Rozumiem, że nowy prezes Polskiego Radia Jacek Sobala dokonuje zmian kadrowych na szczytach swojej instytucji. Ma do tego prawa.
Niemniej pozbawienie Krzysztofa Gottesmana funkcji wiceszefa Polskiego Radia 24, dlatego, bo w jakiejś audycji spytano o opinię (przez telefon) prof. Jana Hartmana, wydało mi się swoistym kuriozum. Hartman reprezentuje wyraziście antyklerykalną, skrajną opcje, ale to nie oznacza, że powinien się znajdować na czarnej liście. Jako uzasadnienie podawane jest przyzwalające stanowisko naukowca wobec legalizacji kazirodztwa. Odrzucam te jego poglądy, ale jeszcze raz pytam, czy doszliśmy już do zapisów na osoby? A jeśli doszliśmy, czy ktoś wcześniej zakomunikował kierownictwu Radia 24, że takie ograniczenia obowiązują?
O ile jednak dyrektor Gottesman w radiu pozostaje, o tyle kara, jaka spotyka dziennikarza, który ośmielił się odezwać do Hartmana, to coś znacznie gorszego. Filip Memches, ceniony konserwatywny publicysta został po prostu zwolniony. Nie przedłużono z nim okresowej umowy o pracę.
Zatrudniono go zaledwie kilka miesięcy temu, bo jako redaktor „Plusa Minusa” nie mieścił się w zmieniającej się linii „Rzeczpospolitej” spychanej przez swego właściciela Grzegorza Hajdarowicza w lewo. Teraz z kolei bliskie prawicy radio publiczne karze go… właśnie za co? Nawet nie za poglądy. Za złamanie zakazu, którego nikt formalnie nie ustanowił.
Jest to akt zaskakującej brutalności. Owoc przeczulenia graniczącego z histerią. Zarazem akt dziecinny, bo o ile wystąpienie Hartmana zostało ledwie zauważone (mówił parę minut na temat listu biskupów), o tyle teraz publiczne radio stanie w ogniu krytyki. Za uprawianie cenzury, tworzenie zapisów na osoby, czyli za praktyki, które mieliśmy zdawało się dawno za sobą.
Niedawno lewicową dziennikarkę tegoż samego Radia Zuzannę Dąbrowską pozbawiono audycji, bo w „Rzeczpospolitej” napisała krytyczny tekst o Antonim Macierewiczu. „Błąd” Memchesa jest jeszcze bardziej błahy. Ale jak widać nie dla czujnych radiowych urzędników.
Uderzające, jak coraz mniej miejsca pozostaje na spolaryzowanym, zakleszczającym się medialnym rynku dla takich ludzi jak Memches, którzy mają wyraźne poglądy (prawicowe), ale którzy przywiązani są do takich wartości jak nieskrępowana wymiana opinii. To zawsze wiąże się z otwarciem na osoby, których nie lubimy, czasem nawet nie szanujemy.
Oczywiście krzyk mediów lewicowych będzie można odeprzeć argumentem, że oni już dawno pozbyli się swoich „dysydentów” (choć przecież nie wszystkich). Ale w tym przypadku mamy do czynienia z mediami publicznymi. Nikt ich nie organizował jako ideologicznej wspólnoty. A nawet gdyby organizował, wyrzucanie kogoś za to, że dopuścił kogoś innego do głosu, budzi moje zażenowanie. Ja w takich mediach nie pracowałem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340527-dziennikarz-zwolniony-z-publicznego-radia-bo-rozmawial-z-niewlasciwym-gosciem-trudno-akceptowac-takie-praktyki