Grzegorz Schetyna to w polityce absolutny cynik. Nie mniejszy od Donalda Tuska, tylko znacznie bardziej od niego pragmatyczny.
Co się dzieje z Grzegorzem Schetyną? Czy kilka korzystnych sondaży przewróciło mu w głowie, a wręcz odebrało rozum? Dlaczego przewodniczący Platformy Obywatelskiej zagubił się tuż po tym, jak znalazł właściwą drogę i sondaże potwierdziły, że jest uznawany za lidera opozycji? To najczęściej zadawane obecnie pytania. Odpowiedź jest prosta i może się wydawać zaskakująca. Z Grzegorzem Schetyną nie dzieje się nic wyjątkowego czy nadzwyczajnego. Przewodniczący PO właściwie zawsze tak postępował, że nie było wiadomo ani do czego akurat dąży, ani z kim aktualnie trzyma. Grzegorz Schetyna zawsze trzymał za ogony wiele srok na raz, gdyż dla niego polityka to tylko gra. I to gra bez stałych reguł, gdzie o wszystkim decyduje sytuacja i aktualny rachunek zysków i strat. Rację mają więc ci wszyscy, także przeciwnicy Schetyny w jego własnej partii, że jest on najbardziej bezideowym z poważnych polskich polityków. I co ciekawe, sam Schetyna wcale nie uważa tego za wadę. Postrzega siebie jako inżyniera polityki, a nie ideologa. Wprawdzie w publicznych wystąpieniach opowiada się za konkretnymi wartościami czy stanowiskami, ale bez trudu i żadnego problemu może je zmienić z dnia na dzień. Gdy nagle zmienił zdanie w sprawie imigrantów czy programu „Rodzina 500 Plus” nie zrobił niczego nadzwyczajnego, tylko po raz kolejny potwierdził, że jedynym jego priorytetem i celem jest władza. A reszta to tylko technologia.
Nie jest żadną sensacją to, co 14 maja 2017 r. w programie TVP Info „Bez retuszu” powiedział o Schetynie Andrzej Stankiewicz. A powiedział, iż plan Schetyny jest taki, „żeby po wyborach, jeżeli będzie brakować do większości, rządzić z Kukizem, swoim wieloletnim znajomym ze studiów”. Schetyna dogadywałby się bowiem z każdym, byleby mieć władzę, czyli zostać w końcu premierem. Ale zrobiłby wiele nawet dla stanowiska wicepremiera. Donald Tusk, największy realny wróg Schetyny, od lat twierdzi, że obecny przewodniczący PO dogadałby się nawet z Jarosławem Kaczyńskim, mimo że politykę partii oparł na podtrzymywaniu antypisowskich obsesji i neuroz. Oczywiście, gdyby prezes PiS cokolwiek chciał z nim negocjować. Tę obrotowość Grzegorza Schetyny potwierdza nawet to, kogo uważa on za wroga. A wrogami są dla niego właściwie wyłącznie ludzie z własnej partii. Nad nimi chce mieć prawdziwą władzę i karać wszelkie przejawy krytyki, nielojalności czy kwestionowanie przywództwa. Tak postąpił przecież z Jackiem Protasiewiczem czy Stefanem Niesiołowskim. Z każdym spoza PO mógłby się porozumieć, gdyby tylko zaistniały sprzyjające okoliczności. Ryszarda Petru musiał Schetyna sprowadzić do rozmiarów kieszonkowego polityka, bo odbierał mu głosy tego samego elektoratu, ale Nowoczesna z poparciem w pobliżu progu wyborczego jest już potencjalnym sojusznikiem, a nie rywalem. Podobnie jak sam szef tej partii. Pomniejszony Petru jak najbardziej nadaje się na ewentualnego koalicjanta. Podobnie jak Paweł Kukiz, choćby sam muzyk i poseł w jednej osobie nic o tych planach Schetyny nie wiedział.
Politycy z najdłuższym stażem w Prawie i Sprawiedliwości, a szczególnie ci aktywni jeszcze w Porozumieniu Centrum, z wyjątkowym spokojem reagują na rytualne ataki Grzegorza Schetyny na ich partię i jej lidera. Właśnie dlatego, że uważają je za rytualne i teatralnie adresowane do części elektoratu PO. Faktycznie jednak nie boją się nawet gróźb obecnego przewodniczącego PO. Znają bowiem jego umiłowanie władzy oraz „inżynierski” stosunek do polityki. Z tej perspektywy w znacznie trudniejszej sytuacji są ci politycy PO, którzy nadepnęli Schetynie na odcisk, a nie zdążył ich jeszcze ukarać, przede wszystkim ze względów taktycznych. Ale to nie znaczy, że mogą się czuć bezpiecznie. Dużo „nagrabił sobie” u Schetyny na przykład Rafał Trzaskowski, uważany za człowieka Donalda Tuska. Dotarło do mnie kilka sygnałów, że zarówno sam Trzaskowski, jak i najbliżsi współpracownicy Schetyny nie mają wątpliwości, iż rękę Schetyny widać w tym, co spotkało Rafała Trzaskowskiego w związku ze wsparciem dwudziestogroszówką potrzebującej kobiety. Ma to być wręcz klasyczna metoda działania Grzegorza Schetyny wobec wewnętrznych wrogów, wynikająca m.in. z jego dobrych układów z tabloidami. Trzaskowski miał po prostu zostać „ugotowany”, a metoda i czas zależały od sytuacji. Nadarzyła się okazja, to został „trafiony, zatopiony”. I taki los może spotkać każdego, kto podpadł Schetynie. Zgodnie z zasadą, że „Pan Bóg wybacza, Grzegorz Schetyna nigdy”. Oczywiście chodzi tylko o wrogów wewnętrznych, bowiem ci z zewnątrz są tylko wrogami sytuacyjnymi.
Dość powszechna jest opinia, że Grzegorz Schetyna to w polityce absolutny cynik. Nie mniejszy od Donalda Tuska, tylko znacznie bardziej od niego pragmatyczny. Gdyby więc za kilka dni przewodniczący PO znowu radykalnie zmienił zdanie w jakiejś sprawie, nie powinno to nikogo dziwić. Równie elastyczny był Waldemar Pawlak i za to został nagrodzony dwukrotnie funkcją premiera oraz raz wicepremiera. Schetyna dwa lata był wicepremierem i uważa, że to zdecydowanie za mało. Po to długo walczył o funkcję przewodniczącego PO, znosząc przez pięć lat wyjątkowe upokorzenia ze strony Donalda Tuska, żeby wyrównać rachunki w swoim bilansie władzy. Schetyna będzie współpracował z każdym, kto umożliwi mu rządzenie, nawet z diabłem (politycznym). Czyli także z tymi, których jeszcze wczoraj atakował. Zasady tylko ładnie wyglądają, a realna władza to bezcenny konkret. I ten konkret pozwala być ponad wszelkimi zasadami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/339850-sojusz-schetyny-z-kukizem-z-kazdym-kto-umozliwi-szefowi-po-sprawowanie-wladzy-nawet-z-diablem