Panie prezydencie Opola, Arkadiuszu Wiśniewski - niepotrzebnie dolewa Pan oliwy do ognia. Co szczególnie zdumiewające – czyni to Pan, jak sam mówi, by uspokoić sytuację. Niezwykłe, co ludzi może uspokajać. Bo ogień, który wznieciła Kayah, obejmuje dziś już całe gospodarstwo.
Lista artystów bojkotujących tegoroczną imprezę w geście solidarności z piosenkarką, która wycofała się w geście solidarności z ocenzurowanym, antykościelnym przekazem jednego z zespołów, stale rośnie. Wycofują się prowadzący i reżyser trzech koncertów (nazwiska i tak nie zapamiętałem), kolejne piosenkarki uderzają w wielkie gongi z przekazem, że „solidarność” i „zła atmosfera”, jednocześnie psując tę atmosferę każdym słowem i mając solidarność z tymi, którzy chcą w Opolu wystąpić (a jest ich większość), w głębokim poważaniu. I właśnie wtedy, kiedy ogień sięga drugiego piętra, Pan, zamiast uspokoić sytuację, daje upust swoim emocjom. Wiem, że należy Pan do starej, opolskiej gwardii PO, a rzucił legitymacją dopiero wtedy, gdy w partii pojawił się wniosek o Pana usunięcie - pod zarzutem „działań mających na celu doprowadzenie do rozłamu klubu radnych PO”. Dziś przyczynia się Pan do jeszcze większego rozłamu wśród artystów. Zwłaszcza, gdy pod pretekstem chęci „załagodzenia sytuacji”, idzie na wojnę ze znienawidzoną przez totalną opozycję Telewizję Polską. „To, że takie grono artystów zrezygnowało z festiwalu, tak zacnych artystów, to jest splot wielu różnych okoliczności. Najbardziej zaszkodziła polityka” – mówi Pan. I szkodzi jeszcze bardziej. Np. chcąc zerwać umowę pod pretekstem, że „jej warunki nie są wypełniane”.
To może jakieś konkrety? Czyżby w umowie była mowa o obowiązkowym występie Katarzyny Szczot? Jaki jest Pana nacisk, Panie prezydencie, jeśli nie polityczny właśnie? Pańskie twierdzenia, iż jednym z powodów Pana histerycznej postawy jest to, że nie chce Pan w Opolu „festiwalu kiczu”, świadczą o tym, iż nie zna Pan za dobrze tej imprezy. Nie ma na polskiej estradzie niczego, co kojarzyłoby się Polakom bardziej z „festiwalem kiczu”, niż obecne, kolorowe show Maryli Rodowicz. Tyle że wielu właśnie ten kicz kocha. Chce Pan teraz oddzielić „słuszny” od „niesłusznego”? Na jakim kursie posiadł Pan kompetencje w dziedzinie doboru artystów na festiwal piosenki?
Gdy przychodził Pan na świat, Opole bawiło się po raz szesnasty, a potem przeżyło trzynastu prezydentów miasta i setki fantastycznych artystów. Jeśli ktoś chce kosztem takiej imprezy zbijać kapitał polityczny, jest na drodze ku przepaści. Nikt Panu nie zapomni, że to za Pana kadencji festiwal np. się nie odbył. Albo całkowicie stracił na znaczeniu, tak jak wielki przed laty festiwal w Sopocie, dziś ociekające właśnie kiczem skoczne podsumowanie list przebojów.
To Opole powinno przejąć organizację festiwalu — mówi Pan.
To pozwoli uciąć wszystkie od lat trwające dyskusje co do wpływów, nacisków, poszczególnych muzyków.
Otóż – nic z tych rzeczy. Naciski dopiero się zaczną, bo ostracyzm środowiskowy dotychczas dotykał wyłącznie jedną opcję – artystów sympatyzujących z prawicą. Dziś, kiedy drobny odłamek z tamtych lat mógł trafić zaangażowaną z KOD piosenkarkę, podnoszony jest wielki krzyk. Nic się, oczywiście, nie dzieje przypadkiem. Jeśli coś wygląda, jak pies, szczeka jak pies, i merda ogonem, to może być pies. A jeśli coś wygląda jak „ustawka” mająca na celu „skok na festiwal” stacji komerycjnych, to trudno ją wykluczyć. Więcej światła rzuca wypowiedź kierownika redakcji muzycznej Radia Opole. „Już od jakiegoś czasu krytycy mówili, że ten festiwal zaczyna być oparty mocno na sentymentach. Może troszeczkę mniej trzyma puls. Jest mniej oparty na tym, co się dzieje w polskiej muzyce, a dzieje się bardzo dużo wartościowych rzeczy”.
No, właśnie – pytanie tylko, co dla kogo będzie wartościowe. Czy np. Natalia Przybysz powinna bawić opolską publiczność, czy są artyści godniejsi? Bo że byłaby jedną z gwiazd festiwalu w przypadku umowy z TVN, nie ma żadnych wątpliwości. Polsat już dziś zrobił jurorem muzycznego show słabego piosenkarza, który tuż po Smoleńsku wypinał żebra w koszulce „Kaczyński jest tylko jeden!”. W sytuacji, gdy za poziom artystyczny festiwalu chcą przejąć odpowiedzialność politycy, spodziewać się można wszystkiego. Kiedyś w opolskim kabaretonie Kryszak „żartował”, że Kaczyński robi „te rzeczy” z własną mamą. Ale wtedy prezydent miasta nie interweniował, ani nawet nie zapowiadał przyszłych ingerencji w poziom artystyczny. Ani w to, czy to już „kicz”, także nie.
Podsumowując: Panie prezydencie Opola, Pana przesympatycznym obowiązkiem jest dbanie o dobre imię festiwalu, i jest to dla Pana – podobno oczywiste. Proszę zatem przyjąć do wiadomości, że niewpuszczenie ekipy TVP na teren opolskiego amfiteatru to totalny skandal i praktyki znane z seriali tureckich. To także ostatni moment na Pana refleksję, a mogłaby ona snuć się choćby wokół postulatu jednej z czołowych postaci totalnej opozycji, posłanki Scheuring-Wielgus, która już wyraziła publicznie nadzieję, iż „festiwal w Opolu odbędzie się w innym miejscu”. Pomijając humor zeszytów, warto zdać sobie sprawę, że są ludzie, którzy „pański” opolski festiwal bez zmrużenia oka przekształcą w imprezę identyczną, tyle że np. w Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu albo Gdańsku. Jeśli Pan sądzi, że piosenkarze ujmą się wtedy za Panem, jest Pan niewłaściwym człowiekiem na niewłaściwym miejscu. Proszę nie ciąć gałęzi, na której Pan siedzi, bo festiwal w Opolu jest dobrem kultury narodowej, a nie poletkiem dla amatorskich wizji i medialnych dilów podkręcanych przez coraz bardziej żenującą panią Zapendowską, jurorkę Polsatu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340850-do-prezydenta-opola-prosze-nie-gasic-pozaru-benzyna-bo-w-koncu-straci-pan-i-festiwal-i-elektorat