Dzisiaj jest to Soros, jutro będą uchodźcy, a potem będzie kolejny problem. Wytworzenie więc takiej solidarności państw poddawanych presji, wydaje się być koniecznością
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca akademicki.
W obozie rządzącym i obozie prawicy zrodziło się oburzenie po słowach Donalda Tuska o konsekwencjach ws. nieprzyjęcia uchodźców przez Polskę. Czy to wzburzenie jest słuszne?
To oburzenie oczywiście, że jest słuszne, bo niewyobrażalnym by było, gdyby urzędnik tak wysokiej rangi, pochodzący z innego kraju, np. z Danii, skrytykował własny rząd za to, że wbrew zasadom Schengen przeprowadza kontrolę graniczą. Tego się po prostu nie robi. A Donald Tusk? Postępuje w taki sposób dlatego, że zdaje sobie sprawę, iż jego kariera w Unii Europejskiej – mało tego, w pewnym stopniu również jego ewentualna przyszłość w Polsce – jest zawieszona. A skoro główne poparcie dla swojego urzędu uzyskał dzięki czynnikom zewnętrznym, szczególnie niemieckim, to mimo że taką wypowiedzią wizerunkowo traci, musi się jednak wykazać. To wydaje się być jego głównym motywem działania.
Obserwując to wszystko, nasuwa się pytanie, dlaczego Unia Europejska – unijni urzędnicy, liberałowie, ale także przecież chadecy – tak uparcie zajmują się kwestią uchodźców? Do tego stopnia jest to przepychane, że straszy się „konsekwencjami” kraje członkowskie, które sprzeciwiają się obowiązkowej relokacji.
Wydaje mi się, że tutaj problem jest o wiele poważniejszy i głębszy, niż mogłoby się z pozoru wydawać. Ten podział na prawicę i lewicę na Zachodzie, w Unii Europejskiej bardzo często jest dosyć iluzoryczny, a jeśli bierzemy pod uwagę kwestię uchodźców, to widać to bardzo wyraźnie. Jest to wyraz pewnej koncepcji globalistycznego, a z drugiej strony mocno zakotwiczonego w ideologii nowej lewicy projektu dekompozycji państw narodowych, a relokacja uchodźców, zwłaszcza z tak dalekich kulturowo i cywilizacyjnie krajów, szczególnie ze świata islamskiego, w dużym stopniu rozregulowuje właśnie tę tkankę społeczną, która utworzyła się przez wieki w Europie jako narody i struktury więzi kulturowej, a te elementy klasyczne stoją u fundamentów tejże więzi. W związku z czym, żeby projektować, czy to superpaństwo europejskie o podłożu multikulturowym w sensie ideologicznym, czy to pewną rewolucję społeczną w postaci swego rodzaju dekompozycji państw narodowych czy samych narodów, realizuje się ten scenariusz. Oczywiście, wywołuje to opór i wstrząsy, ale gdzieś w pewnych centrach decyzyjnych jest presja i pragnienie realizacji tej utopijnej wizji, pomimo kosztów.
A relokacja? Jest ważna z tego powodu, by nie udało się stworzyć jakichś enklaw, które funkcjonują na sposób klasycznie europejski, czyli na bazie struktury państw narodowych. Jest więc nacisk, by uczyniła to Polska, czy inne kraje środkowoeuropejskie, które do tej pory tego problemu nie miały, i zarazem nie mieściły się w paradygmacie zbudowania wielkiego, multikulturowego superpaństwa europejskiego.
Ale wydawałoby się, że po tych wszystkich tragicznych doświadczeniach związanych z terroryzmem, czy fiaskiem asymilacji muzułmanów, europejscy politycy powinni przejrzeć na oczy i mieć świadomość, że właśnie dokonują samobójstwa.
Pamiętajmy o tym, że utopia może nieraz zaślepić ludzi i całe grupy. Na gruncie Europy mieliśmy w XX wieku takich utopii, które rzeczywiście prowadziły do katastrofy, przeżyliśmy przynajmniej kilka. I to wydaje się być głównym motywem, bo rzeczywiście, gdy zaczynają się racjonalne argumenty, kiedy zaczynają się te wszystkie zagrożenia, to człowiek roztropny, polityk racjonalny, wyciąga wnioski i stara się wycofać z błędnie objętej drogi. Oczywiście, to jest wyhamowane, bo pamiętajmy, że nie przyjmuje się już w Europie takiej fali uchodźców, ale chce się mimo wszystko dokończyć ten etap relokacji po wszystkich krajach, żeby problem był całości, a nie tylko niektórych. Wtedy tę kwestię „wszystkich” będzie mógł rozwiązać tylko scentralizowany rząd, ogłosi się Europę drugiej, czy nawet piątej prędkości, i niby zrealizuje się idealistyczne Stany Zjednoczone Europy. Ta wizja utopii bardzo mocno powoduje działania i reakcje społeczne w drugą stronę. W moim przekonaniu, w istocie szkodzi ona wspólnocie europejskiej jako takiej.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dzisiaj jest to Soros, jutro będą uchodźcy, a potem będzie kolejny problem. Wytworzenie więc takiej solidarności państw poddawanych presji, wydaje się być koniecznością
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca akademicki.
W obozie rządzącym i obozie prawicy zrodziło się oburzenie po słowach Donalda Tuska o konsekwencjach ws. nieprzyjęcia uchodźców przez Polskę. Czy to wzburzenie jest słuszne?
To oburzenie oczywiście, że jest słuszne, bo niewyobrażalnym by było, gdyby urzędnik tak wysokiej rangi, pochodzący z innego kraju, np. z Danii, skrytykował własny rząd za to, że wbrew zasadom Schengen przeprowadza kontrolę graniczą. Tego się po prostu nie robi. A Donald Tusk? Postępuje w taki sposób dlatego, że zdaje sobie sprawę, iż jego kariera w Unii Europejskiej – mało tego, w pewnym stopniu również jego ewentualna przyszłość w Polsce – jest zawieszona. A skoro główne poparcie dla swojego urzędu uzyskał dzięki czynnikom zewnętrznym, szczególnie niemieckim, to mimo że taką wypowiedzią wizerunkowo traci, musi się jednak wykazać. To wydaje się być jego głównym motywem działania.
Obserwując to wszystko, nasuwa się pytanie, dlaczego Unia Europejska – unijni urzędnicy, liberałowie, ale także przecież chadecy – tak uparcie zajmują się kwestią uchodźców? Do tego stopnia jest to przepychane, że straszy się „konsekwencjami” kraje członkowskie, które sprzeciwiają się obowiązkowej relokacji.
Wydaje mi się, że tutaj problem jest o wiele poważniejszy i głębszy, niż mogłoby się z pozoru wydawać. Ten podział na prawicę i lewicę na Zachodzie, w Unii Europejskiej bardzo często jest dosyć iluzoryczny, a jeśli bierzemy pod uwagę kwestię uchodźców, to widać to bardzo wyraźnie. Jest to wyraz pewnej koncepcji globalistycznego, a z drugiej strony mocno zakotwiczonego w ideologii nowej lewicy projektu dekompozycji państw narodowych, a relokacja uchodźców, zwłaszcza z tak dalekich kulturowo i cywilizacyjnie krajów, szczególnie ze świata islamskiego, w dużym stopniu rozregulowuje właśnie tę tkankę społeczną, która utworzyła się przez wieki w Europie jako narody i struktury więzi kulturowej, a te elementy klasyczne stoją u fundamentów tejże więzi. W związku z czym, żeby projektować, czy to superpaństwo europejskie o podłożu multikulturowym w sensie ideologicznym, czy to pewną rewolucję społeczną w postaci swego rodzaju dekompozycji państw narodowych czy samych narodów, realizuje się ten scenariusz. Oczywiście, wywołuje to opór i wstrząsy, ale gdzieś w pewnych centrach decyzyjnych jest presja i pragnienie realizacji tej utopijnej wizji, pomimo kosztów.
A relokacja? Jest ważna z tego powodu, by nie udało się stworzyć jakichś enklaw, które funkcjonują na sposób klasycznie europejski, czyli na bazie struktury państw narodowych. Jest więc nacisk, by uczyniła to Polska, czy inne kraje środkowoeuropejskie, które do tej pory tego problemu nie miały, i zarazem nie mieściły się w paradygmacie zbudowania wielkiego, multikulturowego superpaństwa europejskiego.
Ale wydawałoby się, że po tych wszystkich tragicznych doświadczeniach związanych z terroryzmem, czy fiaskiem asymilacji muzułmanów, europejscy politycy powinni przejrzeć na oczy i mieć świadomość, że właśnie dokonują samobójstwa.
Pamiętajmy o tym, że utopia może nieraz zaślepić ludzi i całe grupy. Na gruncie Europy mieliśmy w XX wieku takich utopii, które rzeczywiście prowadziły do katastrofy, przeżyliśmy przynajmniej kilka. I to wydaje się być głównym motywem, bo rzeczywiście, gdy zaczynają się racjonalne argumenty, kiedy zaczynają się te wszystkie zagrożenia, to człowiek roztropny, polityk racjonalny, wyciąga wnioski i stara się wycofać z błędnie objętej drogi. Oczywiście, to jest wyhamowane, bo pamiętajmy, że nie przyjmuje się już w Europie takiej fali uchodźców, ale chce się mimo wszystko dokończyć ten etap relokacji po wszystkich krajach, żeby problem był całości, a nie tylko niektórych. Wtedy tę kwestię „wszystkich” będzie mógł rozwiązać tylko scentralizowany rząd, ogłosi się Europę drugiej, czy nawet piątej prędkości, i niby zrealizuje się idealistyczne Stany Zjednoczone Europy. Ta wizja utopii bardzo mocno powoduje działania i reakcje społeczne w drugą stronę. W moim przekonaniu, w istocie szkodzi ona wspólnocie europejskiej jako takiej.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/340302-nasz-wywiad-prof-ryba-tusk-wie-ze-jego-kariera-jest-zawieszona-mimo-ze-taka-wypowiedzia-wizerunkowo-traci-musi-sie-jednak-wykazac