Naciski coraz silniejsze. Zdroworozsądkowa postawa polskiego rządu wobec kryzysu imigracyjnego doprowadza unijnych komisarzy do histerii. Mają przecież sprawnie zrealizować plan relokacyjny, a tu Polska stanowczo trzyma się własnych racji. Uruchamiają więc wszystkie możliwe siły i metody, używając do swoich gierek organizacji pozarządowych i polityków opozycji. Ci z kolei sięgają bezczelnie po autorytet Kościoła. Czyżbyśmy byli świadkami masowego nawrócenia totalnej opozycji? Bynajmniej. To tylko przebrany w ornat diabeł rozdzwonił się na Mszę.
Ci sami, którzy przez lata łajali Kościół za rzekome wtrącanie się do polityki, w sprawie imigrantów łączą te dwie rzeczywistości ściślej, niż komukolwiek dotąd przyszłoby to do głowy. Apelują do biskupów, by wpłynęli na rząd w kwestii „przyjmowania uchodźców”. „Gazeta Wyborcza” zaczęła drukować Ewangelię, a środowiska kat olewackie stają na głowie, by sprawić wrażenie poparcia Kościoła wobec idei otwartych granic. Uruchamiani są także duchowni. Politycy opozycji doskonale wiedzą jak podejść do części z nich, by uzyskać oczekiwany efekt. W końcu szkolił ich w tej materii sam ks. Kazimierz Sowa. „Tygodnik Powszechny” (nadal noszący przymiotnik katolicki) sięga po autorytet abp. Muszyńskiego, by jeszcze mocniej przykręcić śrubę.
Bardzo ubolewam nad nieprzejednanym stanowiskiem władz, które fundamentalnie sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców. Jest to ogromna niesprawiedliwość i krzywda wobec ludzi, którzy zostali już tak bardzo skrzywdzeni przez przemoc, wojnę i utratę wszystkiego
— mówi w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” ks. Henryk Muszyński, powtarzając dokładnie te same frazy, które słyszymy z ust lewicowo-liberalnych polityków i dziennikarzy.
Jako kraj w większości katolicki i reprezentowany przez polityków katolickich mamy przecież szczególne zobowiązanie, by się otworzyć na przyjmowanie osób będących w skrajnie trudnej sytuacji. Tego wymaga najpierw zwykła ludzka przyzwoitość, a szczególnie chrześcijańska moralność i europejska solidarność pluralistycznego społeczeństwa. Jako Polacy i chrześcijanie mamy prawo oczekiwać od naszych władz wiarygodnych gestów dobrej woli i niezamykania się na tragiczny los uchodźców, w dodatku często z odwołaniem się do argumentów mało przekonujących czy wręcz niewiarygodnych. Wykorzystywanie jednostkowych wypadków przemocy i utożsamianie terroru z losem imigrantów i poszerzanie wrogości na całe grupy i społeczności nosi wyraźne znamię propagandy. Przez to stajemy się niewiarygodni jako partnerzy dialogu, ludzie, a nade wszystko jako chrześcijanie
— mówi abp Muszyński.
Z wywiadu nie dowiemy się niestety jak jest naprawdę. Nie ma w nim informacji o tym, że polskie władze hojnie wspierają Syrię i Irak, a wartość rządowej pomocy zwiększyła się w ubiegłym roku czterokrotnie! Wartość polskiej pomocy humanitarnej na rzecz regionu Bliskiego Wschodu w związku z konfliktem syryjskim i irackim wzrosła z 12,8 mln zł w 2015 r. do ok. 46 mln zł w roku 2016! Równie mocne wsparcie kierowane jest także w roku bieżącym. Rząd podejmuje działania wspierające osoby poszkodowane w ośrodkach dla uchodźców w Syrii, w Libanie i Jordanii.
Prawdziwi uchodźcy z Syrii wcale nie są zainteresowani nienaturalnym wyrwaniem ich z korzeniami i przesadzeniem w inne, obce miejsce. Chcą żyć we własnym kraju, pragną pokoju i normalności. To w tym powinniśmy im pomóc. Tydzień temu 110 tys. uchodźców syryjskich wróciło z Turcji do swojej ojczyzny. Wykorzystując tymczasowe otwarcie granicy, wielu zamierza zostać w Syrii na stałe. „Nawet powąchanie ziemi w Aleppo jest lepsze niż życie tutaj” – mówi jeden z opuszczających Turcję.
Skąd więc to uparte powtarzanie mantry o konieczności przyjęcia uchodźców? Skąd ten zryw 12 prezydentów miast, którzy wysmarowali apel o stworzenie nowej polityki migracyjnej? Skąd ich zadziwiająca otwartość na zorganizowanie życia tzw. „sierotom z Syrii”? Za czasów Platformy Obywatelskiej pomoc finansowa była przecież czterokrotnie mniejsza! O co więc chodzi? O dokończenie rozpoczętego dzieła rozbicia państw narodowych. Stąd te międzynarodowe naciski, wzmacniane obietnicami finansowymi. Niektóre organizacje pozarządowe otrzymują spore środki na programy obywatelskie, mające zintegrować imigrantów. Muszą wywiązać się z zadań, więc coraz silniej naciskają na rząd.
Gdy wszystkie metody zawodzą, sięgają po argument katolickości Polski, manipulują Ewangelią i nadużywają autorytetu Kościoła. Co powiedziałby tak często przywoływany przez nich papież Jan Paweł II? Przypomniałby o fundamentalnej zasadzie „ordo caritatis”.
Człowiek jest wolny dlatego, aby miłował. A miłość ma właściwą sobie hierarchię: ordo caritatis. (…) Nie można z życia ludzkiego wyrywać tego porządku: ordo caritatis, jeśli nie chce się człowieka pomniejszyć i okaleczyć
— mówił Jan Paweł II w 1991 roku podczas kanonizacji o. Rafała Kalinowskiego. W taki sam sposób ustawiał relacje społeczne Prymas Tysiąclecia. Gdy komuniści burzyli społeczny ład, nauczał o ładzie miłowania – ordo caritatis. Podkreślał, że w sporze miedzy władzą a ludem, rację ma zawsze lud. W sprawie przyjmowania tzw. uchodźców głos ludu jest jednoznaczny - zdecydowana większość widzi w tym potężne niebezpieczeństwo. I słusznie.
Ład w miłowaniu (ordo caritatis) wymaga, aby człowiek, który staje na czele jakiejś grupy społecznej i przyjmuje na siebie odpowiedzialność za nią, pamiętał najpierw o obowiązkach wobec dzieci swego Narodu, a dopiero w miarę zaspokajania i nasycania najpilniejszych, podstawowych potrzeb własnych obywateli, rozszerzał dążenie do niesienia pomocy na inne ludy i narody, na całą rodzinę ludzką
— mówił kard. Stefan Wyszyński.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Naciski coraz silniejsze. Zdroworozsądkowa postawa polskiego rządu wobec kryzysu imigracyjnego doprowadza unijnych komisarzy do histerii. Mają przecież sprawnie zrealizować plan relokacyjny, a tu Polska stanowczo trzyma się własnych racji. Uruchamiają więc wszystkie możliwe siły i metody, używając do swoich gierek organizacji pozarządowych i polityków opozycji. Ci z kolei sięgają bezczelnie po autorytet Kościoła. Czyżbyśmy byli świadkami masowego nawrócenia totalnej opozycji? Bynajmniej. To tylko przebrany w ornat diabeł rozdzwonił się na Mszę.
Ci sami, którzy przez lata łajali Kościół za rzekome wtrącanie się do polityki, w sprawie imigrantów łączą te dwie rzeczywistości ściślej, niż komukolwiek dotąd przyszłoby to do głowy. Apelują do biskupów, by wpłynęli na rząd w kwestii „przyjmowania uchodźców”. „Gazeta Wyborcza” zaczęła drukować Ewangelię, a środowiska kat olewackie stają na głowie, by sprawić wrażenie poparcia Kościoła wobec idei otwartych granic. Uruchamiani są także duchowni. Politycy opozycji doskonale wiedzą jak podejść do części z nich, by uzyskać oczekiwany efekt. W końcu szkolił ich w tej materii sam ks. Kazimierz Sowa. „Tygodnik Powszechny” (nadal noszący przymiotnik katolicki) sięga po autorytet abp. Muszyńskiego, by jeszcze mocniej przykręcić śrubę.
Bardzo ubolewam nad nieprzejednanym stanowiskiem władz, które fundamentalnie sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców. Jest to ogromna niesprawiedliwość i krzywda wobec ludzi, którzy zostali już tak bardzo skrzywdzeni przez przemoc, wojnę i utratę wszystkiego
— mówi w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” ks. Henryk Muszyński, powtarzając dokładnie te same frazy, które słyszymy z ust lewicowo-liberalnych polityków i dziennikarzy.
Jako kraj w większości katolicki i reprezentowany przez polityków katolickich mamy przecież szczególne zobowiązanie, by się otworzyć na przyjmowanie osób będących w skrajnie trudnej sytuacji. Tego wymaga najpierw zwykła ludzka przyzwoitość, a szczególnie chrześcijańska moralność i europejska solidarność pluralistycznego społeczeństwa. Jako Polacy i chrześcijanie mamy prawo oczekiwać od naszych władz wiarygodnych gestów dobrej woli i niezamykania się na tragiczny los uchodźców, w dodatku często z odwołaniem się do argumentów mało przekonujących czy wręcz niewiarygodnych. Wykorzystywanie jednostkowych wypadków przemocy i utożsamianie terroru z losem imigrantów i poszerzanie wrogości na całe grupy i społeczności nosi wyraźne znamię propagandy. Przez to stajemy się niewiarygodni jako partnerzy dialogu, ludzie, a nade wszystko jako chrześcijanie
— mówi abp Muszyński.
Z wywiadu nie dowiemy się niestety jak jest naprawdę. Nie ma w nim informacji o tym, że polskie władze hojnie wspierają Syrię i Irak, a wartość rządowej pomocy zwiększyła się w ubiegłym roku czterokrotnie! Wartość polskiej pomocy humanitarnej na rzecz regionu Bliskiego Wschodu w związku z konfliktem syryjskim i irackim wzrosła z 12,8 mln zł w 2015 r. do ok. 46 mln zł w roku 2016! Równie mocne wsparcie kierowane jest także w roku bieżącym. Rząd podejmuje działania wspierające osoby poszkodowane w ośrodkach dla uchodźców w Syrii, w Libanie i Jordanii.
Prawdziwi uchodźcy z Syrii wcale nie są zainteresowani nienaturalnym wyrwaniem ich z korzeniami i przesadzeniem w inne, obce miejsce. Chcą żyć we własnym kraju, pragną pokoju i normalności. To w tym powinniśmy im pomóc. Tydzień temu 110 tys. uchodźców syryjskich wróciło z Turcji do swojej ojczyzny. Wykorzystując tymczasowe otwarcie granicy, wielu zamierza zostać w Syrii na stałe. „Nawet powąchanie ziemi w Aleppo jest lepsze niż życie tutaj” – mówi jeden z opuszczających Turcję.
Skąd więc to uparte powtarzanie mantry o konieczności przyjęcia uchodźców? Skąd ten zryw 12 prezydentów miast, którzy wysmarowali apel o stworzenie nowej polityki migracyjnej? Skąd ich zadziwiająca otwartość na zorganizowanie życia tzw. „sierotom z Syrii”? Za czasów Platformy Obywatelskiej pomoc finansowa była przecież czterokrotnie mniejsza! O co więc chodzi? O dokończenie rozpoczętego dzieła rozbicia państw narodowych. Stąd te międzynarodowe naciski, wzmacniane obietnicami finansowymi. Niektóre organizacje pozarządowe otrzymują spore środki na programy obywatelskie, mające zintegrować imigrantów. Muszą wywiązać się z zadań, więc coraz silniej naciskają na rząd.
Gdy wszystkie metody zawodzą, sięgają po argument katolickości Polski, manipulują Ewangelią i nadużywają autorytetu Kościoła. Co powiedziałby tak często przywoływany przez nich papież Jan Paweł II? Przypomniałby o fundamentalnej zasadzie „ordo caritatis”.
Człowiek jest wolny dlatego, aby miłował. A miłość ma właściwą sobie hierarchię: ordo caritatis. (…) Nie można z życia ludzkiego wyrywać tego porządku: ordo caritatis, jeśli nie chce się człowieka pomniejszyć i okaleczyć
— mówił Jan Paweł II w 1991 roku podczas kanonizacji o. Rafała Kalinowskiego. W taki sam sposób ustawiał relacje społeczne Prymas Tysiąclecia. Gdy komuniści burzyli społeczny ład, nauczał o ładzie miłowania – ordo caritatis. Podkreślał, że w sporze miedzy władzą a ludem, rację ma zawsze lud. W sprawie przyjmowania tzw. uchodźców głos ludu jest jednoznaczny - zdecydowana większość widzi w tym potężne niebezpieczeństwo. I słusznie.
Ład w miłowaniu (ordo caritatis) wymaga, aby człowiek, który staje na czele jakiejś grupy społecznej i przyjmuje na siebie odpowiedzialność za nią, pamiętał najpierw o obowiązkach wobec dzieci swego Narodu, a dopiero w miarę zaspokajania i nasycania najpilniejszych, podstawowych potrzeb własnych obywateli, rozszerzał dążenie do niesienia pomocy na inne ludy i narody, na całą rodzinę ludzką
— mówił kard. Stefan Wyszyński.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/346730-lewica-kupczy-ewangelia-byle-wygrac-spor-o-imigrantow-nie-ulegajmy-pokusie-zbawiania-swiata-kosztem-wlasnej-ojczyzny