Już po konferencji prasowej prezydenta Polski i USA można powiedzieć z czystym sercem: tego potrzebowaliśmy. Donald Trump to nie pierwszy prezydent, który w Polsce przemawia. Nie pierwszy, który podkreśla niezłomność Polaków. Nie pierwszy, który zapewnia nas o amerykańskiej przyjaźni i sojuszu. A jednak w słowach Trumpa kryje się drugie dno.
Na konferencji prasowej obu prezydentów wybrzmiewały propolskie tony. Podejrzewam, że podczas dzisiejszego przemówienia te słowa jeszcze mocniej wybrzmią. Polska potrzebuje toczącej się wizyty nie tylko dlatego, że mamy zbieżne interesy z USA i jesteśmy związani symbolicznym sojuszem z USA od dłuższego czasu. Nie chodzi też głównie o to, że cała Europa ( nawet cześć amerykofobiczna) potrzebuje zapewnienia Trumpa, że zobowiązania NATO wciąż obowiązują. Trump wizytą w Warszawie wysyła sygnał Władimirowi Putinowi, z którym spotyka się na szczycie G20. Wzmocnienie Szczytu Trójmorza poprzez wizytę na nim prezydenta USA ma szerszy cel. Odnosi się do relacji z Chinami i całym wschodem. Trump na konferencji prasowej podkreślił sojusz z Polską i uderzył w „agresję” Rosji.
Polska potrzebuje wizyty Trumpa z jednego powodu. Polska stała się, obok Węgier, głównym chłopcem do bicia przez lewicowo-liberalnych samozwańczych władców Europy. Od razu po przejęciu nad Wisłą władzy przez prawicę, została nakręcona niewidziana wcześniej spirala histerii. Mnożyły się absurdalne oskarżenia o budowanie w Polsce dyktatury. Wciąż buduje się wizerunek Polski jako jakiegoś drugiego PRL. Robią to europejscy lewicowcy, którzy, o ironio, jeszcze kilka dekad temu spolegliwie patrzyli na Związek Radziecki. Przypomnijcie sobie, kto brał udział w protestach przeciwko polityce Ronalda Reagana.
Trump wybierając Warszawę na swoją pierwszą „europejską mowę” obalił mit o izolacji Polski w świecie. Druga wizyta zagraniczna Trumpa zaczyna się od naszego kraju. To symbol nie do przecenienia. Można postawić brzmiące po amerykańsku pytanie: czy to pokazuje, że Polska jest liczącym się krajem na świecie, czy może to pokazuje, że Polska jest liczącym się krajem na świecie?
Przecież europejska lewica sprzedaje narracje o ograniczaniu wolności w Polsce. Deprecjonuje naszą pozycje międzynarodową. Podobnie jest zresztą w Ameryce. Trump na konferencji z Dudą nie omieszkał przypomnieć o tym jak media go traktują. On nie miał prawa tam wygrać, tak jak Kaczyński nie miał prawa wygrać w Polsce, a Orban na Węgrzech.
Wizyta Trumpa może być wejściem Polskie do innej ligi światowych graczy. Nie dlatego, że zyskaliśmy nagle jakiś specjalny status nawet w relacjach z USA. Chodzi o to, że ekipa Jarosława Kaczyńskiego dokonała czegoś nietypowego dla polskich rządów po 1989 roku. Polski rząd zamiast radości z poklepywania po ramionach stanął w kontrze do mainstreamu europejskiej polityki. Zrobił to, gdy prezydentem USA był lewicowy Barack Obama i wydawało się, że nie ma na świecie silnego sojusznika polskiej narracji. Opłaciło się. W wielu geopolitycznych kwestiach Donald Trump mówi tym samym językiem co Kaczyński. Wygrał na tych samych emocjach co Kaczyński. Obaj wygrali na sprzeciwie wobec status quo. Dlatego ich sojusz nie jest wyłącznie symboliczny. Widać to było na konferencji prasowej, gdy prezydent Duda i prezydent Trump równo krytykowali niektóre media.
My potrzebujemy USA zawsze. USA potrzebuje nas tylko czasami. Osamotniony w Europie Trump potrzebuje nas, jak żaden inny prezydent wcześniej. Nie można tego nie wykorzystać. Szczególnie, że USA potrzebują strategicznego partnera w Unii po Brexicie, by równoważyć władzę Berlina i Paryża. Do tego potrzebna jest ciężka praca, by nie zostało tylko piękne zdjęcie prezydenta Polski i prezydenta USA. Takich było już wiele.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/347536-konferencja-prasowa-prezydenta-trumpa-i-prezydenta-dudy-pokazala-sile-sojuszu-nie-tylko-symboliczna