Na razie nowy prezydent Francji nie zabiera się do porządków wewnątrz swego kraju. Woli arogancko pokrzykiwać w kierunku zdradzonych przez jego państwo w 1939 roku i później. W wyborczej kampanii przedstawił chęć uporania się z emeryturami, bezrobociem, deficytem finansów, wysokimi podatkami, zapewniał o nowych porządkach w szkołach (szczególnie działających w najbiedniejszych dzielnicach), o większej ilości miejsc pracy dla więźniów… Lista wyznaczonych zadań jest bardzo długa.
Zaczął jednak od obrażania państw Grupy Wyszehradzkiej. Słownictwem zbliżonym do języka kaprala wobec szeregowych. Chce reformować szkolnictwo, bo może czuje, że sam nie został należycie ukształtowany przez swych wychowawców. W szkołach nie przyswoił historii na tyle, by rozpoznać Polskę, jako państwo którego uczyć przywiązania do wolności i walk o wolność innych nie należy. Bo to mniej więcej tak, jakby ktoś zaczął dawać wskazówki Francuzowi podczas spożywania ślimaków. Na Francję w maju 1940 roku napadły Niemcy, tak samo jak parę miesięcy wcześniej na Polskę. Niemcy, nie jacyś bezpaństwowi naziści. Różnica tylko w tym, że Polska żadnego aktu kapitulacji nie podpisała.
Wręcz przeciwnie, Polacy walczyli na wielu frontach przeciwko Wehrmachtowi do ostatnich dni wojny. Mając przez cały czas swoje państwo podziemne z niezbędnymi strukturami, jak rząd, armia, szkolnictwo, wymiar sprawiedliwości. A złośliwi powiadają, że Hitler wszedł do Francji, dwa razy trzasnął z torebek po mące i można było w Paryżu nadal się bawić. Generał, który ośmielił się kapitulacji i kolaboracji przeciwstawić – został skazany na karę śmierci. Wprawdzie gen. Charles de Gaulle przeżył, a nawet później został prezydentem, nie zmienia to ogólnej postawy Francji podczas II wojny. A potem nieustanne łapanki Żydów przez policję francuską i ładowanie ich do wagonów zmierzających w kierunku Auschwitz. I zapłaty niemieckim kolejom za wywóz. Tak było, panie prezydencie Macron. I kto tu kogo ma uczyć wolnościowych tradycji?
Nowy prezydent w paru miejscach zaskoczył. W swój 22 – osobowy rząd powołał 11 kobiet i 11 mężczyzn, rozdzielił teki pomiędzy tych z lewej i tych z prawej, aczkolwiek we Francji czasem trudno ich odróżnić. Aby jeszcze bardziej podkreślić swe demokratyczne maniery, mógłby jeszcze zróżnicować gabinet pod względem diety – 11 zwolenników owoców, warzyw i ryb, 11 mięsożernych. 11 porządnie ostrzyżonych, 11 łysych, a premier mógłby mieć przywilej noszenia peruki dowolnego kształtu i w dowolnym kolorze.
Macron zdobył Pałac Elizejski błyskawicznie. Nie ze względu na jakieś swoje wybitne zdolności, raczej z uwagi na gromadne kompromitacje swych konkurentów. Jednak każdy ma szanse osiągnięcia sukcesu, ale arogancja jest ostatnią cechą, która może cel przybliżyć. Trzeba życzyć Francji jak najlepiej, ale z ewentualnymi powtórkami krwawych zamachów wciąż trzeba się liczyć. Jeśli Macron poprzestanie na marszach przeciwko terrorystom, jak jego poprzednik – może skończyć tak samo. Często w polityce prędko robi się karierę, ale równie prędko się spada. Pewnie Macron tę prawidłowość zna, ale czy aby nie tak, jak historię?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345614-macron-moze-spasc-tak-predko-jak-poszybowal-naobiecywal-prawie-tyle-co-po-ale-czy-zapewni-francuzom-bezpieczenstwo