Ostatnie nieporozumienia między ministrem spraw zagranicznych (Witold Waszczykowski) a Kancelarią Prezydenta (Krzysztof Szczerski) ws. nominacji ambasadorskich przydarzają się w naprawdę niekorzystnym momencie. Jak się okazuje, kilka realnych osiągnięć polskiej dyplomacji (szczyt NATO w Warszawie, wybór Polski do RB ONZ, planowana wizyta Trumpa) sprawiły, że do ojcostwa tych sukcesów zgłosiło się wielu chętnych.
Rozmawiałem dziś zarówno z ministrem Witoldem Waszczykowskim, jak i Krzysztofem Szczerskim. Wysłuchałem racji obu stron, zapytałem też w MSZ i Pałacu, na czym polega cały problem z ich perspektywy. Jak można się domyślić, w tle technicznego, urzędniczego (choć czasem rówież merytorycznego) sporu między obiema stronami tli się konflikt ambicjonalny.
Stronnicy szefa MSZ wskazują na rosnącą rolę Krzysztofa Szczerskiego i jego powiększające się ambicje, które mają rozsadzać codzienne relacje między MSZ a Pałacem.
Jego apetyt rośnie w miarę jedzenia
— mówią moi rozmówcy.
Szczerski, o którym złośliwie mówi się na mieście per „wiceprezydent”, miał bowiem stać nie tylko za kolejnymi wycinkami z Pałacu (Marek Magierowski, Małgorzata Sadurska), ale i konsekwentnie powiększać swoje wpływy i pozycję polityczną. Efekt? Wszystko, co dobre w polskiej dyplomacji szło ostatnio na konto Szczerskiego i Pałacu, wszystkie trudności i problemy zrzucano na nieporadność Waszczykowskiego i MSZ.
W odpowiedzi z drugiej strony słyszę, że Waszczykowski jest mocno przewrażliwiony, zwłaszcza po powracających w niemal każdym miesiącu plotkach o jego dymisji. Szef polskiej dyplomacji ma szukać wokół siebie intryg i gier nawet w miejscach i środowiskach, gdzie ich nie ma.
Skupia się głównie na tym, co przeczyta o sobie w mediach. Cały czas siedzi w tablecie, nadinterpretuje teksty mu poświęcone i plotki
— przekonują moi rozmówcy.
Sprawa jest bardziej skomplikowana. Wysiłki MSZ i samego Waszczykowskiego na przykład przy okazji walki o niestałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ były faktycznie bardzo duże i rzeczywiste. Wizyt, nierzadko gdzieś na końcu świata, szef naszej dyplomacji odbył naprawdę sporo, mocno pracował też przy okazji wizyty Trumpa. Ale i prezydent Duda (wraz ze Szczerskim) wyraźnie przyczynili się do ostatnich sukcesów; trudno więc by nie walczyli o wyeksponowanie ich wkładu w cały proces. Obie strony mają do siebie pretensje w sprawie tego, jak medialnie opakowana została informacja o wizycie Trumpa w Polsce. Padają wzajemne oskarżenia o grę na siebie.
Zamieszanie wokół obsady stanowisk ambasadorów jest więc, jak można to odebrać, czymś na kształt zastępczego pola sporu, choć gdzieś w tle istnieje administracyjny, techniczny problem wokół procedury nominacji. Można go jednak dość prosto rozwiązać przy minimum dobrej woli. Z obu storn.
Nie ma decyzji Pałacu, które miałyby charakter nielogiczny. Nie wiemy, dlaczego Waszczykowski w ogóle brnie w takie dyskusje - i to na forum publicznym
— słyszę od zwolenników Szczerskiego.
Stronnicy szefa MSZ wskazują jednak, że problem istnieje, a jego bezpośrednią przyczyną jest chęć znalezienia sobie miejsca na scenie politycznej przez prezydenta Dudę.
Problemy przecież nie dotyczą tylko kontaktów z MSZ, ale i Ministerstwa Obrony Narodowej. Momentami zachowują się w Pałacu, jak gdyby mieli polityczne ADHD
— mówią moi rozmówcy.
Oficjalnie słyszymy o wspólnym sukcesie polskiej dyplomacji, a w kuluarach i za kulisami odbywa się wyścig o palmę pierwszeństwa. Niby to oczywiste i naturalne w polityce, ale jednak - mimo wszystko - mało profesjonalne. Ostatnim, czego potrzebujemy przed wizytą Donalda Trumpa w Polsce to wzajemne przepychanki na tle ambicjonalnym. Zbyt dużo mamy do załatwienia, zbyt dużo dzieje się wokół Polski, by pozwalać sobie na okładanie się łopatkami. Panowie, idźcie na dobre wino i ustalcie reguły gry. Gracie przecież do jednej bramki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344974-ostatnim-czego-potrzebujemy-przed-wizyta-trumpa-sa-spory-ambicjonalne-zbyt-duzo-mamy-do-zalatwienia-zbyt-duze-interesy-sa-w-grze