Wicepremier i minister kultury, Piotr Gliński spotkał się w czwartek z grupą pracowników Teatru Starego, którzy kontestują wybór nowych władz tej placówki, a konkretnie domagają się, aby nadal dyrektorem pozostał Jan Klata. Gliński, który jest ostateczną instancją, zapowiedział, że „najprawdopodobniej”(!) powoła na to stanowisko rekomendowanych przez komisję konkursową, Marka Mikosa i Michała Gieletę.
Obiecał jednak dalsze rozmowy ze zbuntowanym zespołem i, oczywiście, Klatą. W ten sposób do pewnego stopnia zdezawuował powołany przez własny departament zespół złożony z wybitnych przedstawicieli kultury polskiej zajmujących się teatrem. Co więcej, dostarczył paliwa dla konfliktu, który się już wypalił. Grupka, która kwestionowała nowy wybór, nie miała żadnych argumentów, poza tym, że chcą, aby Starym, z wiadomym skutkiem, rządził nadal Klata. Trudno było Mikosa i Gieletę traktować jako pisowców (chociaż na pewno zostaną tak zaklasyfikowani w myśli wojny domowej, którą III RP wypowiedziała nowej władzy), trudno było odmówić im kompetencji. Naturalnie front medialny III RP rozpoczął nagonkę, jak w wypadku każdej zmiany dokonywanej przez PiS, ale amunicji nie miał. Właściwie wszyscy pogodzili się z faktami i nagle Gliński postanowił podjąć rozmowy. Można mieć pewność, że awantura rozpocznie się na nowo.
Nie odmawiam wicepremierowi dobrych chęci, ale wiemy, co jest nimi wybrukowane. Jestem zwolennikiem dialogu, ale tam, gdzie to jest możliwe i gdy obie strony wykazują dobrą wolę. Wykorzystując oportunizm PO, kulturę w Polsce, a zwłaszcza teatr, zawłaszczyła brutalna, ideologiczna grupka, która nie chce rozmawiać, ale zachować monopol. Tak jak przy okazji tzw. Kongresu Kultury w zeszłym roku głosi wprost: „Nie oddamy wam kultury”. Nie jest w stanie kreować samodzielnie, ani utrzymywać się. Domaga aby jej nihilistyczne przedsięwzięcia opłacane były z kasy państwowej. Kiedy samorządy kontrolowane przez dawną władzę traktują kulturę jako narzędzie do walki politycznej, obowiązkiem ministra jest odbudować ją w podległych mu placówkach. Dlaczego partnerem dla ministra są ideologicznie nastawieni aktorzy uznający się, nie wiadomo z jakiego tytułu, za właścicieli teatrów, w których występują? Dlaczego uprzywilejowana ma być np. Dorota Segda, dla której podejrzana politycznie jest rocznica wolnościowego, antykomunistycznego sprzeciwu? Czy wicepremier musi zabiegać o względy Klaty i spotykać się z nim po raz kolejny, jakby osoba ta była filarem polskiej kultury? Czy ma za dużo czasu?
Chęć rozmowy i porozumienia jest szczytna, ale nie zawsze możliwa, a polityka służy osiąganiu konkretnych celów. Odbudowa polskiej kultury to tytaniczne zadanie, które dopiero, z oporami się zaczyna. Ta odpowiedzialność spoczywa na szefie resortu, który nie przypadkowo w tej roli uzyskał tytuł wicepremiera. Teatr Stary nie jest dla Klaty czy Segdy, ale dla wspólnoty Polaków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340465-dobre-checi-i-pieklo-chec-rozmowy-i-porozumienia-jest-szczytna-ale-nie-zawsze-mozliwa-a-polityka-sluzy-osiaganiu-konkretnych-celow