Szanowni kontrdemonstranci, bardzo mi przykro, ale 10 lipca policja zrobiła z waszych wielkich zadymiarskich planów jesień średniowiecza
-– napisałem rankiem 11 lipca na Twitterze.
Ten żart, który w gruncie rzeczy żartem nie jest, nawiązuje do słynnego powiedzonka z filmu „Pulp Fiction” Quentina Tarantino, a właściwie z polskiego tłumaczenia Elżbiety Gałązki-Salamon, bo w oryginale pojawia się tylko słowo „medieval”.
„Jesień średniowiecza” weszła do języka polskiego i kultury popularnej niejako „z tyłu sklepu”, gdyż to całkiem poważny i nobliwy tytuł książki Johana Huizingi i pojęcie dotyczące schyłku historycznej epoki. Określenie to zrobiło w Polsce wielką karierę jako synonim, najdelikatniej mówiąc, „przerobienia kogoś na miazgę”. Polska policja 10 lipca 2010 r. „przerobiła” kontrmanifestantów, w dodatku nie używając „przymusu bezpośredniego”. Policja de facto uniemożliwiła zadymę, co oznacza, że zachowała się bardzo profesjonalnie. I wyciągnęła wnioski z przepychanek oraz wynoszenia manifestantów leżących na trasie legalnej manifestacji miesiąc wcześniej. Mieliśmy do czynienia wręcz z wzorcową prewencją, gdyż zawsze przeciwdziałanie przemocy jest lepsze niż reagowanie na nią. I tu polska policja zachowała się o niebo bardziej profesjonalnie niż niemiecka w Hamburgu kilka dni wcześniej.
Policja tak zaskoczyła tych, którzy marzyli o zadymach i rozruchach na Krakowskim Przedmieściu oraz na Placu Zamkowym, że odwrócił im się „wektor obłędu”.& Bezradni zaczęli opowiadać, jak to strasznie wygląda ulica z metalowymi barierkami. Jak zagraniczni turyści nie mogą spokojnie zwiedzać serca polskiej stolicy. Jakie okropne skojarzenia ze stanem wojennym to wywołuje. Jak trudno wytłumaczyć dzieciom i młodzieży, co to wszystko oznacza. Jak psuje to wizerunek Polski i Warszawy. Oczywiście płonące w Hamburgu samochody, demolowane i okradane sklepy czy obrzucanie policjantów kostkami brukowymi wizerunku nie psuje i z niczym złym się nie kojarzy. Podobnie jak stała obecność uzbrojonych po zęby żołnierzy w Paryżu i innych miastach Francji czy równie zaciężnie wyglądający żołnierze na ulicach Brukseli. A wszystko przez to, że polska policja zrobiła miłośnikom zadym bardzo bolesny „dowcip”, po prostu uniemożliwiając eskalację protestu i nie dopuszczając do przemocy. To naprawdę straszna zbrodnia, szczególnie jeśli ją porównać z „naparzaniem” się policji i oddziałów specjalnych z demonstrantami we Francji czy w Niemczech.
Prewencyjna akcja polskiej policji totalnie „wygłupiła” kontrmanifestantów na Krakowskim Przedmieściu. Dlatego do oskarżeń o zepsucie wyglądu centrum polskiej stolicy i wywoływanie złych skojarzeń dołączyli oni kwestię kosztów. Ta prewencja kosztowała przecież sporo pieniędzy. Tyle tylko, że gdy popatrzy się choćby na to, co działo się w Hamburgu, spokój w Warszawie wart był nie tylko tych wydanych, ale i znacznie większych pieniędzy. Uniknięcie demolki, przemocy czy nawet rozlewu krwi jest po prostu bezcenne. Koszty zaistniałej przemocy są bowiem zawsze wielkie. I to rzeczywiste rozruchy, a nie zapobieżenie im psują wizerunek, przerażają mieszkańców i turystów, rodzą fatalne skojarzenia i niszczą wizerunek Polski jako państwa bezpiecznego i spokojnego.
Wielu liczyło na to, że 10 lipca 2017 r. uruchomią łańcuch negatywnych wydarzeń, a ich złymi skutkami, także międzynarodowymi, będą się mogli tuczyć przez następne tygodnie i miesiące. A tu kompletna klapa, bo policja znakomicie wywiązała się ze swych zadań. Stąd wyraźna wściekłość, rozczarowanie i różne absurdalne oskarżenia pod adresem rządzących oraz policji. Skądinąd to temat dla psychiatry, że można zapobieżenie nieszczęściu traktować jako zło i okropnie się pieklić, iż nie udało się zorganizować widowiskowej demolki w centrum Warszawy. I jak tu nie mówić, że polska policja zrobiła kontrmanifestantom „jesień średniowiecza”? Zrobiła, a oni nie potrafią tego znieść. Ani z godnością, ani bez godności”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/348250-10-lipca-2017-r-polska-policja-zrobila-jesien-sredniowiecza-zadymiarzom-i-kontrmanifestantom