolicznie nazajutrz po wymuszonych przez Unię Europejską poprawkach w ustawie reformującej sądownictwo.
Wniosek jest jeden: „Unia, Unią, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/422401-transmisja-z-procesu-walesy-przeraza-stanem-sadownictwa