Pisałem niedawno na naszym portalu, że mężczyźni w pewnym wieku przechodzą przemianę. Odbywając sentymentalną podróż do swojej młodości jedni kupują sobie wypasioną furę, inny zmieniają żony na wersję młodszą. Jeszcze inni uprawiają ekstremalny sport, a kolejni….cóż…kolejni przypominają sobie o walce, jaką toczyli. Weterani ponownie biorą na ramię karabin i niczym John Rambo w ostatniej części serii chcą czuć się potrzebni.
Władysław Frasyniuk jest takim Rambo. Samozwańczym i w wersji parodystycznej. To taki komandos walczący nie tyle z realnymi siłami zła, ile dziadek pędzący na swoim rumaku przeciwko fantomom. Wrocławski Don Kichot pędzi na wiatraki z dziobem kaczki, choć nie ma nawet ułamka czaru rycerza z La Manchy.
No a przecież jest on bohaterem. Walczył dzielnie z prawdziwym totalitaryzmem. W czasie, gdy wielu potulnie godziło się na zniewolenie, on rzucił komunistom rękawicę. Tego nikt mu nie zabierze. Od lat pomnik nie tyle ma na sobie rysy, ile rozpada się jak budowle zbudowane z podróbek klocków LEGO. Z własnej winy. Ostatnie wywiady Frasyniuka, gdzie wciela się w twardziela rzucającego mięsem we władzę, bajdurzenie w cierpiętniczym tonie o rodzącej się dyktaturze w Polsce i dawanie twarzy karykaturalnemu ruchowi pod nazwą KOD- wszystko to budziło uśmiech politowania, ale pasowało do reżyserowanej od lat histerii Czerskiej. Można to było wpisać w polityczną wojnę rozpoczętą wraz z upadkiem rządu Olszewskiego. Choć była to jej zupełnie tabloidowo-populistyczna odmiana, to miała pozory powagi.
Obrazki wynoszonego Frasyniuka przez policję na Krakowskim Przedmieściu to już inna liga. To liga obciachu totalnego. Szarpiący się z policją Frasyniuk, krzyczący na Twitterze o jego uwolnienie Petru- to nie tragikomedia. To parodia rodem z najgorszych kabaretów. Studio YaYo by tego nawet nie wymyśliło. Frasyniuk walczący na ulicy musi wzbudzać jedynie zażenowanie. Każdy, kto nie jest zaślepiony absolutną nienawiścią do PiS albo nie prowadzi skrajnie cynicznej politycznej wojny, musi dostrzec na jakim styropianie kładzie się Frasyniuk. Do jakiego krzyża sam się przybija.
W Polsce jest jak za PRL? No to fajna ta komunistyczna Polska była. Były opozycyjne media silniejsze niż prorządowe, artyści otwarcie pluli na władzę, były marsze opozycji, każdy miał paszport w domu, nie było granic i wszędzie lśniły pełne półki sklepowe. Frasyniuk bawiąc się w Johna Rambo ulicznej opozycji nie tylko niszczy swoją legendę, ale uderza w całą Solidarność. Skoro wtedy było jak teraz, to gdzie tu bohaterstwo?
Pluszowy cierpiętnik może przekonać kogokolwiek do tego, że w Polsce rodzi się dyktatura? Może i tak. Tyle, że co to za armia wyznawców.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343789-pluszowy-krzyz-i-aksamitny-styropian-znow-na-barykadach-zenujacy-upadek-bohatera