Wezwanie Donalda Tuska na przesłuchanie w sprawie smoleńskiej nie jest, jak chciałby etatowy już obrońca byłego premiera Roman Giertych, przykryciem niepowodzeń komisji Antoniego Macierewicza badającej przyczyny i przebieg tej katastrofy, lecz planowanym od początku etapem jej prac. Konieczność złożenia zeznań w prokuraturze w tej sprawie wielokrotnie zapowiadał Jarosław Kaczyński. Wymieniał te kwestię wśród różnych zobowiązań czy jak kto woli, obciążeń, jakie wiszą nad głową Donalda Tuska. Budzący różne wątpliwości udział Donalda Tuska w całym ciągu zdarzeń związanych z katastrofą smoleńską był wszak wyróżniany jako jeden z najważniejszych powodów wstrzymania się rządu Beaty Szydło od poparcia kandydatury Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej.
W tę sekwencję wpisują się działania i decyzje Kancelarii Premiera, który doprowadziły do rozdzielenia wizyt w Katyniu premiera Donalda Tuska i ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. O tych sprawach najdokładniej wiedziały dwie osoby – pierwszą z nich był właśnie, obok Tomasza Arabskiego, Donald Tusk.
Technikę odpowiedzi na kłopotliwe pytania zaprezentował przed warszawskim sądem Radosław Sikorski, zeznający w procesie, jaki część bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej wytoczyło Tomaszowi Arabskiemu, ówczesnemu szefowi Kancelarii Donalda Tuska. Sikorski zasłaniał się niewiedzą w elementarnych sprawach, wynikającej bądź ze słabej pamięci bądź z powodu całkowicie innych zadań i zainteresowań jako szefa resortu.
Oczywiście, najpoważniejszy niepokój musi u Tuska wzbudzać ewentualne pytanie, co nim kierowało, że oddał całe śledztwo w ręce Putina (oficjalnie przecież bezpośredni nadzór nad śledztwem objął prezydent Rosji), zostawiając jednocześnie wszystkie elementy materialne, bez których polskie śledztwo skazane było na wersję „wirtualną. Pytanie nie tylko, dlaczego, ale na jakiej podstawie. Kto dał mu upoważnienie do podejmowania decyzji w imieniu prokuratury, w imieniu rządu, Państwowej Komisji do Badania Wypadków Lotniczych, rodzin ofiar wreszcie. Skąd uzurpacja do postanowień w imieniu wielu instytucji i państwa polskiego. Osobną kwestią niezwykle ważną jest brak materialnego śladu tej brzemiennej w możliwe do przewidzenia skutki decyzji. Na jakiej podstawie zakładał optymistyczną wersję swojej decyzji w kwestiach rzetelności badań rosyjskich oraz ich dobrej woli współpracy z organami polskimi i ich specjalistami? Jeśli zaś już zdecydował się podjąć decyzję przekazania wszystkiego wyłącznie pod kuratelę Rosji, w jakiej formie otrzymał gwarancje dochowania wstępnie ustalonych zobowiązań ze strony Putina. Czy dla Donalda Tuska jako szefa rządu, wystarczyło ustne zapewnienie prezydenta Rosji, że ich zobowiązania zostaną dopełnione? Czy jest protokół takiej rozmowy, czy też i po tak ważnych ustaleniach – jeśli były – nie pozostała nawet kartka papieru?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wezwanie Donalda Tuska na przesłuchanie w sprawie smoleńskiej nie jest, jak chciałby etatowy już obrońca byłego premiera Roman Giertych, przykryciem niepowodzeń komisji Antoniego Macierewicza badającej przyczyny i przebieg tej katastrofy, lecz planowanym od początku etapem jej prac. Konieczność złożenia zeznań w prokuraturze w tej sprawie wielokrotnie zapowiadał Jarosław Kaczyński. Wymieniał te kwestię wśród różnych zobowiązań czy jak kto woli, obciążeń, jakie wiszą nad głową Donalda Tuska. Budzący różne wątpliwości udział Donalda Tuska w całym ciągu zdarzeń związanych z katastrofą smoleńską był wszak wyróżniany jako jeden z najważniejszych powodów wstrzymania się rządu Beaty Szydło od poparcia kandydatury Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej.
W tę sekwencję wpisują się działania i decyzje Kancelarii Premiera, który doprowadziły do rozdzielenia wizyt w Katyniu premiera Donalda Tuska i ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. O tych sprawach najdokładniej wiedziały dwie osoby – pierwszą z nich był właśnie, obok Tomasza Arabskiego, Donald Tusk.
Technikę odpowiedzi na kłopotliwe pytania zaprezentował przed warszawskim sądem Radosław Sikorski, zeznający w procesie, jaki część bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej wytoczyło Tomaszowi Arabskiemu, ówczesnemu szefowi Kancelarii Donalda Tuska. Sikorski zasłaniał się niewiedzą w elementarnych sprawach, wynikającej bądź ze słabej pamięci bądź z powodu całkowicie innych zadań i zainteresowań jako szefa resortu.
Oczywiście, najpoważniejszy niepokój musi u Tuska wzbudzać ewentualne pytanie, co nim kierowało, że oddał całe śledztwo w ręce Putina (oficjalnie przecież bezpośredni nadzór nad śledztwem objął prezydent Rosji), zostawiając jednocześnie wszystkie elementy materialne, bez których polskie śledztwo skazane było na wersję „wirtualną. Pytanie nie tylko, dlaczego, ale na jakiej podstawie. Kto dał mu upoważnienie do podejmowania decyzji w imieniu prokuratury, w imieniu rządu, Państwowej Komisji do Badania Wypadków Lotniczych, rodzin ofiar wreszcie. Skąd uzurpacja do postanowień w imieniu wielu instytucji i państwa polskiego. Osobną kwestią niezwykle ważną jest brak materialnego śladu tej brzemiennej w możliwe do przewidzenia skutki decyzji. Na jakiej podstawie zakładał optymistyczną wersję swojej decyzji w kwestiach rzetelności badań rosyjskich oraz ich dobrej woli współpracy z organami polskimi i ich specjalistami? Jeśli zaś już zdecydował się podjąć decyzję przekazania wszystkiego wyłącznie pod kuratelę Rosji, w jakiej formie otrzymał gwarancje dochowania wstępnie ustalonych zobowiązań ze strony Putina. Czy dla Donalda Tuska jako szefa rządu, wystarczyło ustne zapewnienie prezydenta Rosji, że ich zobowiązania zostaną dopełnione? Czy jest protokół takiej rozmowy, czy też i po tak ważnych ustaleniach – jeśli były – nie pozostała nawet kartka papieru?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/339874-tusk-schowa-sie-za-immunitet-raczej-tak-byly-premier-dotrzymuje-obietnic-na-pewno-tych-korzystnych-dla-siebie