Teoretycznie nie można wykluczyć zakulisowych działań zmierzających do wymuszenia na Polsce i innych krajach UE, które jeszcze nie przyjęły wspólnej waluty, aby przeprowadziły niezbędną zmianę prawa. Podkreślam jednak, że aby przystąpić do strefy euro, państwo musi zrealizować wiele działań w sferze gospodarki, spełnić określone warunki i zmuszanie tu nic nie da
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Leokadia Oręziak.
wPolityce.pl: Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał, że Komisja Europejska chce do 2025 r. wprowadzić wspólną walutę euro we wszystkich 27 krajach Unii Europejskiej. Wiceszef Komisji Europejskiej ds. euro Valdis Dombrovskis zareagował na publikację, powiedział, że to nieporozumienie. Pani profesor, czemu miała służyć ta informacja?
Prof. Leokadia Oręziak: Dla mnie to niezrozumiałe działanie. Może to było sondowanie, jak się zachowają państwa, które jeszcze nie przyjęły euro. Artykuł, który ukazał się w „Frankfurter Allgemeine Zeitung” jest zdarzeniem, które budzi ferment myślowy. A może to po prostu próba pokazania tego, że jeżeli nie przystąpimy do strefy euro to oni stworzą własny budżet strefy euro i w ogólnym budżecie Unii będzie mniej pieniędzy. Nie wiem, czemu tak naprawdę ma służyć ta informacja. Polska, żeby wejść do strefy euro musi zmienić konstytucję, a na to przynajmniej w naszym kraju, na razie się nie zanosi. Mam też wątpliwości, czy Niemcy chcieliby, aby te państwa znalazły się w strefie euro. W strefie tej państwa mniej konkurencyjne, jak to jest w przypadku Grecji, mogą wpaść w nadmierne zadłużenie, a następnie popaść w kryzys, co wiąże się z ogromnymi kosztami ratowania tych krajów.
Czy to nie jest tak, że Niemcom opłaca się przyjąć nawet słabsze państwa do Eurolandu, żeby osiągać większe zyski na wymianie gospodarczej z nimi?
Kiedy kraj posiada własną walutę, ma większy wpływ na kształtowanie swojej polityki monetarnej i finansowej. Kiedy w 2007 r. wybuchł kryzys finansowy, Polska dzięki pewnej deprecjacji złotego podtrzymała konkurencyjność własnego eksportu. Kraje, które nie mają swojej waluty narodowej nie mogą skorzystać z takiego mechanizmu. Państwa, które przystąpią do strefy euro nie będą mogły dostosowywać kursu walutowego, tak, żeby realizować własne interesy. Nie będą już wtedy miały takiej możliwości. Trzeba jednak podkreślić, że deprecjacja waluty narodowej nie może być trwałym elementem polityki gospodarczej, gdyż wtedy przyniesie gospodarce i społeczeństwu więcej złego niż dobrego. Taka deprecjacja powinna być traktowana jako lekarstwo, którego nie można zbyt długo i zbyt często stosować, podobnie jak antybiotyków.
Polskę i państwa członkowskie, które nie przyjęły wspólnej waluty, można zmusić do jej przyjęcia?
Nie. Jak wcześniej mówiłam – potrzebna jest zmiana konstytucji w zakresie zmiany funkcji banku centralnego i waluty narodowej. Teoretycznie nie można wykluczyć zakulisowych działań zmierzających do wymuszenia na Polsce i innych krajach UE, które jeszcze nie przyjęły wspólnej waluty, aby przeprowadziły niezbędną zmianę prawa. Podkreślam jednak, że aby przystąpić do strefy euro, państwo musi zrealizować wiele działań w sferze gospodarki, spełnić określone warunki i zmuszanie tu nic nie da.
Trzeba spełnić kryteria konwergencji, które pozwalają państwom członkowskim na wejście do strefy euro.
Jednym z nich jest konieczność utrzymania kursu waluty w systemie stabilizowania kursu przez co najmniej dwa lata bez dokonywania jednostronnej dewaluacji. To jest niezwykle ryzykowne i trudne. Zawsze mogą wystąpić nieoczekiwane zagrożenia. Myślę, że o zmuszaniu do wejścia do strefy euro nie ma co mówić. Uważam, że ostatecznie w samej strefie może przeważyć zdanie, żeby nie przyjmować do niej słabszych gospodarczo państw, bo będą generować problemy dla Eurolandu. Ważne jest, aby budżet unijny, który i tak nie jest duży, bo wynosi mniej niż jeden procent Produktu Krajowego Brutto Unii Europejskiej nie został zmniejszony, żeby nie doszło do wykrojenia jakiejś części tego budżetu, i stworzenia budżetu strefy euro. Takie rozwiązanie dla Polski byłoby niekorzystne.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Teoretycznie nie można wykluczyć zakulisowych działań zmierzających do wymuszenia na Polsce i innych krajach UE, które jeszcze nie przyjęły wspólnej waluty, aby przeprowadziły niezbędną zmianę prawa. Podkreślam jednak, że aby przystąpić do strefy euro, państwo musi zrealizować wiele działań w sferze gospodarki, spełnić określone warunki i zmuszanie tu nic nie da
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Leokadia Oręziak.
wPolityce.pl: Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał, że Komisja Europejska chce do 2025 r. wprowadzić wspólną walutę euro we wszystkich 27 krajach Unii Europejskiej. Wiceszef Komisji Europejskiej ds. euro Valdis Dombrovskis zareagował na publikację, powiedział, że to nieporozumienie. Pani profesor, czemu miała służyć ta informacja?
Prof. Leokadia Oręziak: Dla mnie to niezrozumiałe działanie. Może to było sondowanie, jak się zachowają państwa, które jeszcze nie przyjęły euro. Artykuł, który ukazał się w „Frankfurter Allgemeine Zeitung” jest zdarzeniem, które budzi ferment myślowy. A może to po prostu próba pokazania tego, że jeżeli nie przystąpimy do strefy euro to oni stworzą własny budżet strefy euro i w ogólnym budżecie Unii będzie mniej pieniędzy. Nie wiem, czemu tak naprawdę ma służyć ta informacja. Polska, żeby wejść do strefy euro musi zmienić konstytucję, a na to przynajmniej w naszym kraju, na razie się nie zanosi. Mam też wątpliwości, czy Niemcy chcieliby, aby te państwa znalazły się w strefie euro. W strefie tej państwa mniej konkurencyjne, jak to jest w przypadku Grecji, mogą wpaść w nadmierne zadłużenie, a następnie popaść w kryzys, co wiąże się z ogromnymi kosztami ratowania tych krajów.
Czy to nie jest tak, że Niemcom opłaca się przyjąć nawet słabsze państwa do Eurolandu, żeby osiągać większe zyski na wymianie gospodarczej z nimi?
Kiedy kraj posiada własną walutę, ma większy wpływ na kształtowanie swojej polityki monetarnej i finansowej. Kiedy w 2007 r. wybuchł kryzys finansowy, Polska dzięki pewnej deprecjacji złotego podtrzymała konkurencyjność własnego eksportu. Kraje, które nie mają swojej waluty narodowej nie mogą skorzystać z takiego mechanizmu. Państwa, które przystąpią do strefy euro nie będą mogły dostosowywać kursu walutowego, tak, żeby realizować własne interesy. Nie będą już wtedy miały takiej możliwości. Trzeba jednak podkreślić, że deprecjacja waluty narodowej nie może być trwałym elementem polityki gospodarczej, gdyż wtedy przyniesie gospodarce i społeczeństwu więcej złego niż dobrego. Taka deprecjacja powinna być traktowana jako lekarstwo, którego nie można zbyt długo i zbyt często stosować, podobnie jak antybiotyków.
Polskę i państwa członkowskie, które nie przyjęły wspólnej waluty, można zmusić do jej przyjęcia?
Nie. Jak wcześniej mówiłam – potrzebna jest zmiana konstytucji w zakresie zmiany funkcji banku centralnego i waluty narodowej. Teoretycznie nie można wykluczyć zakulisowych działań zmierzających do wymuszenia na Polsce i innych krajach UE, które jeszcze nie przyjęły wspólnej waluty, aby przeprowadziły niezbędną zmianę prawa. Podkreślam jednak, że aby przystąpić do strefy euro, państwo musi zrealizować wiele działań w sferze gospodarki, spełnić określone warunki i zmuszanie tu nic nie da.
Trzeba spełnić kryteria konwergencji, które pozwalają państwom członkowskim na wejście do strefy euro.
Jednym z nich jest konieczność utrzymania kursu waluty w systemie stabilizowania kursu przez co najmniej dwa lata bez dokonywania jednostronnej dewaluacji. To jest niezwykle ryzykowne i trudne. Zawsze mogą wystąpić nieoczekiwane zagrożenia. Myślę, że o zmuszaniu do wejścia do strefy euro nie ma co mówić. Uważam, że ostatecznie w samej strefie może przeważyć zdanie, żeby nie przyjmować do niej słabszych gospodarczo państw, bo będą generować problemy dla Eurolandu. Ważne jest, aby budżet unijny, który i tak nie jest duży, bo wynosi mniej niż jeden procent Produktu Krajowego Brutto Unii Europejskiej nie został zmniejszony, żeby nie doszło do wykrojenia jakiejś części tego budżetu, i stworzenia budżetu strefy euro. Takie rozwiązanie dla Polski byłoby niekorzystne.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/341031-nasz-wywiad-prof-oreziak-pomysl-na-przymusowa-strefe-euro-to-byc-moze-grozba-ze-w-ogolnym-budzecie-ue-bedzie-mniej-pieniedzy