To są dni polskiej wolności. To dni, w których przywracamy sądy obywatelom. Kończymy z korporacjonizmem i sędziokracją
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Panie ministrze, kolejna dyskusja w Sejmie o planowanych zmianach w Krajowej Radzie Sądownictwa i kolejne oskarżenia o zamach na niezależność sądownictwa. To dość rytualne argumenty, ale co nieco o konkretach - czy przerwanie kadencji członkom KRS nie otworzy furtki do skrócenia w przyszłości kadencji na przykład panu prezydentowi?
Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości: Odpowiadając wprost: nie, bo to zupełnie inne przypadki. Już wyjaśniam, w czym rzecz.
Przy analizowaniu i ocenie skrócenia kadencji KRS trzeba mieć na uwadze dwie sprawy. Po pierwsze, nie można patrzeć na skrócenie kadencji bez szerokiego kontekstu reformy wymiaru sprawiedliwości. KRS jest skompromitowana również w oczach wielu sędziów, na co złożyło się wiele przypadków - takich jak choćby opisana przez wPolityce.pl sprawa żony sędziego Raczkowskiego. To sędziowie sędziom zarzucają dziś brak transparentności, obiektywizmu. Jak reformować wymiar sprawiedliwości z osobami, które mają za nic te wartości?
Po drugie, efekt skrócenia kadencji to konsekwencja - jak czytamy w jednej z opinii ekspertów - naruszenia uprawnień parlamentu i wyjścia przez KRS poza konstytucję, co miało miejsce w 2002 roku. Wówczas KRS podjęła uchwałę, zgodnie z którą kadencje będą miały indywidualny charakter. W tej chwili trudno o uznanie, że nie można skrócić niekonstytucyjnej kadencji…
Niekonstytucyjnej? Kto orzekł w tej sprawie?
Czekamy na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Zdaniem Prokuratora Generalnego jest tam rozwiązanie niekonstytucyjne, bo mocą uchwał poprawiano konstytucję. KRS weszła w obszar kompetencyjny Sejmu.
Jak rozumiem, miało to miejsce 15 lat temu. I przez te piętnaście lat poruszamy się, zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości, w dość dziwnej próżni prawno-systemowej, jeśli chodzi o kadencyjność członków KRS.
Dokładnie tak. To było naruszenie konstytucji, nikt nie może poprawiać ustawy zasadniczej - nawet KRS.
Wytłumaczmy, o co chodzi. W Pana ocenie analogiczną sytuację można odnieść do Sejmu, który na przykład uchwałą zniósłby czteroletnie kadencje posłów i wprowadził indywidualną kadencyjność?
Absolutnie tak. Bezwzględnie rozumiana trwałość tych kadencji indywidualnych prowadziła do petryfikacji tego niekonstytucyjnego stanu i sytuacji, w której KRS jest ponad parlamentem, w której mamy zachwianie równowagi. Są tutaj argumenty aksjologiczne, praktyczne i prawno-ustrrojowe. Trzeba jednak wyraźnie zastrzec, że nie wiemy, co w tej sprawie powie TK.
Mamy jednak w historii pewien precedens - przed owym 2002 rokiem - gdy jeden sędzia z Lublina wszedł w kadencję uzupełniającą.
Problem istnieje, ale przecież PiS rządziło w latach 2005-2007, gdy - jak rozumiem - ten stan próżni prawnej już istniał.
Trudno mi odpowiadać za tamten okres. Jestem odpowiedzialny za to, co dzieje się dziś.
A co ze sprawą wyboru członków KRS? Wyraźne przesunięcie akcentu na stronę polityków jest ewidentne. Opozycja zarzuca złamanie standardów i w tej sprawie.
Panie redaktorze, są standardy międzynarodowe, ale i hipokryzja międzynarodowa. Powołujemy się na Niemcy, gdzie sędziów do tamtejszego Sądu Najwyższego powołują w połowie ministrowie landowi, a w połowie posłowie. Proszę zwrócić uwagę - to pełny wpływ polityków na wybór sędziów Sądu Najwyższego Niemiec. W dodatku sędziów zgłaszają ministrowie landowi. Po drugie, ministrowie powołują sędziów bez uczestnictwa gremium sędziowskiego (tu warto wspomnieć choćby landy: Saksonia i Bawaria). Jeszcze inny standard, który przytaczamy to opinia samej OBWE, która wskazała w swoim raporcie, że na szczeblu międzynarodowym uznaje się, że rady sądownictwa nie powinny składać się wyłącznie lub w znacznym stopniu z przedstawicieli sądownictwa. Z kolei w Danii rada administracji sądowej składa się z 11 członków, którzy są powoływani przez ministra sprawiedliwości.
Można tak wyliczać długo. Sam Pan widzi, że tych przykładów jest mnóstwo. Powiedzmy sobie wprost; np. na przykładzie niezależnego komisarza praw człowieka Nilsa Muižnieksa, który wskazuje nam, że naruszamy polską konstytucję, konwencje europejskie… Tymczasem w swoim kraju - na Łotwie - istnieje zapis w konstytucji, który mówi, że sędziów zatwierdza Sejm, a odwołać sędziego może parlament. W dodatku sędziów zgłasza tam minister sprawiedliwości. To trzy kroki dalej niż to, co proponujemy w Polsce. I co? I nie ma problemu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To są dni polskiej wolności. To dni, w których przywracamy sądy obywatelom. Kończymy z korporacjonizmem i sędziokracją
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Panie ministrze, kolejna dyskusja w Sejmie o planowanych zmianach w Krajowej Radzie Sądownictwa i kolejne oskarżenia o zamach na niezależność sądownictwa. To dość rytualne argumenty, ale co nieco o konkretach - czy przerwanie kadencji członkom KRS nie otworzy furtki do skrócenia w przyszłości kadencji na przykład panu prezydentowi?
Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości: Odpowiadając wprost: nie, bo to zupełnie inne przypadki. Już wyjaśniam, w czym rzecz.
Przy analizowaniu i ocenie skrócenia kadencji KRS trzeba mieć na uwadze dwie sprawy. Po pierwsze, nie można patrzeć na skrócenie kadencji bez szerokiego kontekstu reformy wymiaru sprawiedliwości. KRS jest skompromitowana również w oczach wielu sędziów, na co złożyło się wiele przypadków - takich jak choćby opisana przez wPolityce.pl sprawa żony sędziego Raczkowskiego. To sędziowie sędziom zarzucają dziś brak transparentności, obiektywizmu. Jak reformować wymiar sprawiedliwości z osobami, które mają za nic te wartości?
Po drugie, efekt skrócenia kadencji to konsekwencja - jak czytamy w jednej z opinii ekspertów - naruszenia uprawnień parlamentu i wyjścia przez KRS poza konstytucję, co miało miejsce w 2002 roku. Wówczas KRS podjęła uchwałę, zgodnie z którą kadencje będą miały indywidualny charakter. W tej chwili trudno o uznanie, że nie można skrócić niekonstytucyjnej kadencji…
Niekonstytucyjnej? Kto orzekł w tej sprawie?
Czekamy na wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Zdaniem Prokuratora Generalnego jest tam rozwiązanie niekonstytucyjne, bo mocą uchwał poprawiano konstytucję. KRS weszła w obszar kompetencyjny Sejmu.
Jak rozumiem, miało to miejsce 15 lat temu. I przez te piętnaście lat poruszamy się, zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości, w dość dziwnej próżni prawno-systemowej, jeśli chodzi o kadencyjność członków KRS.
Dokładnie tak. To było naruszenie konstytucji, nikt nie może poprawiać ustawy zasadniczej - nawet KRS.
Wytłumaczmy, o co chodzi. W Pana ocenie analogiczną sytuację można odnieść do Sejmu, który na przykład uchwałą zniósłby czteroletnie kadencje posłów i wprowadził indywidualną kadencyjność?
Absolutnie tak. Bezwzględnie rozumiana trwałość tych kadencji indywidualnych prowadziła do petryfikacji tego niekonstytucyjnego stanu i sytuacji, w której KRS jest ponad parlamentem, w której mamy zachwianie równowagi. Są tutaj argumenty aksjologiczne, praktyczne i prawno-ustrrojowe. Trzeba jednak wyraźnie zastrzec, że nie wiemy, co w tej sprawie powie TK.
Mamy jednak w historii pewien precedens - przed owym 2002 rokiem - gdy jeden sędzia z Lublina wszedł w kadencję uzupełniającą.
Problem istnieje, ale przecież PiS rządziło w latach 2005-2007, gdy - jak rozumiem - ten stan próżni prawnej już istniał.
Trudno mi odpowiadać za tamten okres. Jestem odpowiedzialny za to, co dzieje się dziś.
A co ze sprawą wyboru członków KRS? Wyraźne przesunięcie akcentu na stronę polityków jest ewidentne. Opozycja zarzuca złamanie standardów i w tej sprawie.
Panie redaktorze, są standardy międzynarodowe, ale i hipokryzja międzynarodowa. Powołujemy się na Niemcy, gdzie sędziów do tamtejszego Sądu Najwyższego powołują w połowie ministrowie landowi, a w połowie posłowie. Proszę zwrócić uwagę - to pełny wpływ polityków na wybór sędziów Sądu Najwyższego Niemiec. W dodatku sędziów zgłaszają ministrowie landowi. Po drugie, ministrowie powołują sędziów bez uczestnictwa gremium sędziowskiego (tu warto wspomnieć choćby landy: Saksonia i Bawaria). Jeszcze inny standard, który przytaczamy to opinia samej OBWE, która wskazała w swoim raporcie, że na szczeblu międzynarodowym uznaje się, że rady sądownictwa nie powinny składać się wyłącznie lub w znacznym stopniu z przedstawicieli sądownictwa. Z kolei w Danii rada administracji sądowej składa się z 11 członków, którzy są powoływani przez ministra sprawiedliwości.
Można tak wyliczać długo. Sam Pan widzi, że tych przykładów jest mnóstwo. Powiedzmy sobie wprost; np. na przykładzie niezależnego komisarza praw człowieka Nilsa Muižnieksa, który wskazuje nam, że naruszamy polską konstytucję, konwencje europejskie… Tymczasem w swoim kraju - na Łotwie - istnieje zapis w konstytucji, który mówi, że sędziów zatwierdza Sejm, a odwołać sędziego może parlament. W dodatku sędziów zgłasza tam minister sprawiedliwości. To trzy kroki dalej niż to, co proponujemy w Polsce. I co? I nie ma problemu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343224-nasz-wywiad-wiceminister-warchol-konczymy-z-sedziokracja-to-dni-polskiej-wolnosci-przywracamy-sady-obywatelom