Od pewnego czasu w Polsce trwa rekonkwista prowadzona na wszystkich tych polach, których - zgodnie z założeniami A. Gramsciego – uprzednie zdobycie było konieczne dla ostatecznego uzyskania, utrzymania i egzekwowania władzy. Dotyczy to przede wszystkim sfery języka (skażonego tzw. poltical correctness), swobody myśli i nauki, symboliki (w tym polityki historycznej i kultury), środków masowego przekazu, wymiaru sprawiedliwości, itd. W ramach przeprowadzanych zmian ostatnimi czasy najgłośniej o tych, które dotyczą właśnie wymiaru sprawiedliwości. Przy czym, prawie każdy uczestnik życia społecznego jest przekonany o ich konieczności (a przynajmniej składa takie deklaracje) a spór, dotyczy ich zakresu i sposobu realizacji. Przeciwnicy reform zaproponowanych przez rządzących proponują bądź kosmetyczne zmiany, których celem jest faktyczna konserwacja systemu, bądź zmiany rewolucyjne, w tym, np. ustanowienie tzw. sędziów pokoju, czy sędziów wybieranych w wyborach powszechnych (w połączeniu z pomysłem na sanację życia publicznego jak w przedwojennej anegdocie Franciszka Fiszera „… jak nie znajdziemy odpowiedniej liczby łajdaków … to dobierzemy z uczciwych.”).
Niestety, w wir tego sporu usiłuje się wciągnąć także ogół sędziów. Jedna ze stron sporu politycznego (stosując metody wprost z teorii walki klas) podejmuje działania polegające na wzbudzeniu lęku zainteresowanych (o stabilność zatrudnienia, o stan spoczynku, etc), by następnie stanąć na ich czele walcząc o ich rzekomo zagrożone prawa. Druga strona stosuje narrację odnoszącą się do tzw. „kastowości”, błędnie zakładając, że tzw. środowisko sędziowskie to w większości homogeniczny konglomerat (z niewielkimi wyjątkami). Tymczasem, środowisko to jest bardzo zatomizowane i wewnętrznie bardzo zróżnicowane, przez co nie ma jednej recepty na wszystkie istniejące (rzeczywiście czy rzekomo) dolegliwości. W mojej opinii, konieczne są reformy dotyczące samej struktury i funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, w tym spłaszczenie struktur i odbiurokratyzowanie. Natomiast dla oczekiwanej, przez dużą część opinii publicznej, zmiany sposobu orzekania przez sędziów w poszczególnych rodzajach spraw niezbędna jest zmiana przepisów dotyczących reguł i metod orzekania (uproszczenie procedur), wobec znacznej w tej mierze inflacji - rozpoczęcie procesu ujednolicania i upraszczania prawa (poprzez napisanie go w wielu dziedzinach od nowa – bardziej spójnie, syntetycznie, zrozumiale i bez zbędnej kazuistyki – na większym poziomie abstrakcji) oraz (co wymaga czasu i edukacji) stosowanie przy orzekaniu, w większym niż dotychczas stopniu, tradycyjnej aksjologii.
Obecnie, jedynymi pomysłami na reformę wymiaru sprawiedliwości, które mają możliwość realizacji, są siłą rzeczy te zaproponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Pierwszym z nich jest reforma systemu szkolenia - dotycząca statusu Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury oraz statusu jej absolwentów, drugim reforma systemu naboru na stanowisko sędziego – reforma Krajowej Rady Sądownictwa (dalej – KRS).
Ta ostatnia instytucja, będąca organem konstytucyjnym, ma niewątpliwie największy (a w praktyce wyłączny) wpływ na wybór kandydatów do objęcia stanowisk sędziowskich, przez co – z jednej strony - presja na dokonanie zmian w jej kształcie oraz funkcjonowaniu i z drugiej strony – ogromny opór samej Rady oraz jej zwolenników przed wprowadzeniem jakichkolwiek zmian.
Krajowa Rada Sądownictwa funkcjonuje od wielu lat, w zasadzie w niezmienionym kształcie i z podobnym zakresem kompetencji. W moim przekonaniu jest to instytucja z natury konserwatywna, która bez impulsu z zewnątrz nie jest w stanie zaproponować żadnych rzeczywistych zmian w swoim funkcjonowaniu. Najlepszym tego przykładem mogą być moje doświadczenia z okresu w którym ubiegałem się o objęcie stanowiska sędziego sądu okręgowego. Mimo, że byłem jedynym kandydatem do objęcia wolnego stanowiska i spełniałem do tego wszystkie przesłanki ustawowe (przy braku przesłanek negatywnych) oraz pomimo pozytywnej oceny mojej pracy dokonanej przez sędziego wizytatora oraz Ministra Sprawiedliwości, Krajowa Rada Sądownictwa (z sobie tylko znanych powodów) podjęła uchwałę o nie przedstawieniu mojej kandydatury Prezydentowi RP. Ówczesne przepisy dotyczące postępowania w sprawie wyłaniania kandydatów na sędziów wyłączały wprost możliwość odwołania się od takiej decyzji KRS do sądu. Rada, która stoi na straży szeregu wartości konstytucyjnych, nie dopatrzyła się wówczas (ani też wcześniej bowiem mój przypadek nie był jedynym), że przepisy regulujące wymienioną kwestię stoją w rażącej sprzeczności z konstytucyjnym prawem każdego obywatela do sądu w jego indywidualnej sprawie. Podjąłem wówczas (niestety samotną) batalię o zmianę tego stanu rzeczy. Przepisy ustawy o KRS wyłączały możliwość odwołania się do Sądu Najwyższego od uchwały KRS w sprawie nie przedstawienia kandydatury na stanowisko sędziego, a samej uchwały nie uzasadniano, ani też nie doręczano jej zainteresowanemu. Pomimo tego wniosłem o jej doręczenie i po jej otrzymaniu odwołałem się do Sądu Najwyższego. W odwołaniu, mając świadomość, że Sąd Najwyższy winien moje odwołanie odrzucić (skutkiem czego otworzyłby mi drogę do złożenia skargi konstytucyjnej), zwróciłem się jednocześnie o rozważenie zwrócenia się przez Sąd Najwyższy z pytaniem prawnym do Trybunału Konstytucyjnego, w sprawie oceny konstytucyjności przepisu ustawy o KRS wyłączającego możliwość zaskarżenia niektórych uchwał. Mój wniosek do Sądu Najwyższego poparłem wywodem prawnym powtórzonym następnie w całości w skardze do Trybunału Konstytucyjnego. Sąd Najwyższy odrzucił moje odwołanie „nie widząc jakiegokolwiek interesu prawnego, któremu miałby dać ochronę”.
W wyniku rozpoznania mojej skargi, Trybunał Konstytucyjny, w sprawie o sygn. akt SK 57/06, wyrokiem z dnia 27 maja 2008 r. orzekł, że skarżony art. 13 ust. 2 zdanie drugie ustawy z dnia 27 lipca 2001r. o Krajowej Radzie Sądownictwa w zakresie, w jakim dotyczy art. 2 ust. 1 pkt 3 w związku z pkt 2 tej ustawy, jest niezgodny z art. 45 ust. 1 i z art. 77 ust. 2 w związku z art. 60 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Orzeczenie to było o tyle „rewolucyjne”, że zmieniło (przynajmniej formalnie) sposób naboru kandydatów na sędziów, bowiem, wskutek tego wyroku, każda tego typu uchwała musi być już uzasadniona i doręczona zainteresowanemu a co więcej, przysługuje od niej odwołanie do Sądu Najwyższego.
Na koniec, mając na uwadze obecnie trwający spór polityczny wokół wymiaru sprawiedliwości, celowym jest po pierwsze - wskazanie, iż w skład Trybunału Konstytucyjnego który orzekał ww. sprawie wchodzili sędziowie Mirosław Granat, Adam Jamróz (spr.), Janusz Niemcewicz, Andrzej Rzepliński i Jerzy Stępień. Po drugie, że kurz bitewny w sporze o kształt wymiaru sprawiedliwości szybko opadnie (powoli opada po „bitwie o Trybunał Konstytucyjny”, opadnie także i po pozostałych), natomiast odbudowywanie zaufania obywateli do sądów będzie trwało latami.
W związku z tym, pragnę przytoczyć to, co powiedział jeszcze na studiach jeden z moich profesorów:
„Część z was – mówił do nas – zostanie sędziami … Do wykonywania tej służby (oprócz innych cech) konieczne jest pozostawanie bezstronnymi. Przy czym, to, że sędzia jest bezstronnym (bez tej cechy sędzią jest tylko z nazwy) to za mało, bowiem aby dobrze ten zawód wykonywać trzeba się jeszcze cieszyć opinią osoby bezstronnej, a na to trzeba ciężko zapracować.”
Zgadzając się z moim profesorem muszę dodać, że same starania poszczególnych sędziów na niewiele się zdadzą, jeżeli osoby odpowiedzialne za tworzenie wizerunku sądów w społeczeństwie, w tym przekaz informacji, będą, miast rzetelnego informowania o poszczególnych przypadkach (z zachowaniem skali ewentualnych problemów), prowadzić regularną nagonkę.
Andrzej D. Stasiuk - sędzia Sądu Okręgowego w Szczecinie
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340803-sedzia-andrzej-d-stasiuk-konieczne-sa-reformy-wymiaru-sprawiedliwosci-dotyczace-struktury-i-funkcjonowania