Jeszcze cztery miesiące temu formalny przywódca USA, Barack Hussein Obama mówił światu: nic nie da się zrobić, by rozwiązać problemy Bliskiego Wschodu. Nie angażować się w wyrazisty sposób po żadnej ze stron - tak doradzali mu eksperci i służby – bo każdy dookreślony ruch może spowodować nieprzewidywalne konsekwencje.
Obecny prezydent USA, Donald Trump, który objął swój urząd niespełna cztery miesiące temu, przebywa dziś w Arabii Saudyjskiej, by następnie udać się do Izraela i Watykanu. Być może, poza oficjalnym programem odwiedzi również Irak. Już sam rozkład i kolejne przystanki podróży Trumpa byłyby obrazoburcze w otoczeniu w jakim rządził do Obama.
To aspekt duchowy wizyty Trumpa szczególnie drażni koła liberalne, bowiem ten waży się odwiedzić po kolei państwa będące ośrodkami trzech głównych religii: chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Symbolizm zdaje się oczywisty. Trump mówi nam, że to nie religia dzieli ludzi, a radykałowie, którzy podgrzewają konflikty posługując się wiarą jako narzędziem w walce.
Jeśli Daesh ma zostać pokonany, to wyłącznie ponad podziałami religijnymi - jako ekstremizm islamski. I dokładnie to pojęcie - „ekstremizm islamski” - powinno znaleźć swe miejsce i zastosowanie w słowniku polityków Unii Europejskiej, jeśli zależy im na realnym rozwiązaniu problemu przychodźców.
CZYTAJ WIĘCEJ: Bezpardonowa walka o gospodarkę USA trwa…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340653-trump-przywraca-realny-wymiar-polityce-zagranicznej-usa