Proszę wybaczyć osobisty ton, ale to felieton, a nie sucha dziennikarska notka, a ja jestem autentycznie wzruszony. Gdyby mi ktoś powiedział jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu że tak przeżyję jego śmierć nie uwierzyłbym. A wszystko przez jeden koncert…
CZYTAJ WIĘCEJ: Zbigniew Wodecki nie żyje. Wybitny muzyk i wokalista przegrał walkę z chorobą. Miał 67 lat
Dwa lata temu Wodecki – którego już lubiłem - dał się namówić, by po czterdziestu latach zagrać z genialnymi Mitch & Mitch w całości swą debiutancką płytę. Koncert w studiu Polskiego Radia był fenomenalny, a ja po tym koncercie odbyłem z Wodeckim niesamowitą rozmowę. Krótką, lecz zdążył opowiedzieć mi o swoich początkach, o sylwestrowych chałturach sprzed prawie pół wieku, odegrać scenkę o krakowskim taksówkarzu i wytłumaczyć skąd wzięła się jego cokolwiek ekstrawagancka fryzura (tej ostatniej historii zabronił powtarzać). Umierałem ze śmiechu. Potem spotkaliśmy się jeszcze raz, w okolicznościach gastronomicznych, a na wywiad umawialiśmy się od dwóch lat…
Wodecki okazał się być niesłychanie bezpośrednim i skromnym facetem. Zaatakował mnie na dzień dobry przypominając, że widzieliśmy się kilka lat wcześniej w przydrożnej smażalni na trasie Warszawa – Bydgoszcz, „Ale wtedy pan nie miał dla mnie czasu i pewnie nawet mnie nie dostrzegł.” Rany boskie, oczywiście że dostrzegłem Mistrza, ale najzwyczajniej w świecie wstydziłem się podejść i nagabywać gwiazdę nad sielawą i frytkami!
Napisałem, że Wodecki stał u progu kariery i naprawdę tak myślę. Otóż nagrywał – jak mówił - „słabą płytę”. Dlaczego słabą? Bo skoro wszyscy artyści gdy nagrywają płytę zapowiadają, że będzie naprawdę dobra, to on postanowił mówić, że będzie do bani, za to osobista. „Ja już niczego nie muszę, za to wszystko mogę” – cieszył się Wodecki i obiecywał płytę w klimacie lat 70. A potem miała być jeszcze wielka płyta bigbandowa i coś z młodziakami, którzy koniecznie chcieli nagrywać z legendą. Nie zdążył. Zbyszku, dwie sprawy: po pierwsze znalazłem dla nas inną smażalnię, mniej znaną i obleganą niż tamta. A po drugie, gdyby to wszystko okazało się jakimś ponurym żartem, to ja jeszcze zadzwonię i umówimy się na ten cholerny wywiad. Tylko odbierz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340867-pol-porcji-mazurka-wodecki-naprawde-byl-geniuszem-mial-67-lat-i-stal-u-progu-kariery-straszny-smutek