Przebywający od prawie pięciu lat w areszcie śledczym Marcin P., były prezes Amber Gold, to nie jest zwykły słup. Przesłuchanie go przed sejmową komisją śledczą było pierwszą dobrą okazją, żeby mu się przyjrzeć i zorientować, kim naprawdę jest.
Pierwszą okazją od czasu, gdy zaczęło być o nim głośno. I zaprezentował się jako osoba bystra, sprytna i znacznie przebieglejsza niż się wielu wydawało. Nawet bez podpowiedzi prawnika, siedzącego obok, sprawnie dawkował to, co chciał powiedzieć i unikał odpowiedzi na pytania dla siebie kłopotliwe. To było dobrze zagrane przedstawienie. Marcin P. odegrał rolę człowieka, który mimo konfliktów z prawem, zyskał sporą wiedzę biznesową, znalazł nisze na rynku i zaczął robić całkiem normalne interesy. Tym razem nie chciał nikogo oszukać, ale wszedł w branże (dom składowy cennych kruszców oraz linie lotnicze), gdzie obraca się dużymi pieniędzmi, więc przykleiły się do niego różne pasożyty (m.in. politycy) i zaczęto go podgryzać, a przynajmniej ponad miarę utrudniać prowadzenie interesów. Rolę prezesa sporej grupy całkiem dużych firm Marcin P. odegrał naprawdę wiarygodnie, wykazując się sporą wiedzą ekonomiczną i menedżerską, a momentami wręcz błyskotliwością. Nie da się jednak uniknąć pytań o to, po co było to przedstawienie i do kogo było przede wszystkim adresowane.
Pierwsze, co się narzuca, to zamiar podważenia przez Marcina P. spekulacji i dociekań, że afera Amber Gold ma drugie, trzecie czy nawet czwarte dno. Jeśli jest jakaś tajemnica, to chyba tylko taka, że wielu chciało się podpiąć pod interesy Marcina P. czy go wykorzystać, ale to nie jego wina. On chciał robić normalne interesy. Wszelkie pytania o pochodzenie kapitału, rolę słupa, o źródło pomysłu, o mentorów, mecenasów i doradców czy o długofalowe cele właściwie pozostały bez odpowiedzi. Chodziło więc o spłaszczenie dochodzenia komisji – do kwestii biznesowych i technicznych, a ewentualnie marketingowych. Marcin P. wykazał tu podziwu godną konsekwencję, przy okazji dość pogardliwie wypowiadając się o politykach, którzy sami się do niego pchali, podczas gdy on uważał kontakty z nimi za kłopot. Jeden wybuch podczas prawie sześciogodzinnego przesłuchania, gdy posłanka Andżelika Możdżanowska pytała go o zarobki, wydaje się zaplanowany i wyreżyserowany. Tak by zareagował ktoś, komu zagląda się do kieszeni tylko z tego powodu, że wymyślił dobry patent na biznes, więc wysokie dochody osobiste zwyczajnie mu się należały – jako klasyczna success fee. Nic w tym nadzwyczajnego, a wścibstwo posłów byłoby po prostu irytujące dla każdego, kto uważa się za biznesmena, a nie za przestępcę. Ten krótki wybuch doskonale mieścił się w scenariuszu przedstawienia. Marcin P. nie mógł być przecież przez cały czas beznamiętnym robotem.
Marcin P. będzie jeszcze przesłuchiwany, więc może padną pytania o bohaterów tła, którzy w istocie mogą być bohaterami pierwszego planu. Na razie nie pojawiły się osoby, których można by obsadzić w takiej roli. Trochę można tych bohaterów tła się domyślać w wątku lotniczym, bo otwarcie pojawiła się kwestia zniszczenia wizerunku PLL LOT, osłabienia rynkowej pozycji tej firmy i jej przejęcia za grosze. Marcin P. przyznał nawet, że pojawiła się ministerialna oferta zakupu PLL LOT przez spółki córki Amber Gold. Ale na razie to wszystko jest tak przedstawiane, jakby przejęcie PLL LOT nie było żadnym planem czy ukartowaną grą, lecz kwestią przypadku i skutkiem ekspansji OLT Express i kłopotów LOT. Nie ma więc nawet cienia drugiego dna, czyli celu posiadania samolotów, którymi można przewozić nie tylko ludzi i niekoniecznie podlegać ścisłej kontroli, szczególnie w lotach zagranicznych. I nie ma na razie żadnej próby wyjaśnienia, dlaczego tylu polityków, urzędników państwowych i samorządowych, kontrolerów podatkowych i celnych, funkcjonariuszy organów ścigania czy pracowników wymiaru sprawiedliwości tak mocno się zaangażowało w ochronę i pomaganie przedsięwzięciu kogoś nie tylko nieznanego, ale i mającego na koncie wyroki w sprawach karnych. To zgodne współdziałanie, a momentami wręcz oddanie „sprawie” jest bezprecedensowe, a uznanie tego za przypadek czy działanie na rzecz rozwoju regionu byłoby wyrazem wyjątkowej naiwności i prostoduszności.
Przejdźmy teraz do adresatów przedstawienia odegranego przez Marcina P. Wydaje się, że są nim przede wszystkim ci, których wymieniłem powyżej. I to nie jakieś płotki, a znaczące nazwiska. Wyglądało to tak, jakby Marcin P. się z nimi bawił, i to w ten sposób, żeby wiedzieli, o kogo chodzi, choć nie padły żadne nazwiska. Albo padły bardzo nieliczne, ale w niejednoznacznym kontekście. Marcin P. pokazał im, że jest sprawny, bystry i sprytny i jak będzie trzeba, nie da sobie zrobić krzywdy. I u kilku polityków wywołał wyraźną nerwowość, objawiającą się zaprzeczeniami i deklaracjami, że oni nigdy nic. Co oznacza, że Marcin P. może wrzucić jakieś „szczury”, jak podczas pierwszego przesłuchania pod adresem ABW, ale tylko jako sygnał, żeby właściwi ludzie zrozumieli. Cały czas sprawiał zresztą wrażenie, że jest kompletnie wyluzowany, pewny siebie i nieprzesadnie boi się przyszłości. Jego oferta wyglądała tak, że będzie nadal grał rolę zwykłego biznesmena, a gdy wszystko się już skończy, odbierze to, co mu się należy i będzie sobie spokojnie żył. Byleby nie przesadzono z rola kozła ofiarnego.
Marcin P. zaprezentował się jak ktoś z castingu. Gdyby jacyś ważni ludzie szukali inteligentnego słupa, który nie będzie specjalnie wierzgał, a jednocześnie dobrze odegra rolę prezesa, to dobrze by trafili. Tym bardziej że kimś z wyrokami daje się łatwiej kierować. Można sobie nawet wyobrazić taki casting w zakładach karnych. I taki inteligentny słup mógłby mieć sporo samodzielności. Jeśli mieliśmy do czynienia z castingiem, to w tle można się spodziewać bardzo sprytnych graczy. Tak sprytnych, że w razie zagrożenia poświęcą wykorzystywanych przez siebie polityków czy urzędników i funkcjonariuszy, a im niewiele będzie można zrobić. Ale nawet pociągnięcie do odpowiedzialności tylko tych wystawionych pomocników byłoby ze wszech miar pożyteczne. Tak jak pożyteczne byłoby wyświetlenie mechanizmów powstawania takiego biznesu jak Amber Gold i wyłaniania takich biznesmenów jak Marcin P.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/346378-marcin-p-zaprezentowal-sie-jako-dobry-aktor-odgrywajacy-przedstawienie-i-postraszyl-swoich-rezyserow