Rozumiem, że tym, co w największym stopniu zajmuje dziś uwagę opinii publicznej są słowa premier Beaty Szydło w Auschwitz i kuriozalna reakcja opozycji. To zresztą ważny i wielowątkowy spór, ale byłoby dobrze, gdyby nie umknęła nam pozornie nieistotna depesza Polskiej Agencji Prasowej o wspólnym komunikacie szefa MSZ Niemiec i kanclerza Austrii.
Dlaczego powinno nas to zainteresować? Oto szef niemieckiej dyplomacji zaskakująco otwarcie przyznał, że - pośrednio - polityka ministra Piotra Naimskiego i walka Polski o niezależność energetyczną idą w poprzek interesom Niemiec. I że ich to bardzo boli.
Dostawy energii do Europy są sprawą Europy, a nie Stanów Zjednoczonych Ameryki. (…) O tym, kto i jak dostarcza nam energię, decydujemy my, zgodnie z zasadami otwartości i wolnorynkowej konkurencji
— czytamy.
Sigmar Gabriel (szef MSZ Niemiec) wraz ze swoim kolegą z Austrii dodali też, że „nie wolno mieszać interesów w polityce zagranicznej z interesami gospodarczymi”.
Jeszcze jest czas i możliwość, by do tego nie dopuścić
— przestrzegają obaj politycy administrację Donalda Trumpa.
Radzę zapamiętać ten ton: „O tym, kto i jak dostarcza nam energię, decydujemy my”. Tak jawna, wręcz demonstracyjna irytacja w dyplomacji Berlina jest rzadkością. A jednak tym razem zdecydowano się na otwarcie konfrontacyjny ton.
Co ma do tego polityka ministra Naimskiego (a także szefa PGNiG Piotra Woźniaka)? Polska delegacja była kilkanaście dni temu z wizytą w USA, gdzie Naimski ujawnił, że podczas rozmów w Departamencie Stanu, Departamencie Energii i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego „jest zrozumienie dla naszej strategii”.
Mamy poparcie administracji amerykańskiej dla (łączącego złoża gazu na Szelfie Norweskim z polskim wybrzeżem gazociągu - PAP) Baltic Pipe, czyli projektu, który zmienia sytuację dotyczącą kierunków dostaw w Środkowej Europie. (…) Myślę, że prezydent Trump jest zainteresowany energetyczną współpracą i energetyczną suwerennością krajów Unii Europejskiej
— mówił Naimski.
Przypomniał także, że amerykańscy producenci posiadają koncesję na import do 180 mld m sześc. gazu.
To jest dużo i to jest ilość porównywalna do wolnych możliwości regazyfikacyjnych w terminalach LNG w Europie, bo tych wolnych mocy jest ok. 170 mld m sześc. rocznie. To także ilość porównywalna do ilości gazu, która jest do UE sprowadzana z Gazpromu, czyli ok 180 mld m sześc. gazu rocznie. (…) Przypadkowo, a może nieprzypadkowo, te liczby są zbieżne
— powiedział Naimski.
Wyżej wspomniane problemy i kwestie zostaną również poruszone podczas wizyty prezydenta Donalda Trumpa w Polsce. Krótko mówiąc, nie dając się nie ponieść hurraoptymistycznym tonom (diabeł bowiem tkwi w szczegółach umów), Polska otwiera w ostatnim czasie naprawdę kilka solidnie wyglądających kierunków. To nie podoba się Berlinowi.
To zresztą symboliczne, że szef niemieckiego MSZ wypowiada się w imieniu Europy. Warto w tym kontekście wrócić do rozmowy, jaką przeprowadziłem niedawno z dr. Sławomirem Dębskim, szefem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Opowiadał mi między innymi o tym, jak nieczysto grają Niemcy w kuluarowych rozmowach poświęconych problemowi Nord Stream 2, walce w Komisji Europejskiej i przed europejskimi sądami i trybunałami.
Możemy opowiadać sobie bajki o obronie wartości demokratycznych, łamaniu europejskiego prawa i solidarności w ramach Unii Europejskiej. Bajki zazwyczaj brzmią bardzo ładnie. Gorzej z ich zetknięciem z rzeczywistością. Nadepnęliśmy na odcisk Berlinowi, Moskwie i ich wspólnym interesom. Stoimy w poprzek, kością w gardle, zgłaszamy „ale”, walczymy - mniej i bardziej skutecznie - na forum unijnym, również w Waszyngtonie. Czy ktoś ma jeszcze złudzenia, dlaczego Polska jest dziś traktowana w Brukseli z większą rezerwą niż jeszcze kilka lat temu?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344454-berlin-gra-w-niemal-otwarte-karty-to-polityka-ministra-naimskiego-i-walka-polski-o-niezaleznosc-energetyczna-sa-sola-w-oku