To była podwójna sensacja. I w jednym aspekcie w żaden sposób nie był to wypadek przy pracy, lecz raczej świadoma decyzja. Na antenie TVN 24, wbrew jedynie słusznym poglądom prawniczego mainstreamu, 24 czerwca 2017 r. wypowiedział się jego ważny przedstawiciel, Maciej Gutowski. To dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu i profesor prawa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, często w TVN 24 kwestionujący prawie wszystko, co w obszarze prawa dzieje się pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Prof. Gutowski odniósł się do rozstrzygnięcia Sądu Rejonowego dla Warszawy - Śródmieścia, a konkretnie do decyzji głośnego z innych spraw (niekoniecznie sądowych) sędziego Wojciecha Łączewskiego, by zawiesić proces cywilny do czasu rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy prawidłowości wyboru prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Prof. Gutowski zakomunikował, że „sąd poszedł za daleko”. Z trzech powodów. Po pierwsze, za głęboko wszedł w sprawę o charakterze formalnym. Po drugie, sąd rejonowy nie ma prawa weryfikować wyboru prezesa TK, a to ze względu na ustrojową pozycję Trybunału. Po trzecie, nie na tym polega bezpośrednie stosowanie konstytucji, żeby faktycznie zamknąć obywatelowi prawo do sądu. Temu obywatelowi, który wniósł sprawę rozstrzyganą przez sędziego Łączewskiego. Przecież prawne skutki podważenia pełnomocnictwa wystawionego adwokatowi przez prezes TK Julię Przyłębską dotykają konkretnego obywatela, a nie Trybunału i jego prezesa.
Znając liczne wcześniejsze publiczne wystąpienia prof. Macieja Gutowskiego, trudno przypuszczać, że jego głos w sprawie rozstrzygnięcia dokonanego przez sędziego Łączewskiego jest wyrazem zmiany poglądów czy nagłą erupcją prawniczej bezstronności i rzeczowego podejścia. Znających wcześniejsze komentarze prof. Gutowskiego mogło po prostu zszokować to, że faktycznie namawiał on, żeby TK złożył zażalenie. A wtedy sąd drugiej instancji nie pójdzie już za daleko. Skąd ta dbałość znanego prawnika o to, by sąd nie szedł ani za daleko, ani za blisko? Po prostu prof. Maciej Gutowski zdał sobie sprawę z tego, czego nie potrafił sobie uświadomić czy zrozumieć sędzia Wojciech Łączewski. A nie zrozumiał on tego, że chcąc uderzyć w prezes Julię Przyłębską uderza także w I prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf, a nawet znacznie bardziej w tę drugą. Jako profesor prawa Maciej Gutowski musi wiedzieć, że procedura powołania obu pań na stanowiska prezesów jest właściwie identyczna. Obie powołał prezydent RP na podstawie konstytucji. Obie zostały przedstawione jako kandydatki na to stanowisko przez odpowiednie Zgromadzenie Ogólne –Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. I dla prezes Gersdorf, i dla prezes Przyłębskiej aktem powołania było postanowienie prezydenta, które jest niepodważalne (w pierwszym przypadku postanowienie Bronisława Komorowskiego, w drugim – Andrzeja Dudy).
W lutym 2017 r. na wniosek byłego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego Sąd Apelacyjny w Warszawie sformułował pytanie prawne do Sądu Najwyższego w sprawie skuteczności wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK. To kontynuacja sprawy, którą Andrzej Rzepliński jeszcze w 2016 r. wniósł do Sądu Okręgowego w Warszawie, a ten sąd ją odrzucił. Andrzejowi Rzeplińskiemu chodziło o powstrzymanie się od wykonywania czynności sędziego TK (na zasadzie „zabezpieczenia pozwu”) trzech sędziów, których ówczesny prezes nie dopuszczał do orzekania. Sąd Okręgowy uznał, że nie ma takich kompetencji. Gdy w styczniu 2017 r. nowa prezes TK, Julia Przyłębska, cofnęła zażalenie na decyzję sądu złożone przez Andrzeja Rzeplińskiego, ten je podtrzymał, a Sąd Apelacyjny uznał, że to zagadnienie prawne powinien rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Przy okazji zapomniano o jednym: po wyborze kandydata dokonanym przez Zgromadzenie Ogólne był jeszcze kluczowy krok w procedowaniu – powołanie postanowieniem prezydenta RP. A ten krok czyni powołanie nieodwracalnym. Wszystko wskazuje na to, że Sąd Najwyższy podjąłby sią zbadania sprawy, tyle tylko, że ten kij ma dwa końce. I o tym wie profesor prawa Maciej Gutowski.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To była podwójna sensacja. I w jednym aspekcie w żaden sposób nie był to wypadek przy pracy, lecz raczej świadoma decyzja. Na antenie TVN 24, wbrew jedynie słusznym poglądom prawniczego mainstreamu, 24 czerwca 2017 r. wypowiedział się jego ważny przedstawiciel, Maciej Gutowski. To dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu i profesor prawa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, często w TVN 24 kwestionujący prawie wszystko, co w obszarze prawa dzieje się pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Prof. Gutowski odniósł się do rozstrzygnięcia Sądu Rejonowego dla Warszawy - Śródmieścia, a konkretnie do decyzji głośnego z innych spraw (niekoniecznie sądowych) sędziego Wojciecha Łączewskiego, by zawiesić proces cywilny do czasu rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy prawidłowości wyboru prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Prof. Gutowski zakomunikował, że „sąd poszedł za daleko”. Z trzech powodów. Po pierwsze, za głęboko wszedł w sprawę o charakterze formalnym. Po drugie, sąd rejonowy nie ma prawa weryfikować wyboru prezesa TK, a to ze względu na ustrojową pozycję Trybunału. Po trzecie, nie na tym polega bezpośrednie stosowanie konstytucji, żeby faktycznie zamknąć obywatelowi prawo do sądu. Temu obywatelowi, który wniósł sprawę rozstrzyganą przez sędziego Łączewskiego. Przecież prawne skutki podważenia pełnomocnictwa wystawionego adwokatowi przez prezes TK Julię Przyłębską dotykają konkretnego obywatela, a nie Trybunału i jego prezesa.
Znając liczne wcześniejsze publiczne wystąpienia prof. Macieja Gutowskiego, trudno przypuszczać, że jego głos w sprawie rozstrzygnięcia dokonanego przez sędziego Łączewskiego jest wyrazem zmiany poglądów czy nagłą erupcją prawniczej bezstronności i rzeczowego podejścia. Znających wcześniejsze komentarze prof. Gutowskiego mogło po prostu zszokować to, że faktycznie namawiał on, żeby TK złożył zażalenie. A wtedy sąd drugiej instancji nie pójdzie już za daleko. Skąd ta dbałość znanego prawnika o to, by sąd nie szedł ani za daleko, ani za blisko? Po prostu prof. Maciej Gutowski zdał sobie sprawę z tego, czego nie potrafił sobie uświadomić czy zrozumieć sędzia Wojciech Łączewski. A nie zrozumiał on tego, że chcąc uderzyć w prezes Julię Przyłębską uderza także w I prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf, a nawet znacznie bardziej w tę drugą. Jako profesor prawa Maciej Gutowski musi wiedzieć, że procedura powołania obu pań na stanowiska prezesów jest właściwie identyczna. Obie powołał prezydent RP na podstawie konstytucji. Obie zostały przedstawione jako kandydatki na to stanowisko przez odpowiednie Zgromadzenie Ogólne –Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. I dla prezes Gersdorf, i dla prezes Przyłębskiej aktem powołania było postanowienie prezydenta, które jest niepodważalne (w pierwszym przypadku postanowienie Bronisława Komorowskiego, w drugim – Andrzeja Dudy).
W lutym 2017 r. na wniosek byłego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego Sąd Apelacyjny w Warszawie sformułował pytanie prawne do Sądu Najwyższego w sprawie skuteczności wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK. To kontynuacja sprawy, którą Andrzej Rzepliński jeszcze w 2016 r. wniósł do Sądu Okręgowego w Warszawie, a ten sąd ją odrzucił. Andrzejowi Rzeplińskiemu chodziło o powstrzymanie się od wykonywania czynności sędziego TK (na zasadzie „zabezpieczenia pozwu”) trzech sędziów, których ówczesny prezes nie dopuszczał do orzekania. Sąd Okręgowy uznał, że nie ma takich kompetencji. Gdy w styczniu 2017 r. nowa prezes TK, Julia Przyłębska, cofnęła zażalenie na decyzję sądu złożone przez Andrzeja Rzeplińskiego, ten je podtrzymał, a Sąd Apelacyjny uznał, że to zagadnienie prawne powinien rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Przy okazji zapomniano o jednym: po wyborze kandydata dokonanym przez Zgromadzenie Ogólne był jeszcze kluczowy krok w procedowaniu – powołanie postanowieniem prezydenta RP. A ten krok czyni powołanie nieodwracalnym. Wszystko wskazuje na to, że Sąd Najwyższy podjąłby sią zbadania sprawy, tyle tylko, że ten kij ma dwa końce. I o tym wie profesor prawa Maciej Gutowski.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345784-sedzia-laczewski-zaszarzowal-i-nawet-nie-wie-ze-uderzyl-nie-w-prezes-przylebska-lecz-w-prezes-gersdorf