Czy największy wróg KOD-u byłby w stanie wyobrazić sobie, że jego „charyzmatyczny lider”, którego stać było na luksusowe gadżety, ale nie na płacenie alimentów, nie powstrzyma się także przed przywłaszczaniem sobie pieniędzy organizacji pod dowolnym pretekstem, albo i bez niego? Że jego bliskim współpracownikiem będzie typ, który sprzedał ok. sto kobiet do burdeli na południu Europy za co został skazany na 6 i pół roku więzienia?
Co jednak mówi nam ta sprawa, którą trudno potraktować jako zwykły zbieg okoliczności? Przecież trzeba być skrajnie naiwnym, aby uwierzyć, że natychmiast po wygranej PiS, ex nihilo wyłonił się nowy przywódca ludu III RP, który samodzielnie, bez niczyjej pomocy stworzył nową organizację, w krótkim terminie mającą definitywnie położyć kres rządom partii Kaczyńskiego. Co więcej, ów blisko pięćdziesięciolatek, który nie zaistniał wcześniej w sferze publicznej, nagle, przez wszystkie ośrodki III RP zaczął być zgodnie kreowany na jej zbawcę.
Dość oczywiste jest, że projekt KOD-u wymyślony został w sztabach na Wiertniczej, Czerskiej i Sapieżyńskiej, a Mateusz Kijowski został wyłoniony w trakcie castingu przez solidne głowy tam zasiadające. Dlaczego więc mędrcy owi wybrali tak fatalnie?
Dlatego, że tacy to właśnie mędrcy, a siła ich pochodzi z gigantycznych środków i wpływów jakimi dysponują, a nie z intelektualnego potencjału. Przyzwyczaili się, że to wystarczało. Do czasu.
Zrozumienie nowych warunków wymaga pewnej sprawności intelektualnej, a tej wyżej wzmiankowanym ośrodkom zabrakło. Miało być jak za Tuska, pozór miał zastąpić realność. Nic dziwnego więc, że na zbawcę III RP wybierano kogoś, kto miał dysponować wszelkimi atrybutami statusu, do jakiego aspirują mieszkańcy Wilanowa. Ciągle młody chociaż nie młody, przystojny, wygadany, z tak starannie dopracowanym luzem, że można było tego nie dostrzegać. Obiekt westchnień pań w średnim, a nawet młodszym wieku i zawiści rówieśników. Kto by się przejmował takimi trywialnymi sprawami jak płacenie alimentów. I okazało się, że, rzeczywiście, sprawa ta nie naruszyła jeszcze pozycji Kijowskiego. Co bardziej bezczelni propagandziści w rodzaju Jacka Żakowskiego uznali nawet alimentacyjne przestępstwa za dowód heroizmu. Swoją drogą filar „Polityki” lubi się wypowiadać na temat kompromitacji. Czy fakt, że kompromituje się bez przerwy, daje mu kwalifikacje arbitra w tej mierze?
Gdy okazało się jednak, że dla Kijowskiego każde pieniądze są nieodpartą pokusą, a jego tłumaczenia mają tyle samo wspólnego z rzeczywistością co deklaracje KOD-u, sprawa okazała się nie do obrony, chociaż była broniona wraz z liderem przez znaczną część koderów do upadłego. Gdyby była to III RP choćby pod rządami Tuska, aferę jak tyle innych udałoby się przykryć, chociaż… przecież ostatnie wyniki wyborcze spowodowane były tym, że w nieskończoność ukrywać ich nie było sposobu.
Nowocześni zwolennicy pluralizmu wartości mogli nie przywiązywać do nich specjalnej wagi dopóty, dopóki sprawa nie dosięgnęła ich kieszeni. Zabawne w tym wszystkim, że „obrona praw kobiet” ma być dla nich jednym z fundamentów. Casus Kijowskiego i jego kompanów dowodzi jak traktowane są owe prawa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345996-przypowiesc-o-kod-zie-rzeczywistosc-potrafi-byc-niezwykle-zlosliwa